Obawiam się, że nasze rozeznanie w sprawach ukraińskich jest dość słabe. Co więcej, wygląda na to, że również słabo orientujemy się w planach dużych państw Unii względem Ukrainy i że nikt nie tylko nie konsultował z nami tych planów, choć mamy ambicję bycia rozgrywającym w unijnej polityce wschodniej, ale nawet nas o nich nie poinformował. Najpierw niesłychanie ukochaliśmy miłością platoniczną Wiktora Juszczenkę i jego wierną druhnę z czasów pomarańczowej rewolucji, piękną Julię Tymoszenko. To, że nie mogła ona wjechać do Rosji, bo był tam za nią list gończy, tylko dodawało jej uroku. Nikt już u nas nie dochodził, z jakiego powodu był ten list gończy. W Polsce wiadomo. Rosja ściga tylko demokratów i opozycjonistów. Czym mogła się narazić Rosji piękna i w dodatku bogata Julia? Walką z caratem? Budową demokracji na Ukrainie? Wszystko jedno. Nawet nie wypadało dociekać. Podobnie jak nie wypadało dociekać, w jaki sposób ta piękna Julka stała się tak bogata. Widać na Ukrainie tak mają. Gdy ktoś oszczędza, to ma. Tysiące kobiet z Ukrainy przyjeżdża do Polski. Kto wie, może też są bogate, tylko to bogactwo ukrywają. Bo nie widać. O klanach oligarchów ukraińskich, o ich wzajemnych walkach i wpływie na władze wiemy wciąż za mało. Tak czy owak, nasi ulubieńcy Juszczenko i Tymoszenko objęli władzę na Ukrainie. Juszczenko jako prezydent, Tymoszenko jako premier. Pierwsze, co zrobili, to się ze sobą pożarli. Niby nic takiego, u nas też politycy się żrą. Nawet prezydent z premierem – bywało. Np. o samolot albo o krzesło w Brukseli. W każdym razie ten duet nie zbliżył Ukrainy do Europy, nie ograniczył korupcji na Ukrainie, nie usprawnił państwa, nie podniósł poziomu życia. Tyle że Rosjanie jakoś cichcem odwołali list gończy za panią premier. Widać nie wypadało im nastawać na premiera sąsiedniego państwa. Tracący popularność Juszczenko (w czym Tymoszenko mu pomagała, jak umiała, i robiła, co mogła) zrobił nam na koniec przykry kawał. Postawił na skrajne, antypolskie, nacjonalistyczne środowiska na zachodniej Ukrainie i nawet Stepana Banderę ogłosił bohaterem narodowym Ukrainy. Wprawił tym w osłupienie nasze elity polityczne, a wściekłość wywołał nie tylko w emeryckich środowiskach kresowych, ale i wśród wszystkich, którzy mieli jakie takie pojęcie o historii najnowszej i nazwa banderowcy nie była dla nich pustym dźwiękiem. Prezydentem Ukrainy został Wiktor Janukowycz. Antybohater pomarańczowej rewolucji. W Polsce przedstawiany jako prorosyjski. Na Ukrainie prokuratura oskarżyła byłą premier nie tylko, jak się u nas ostatnio mówi, o podpisanie niekorzystnej dla Ukrainy umowy z Rosją, lecz, zdaje się, także o przekroczenie uprawnień (podpisała jako premier umowę, której podpisanie wymagało upoważnienia Rady Ministrów, a tego upoważnienia nie było) i o sfałszowanie stosownego dokumentu upoważniającego. Może ta Ukraina rzeczywiście mało cywilizowana, ale, jak sądzę, za coś takiego pociągnięto by do odpowiedzialności karnej premiera w każdym europejskim kraju. Była premier stanęła przed sądem. Odpowiadała z wolnej stopy, ale na rozprawie zachowywała się bojowo, awanturowała się i koniec końców wsadzono ją do aresztu. W jej procesie bodaj najbardziej obciążające zeznania złożył… Juszczenko. Sąd skazał Julię Tymoszenko na siedem lat więzienia. U nas jakoś nie absorbowało to szczególnie polityków ani mediów, wszak szykowaliśmy się do przygotowywanych wspólnie z Ukrainą Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012. Nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła wiadomość, że ponieważ na Ukrainie reżim trzyma więźniów sumienia, co więcej – znęca się nad nimi (czego dowodem siniaki na pięknym ciele Julii), na Euro nie przyjedzie prezydent Gauck. Wiadomość była tym bardziej sensacyjna, że nikt dotąd nie wiedział, że Gauck jest kibicem i że w ogóle wybiera się na jakiś mecz. Po Gaucku kilku kolejnych polityków zagroziło tym samym: jeśli Julia Tymoszenko nie wyjdzie na wolność – a najlepiej niech przyjedzie do Niemiec na leczenie – nie pójdą na żaden mecz na Ukrainie. W Polsce odezwał się znany z wrażliwości na kobiece wdzięki, a poza tym wrażliwy na krzywdy ludzkie (zwłaszcza wywołane aresztami wydobywczymi) autor wielu nierealnych projektów, Jarosław Kaczyński. Wezwał on do bojkotu Euro. Ale takiego bojkotu na serio! Nie tylko VIP-y, lecz także zwykli ludzie powinni zbojkotować Euro, a w pierwszej kolejności powinni je zbojkotować piłkarze. Z tego wszystkiego chyba tylko drużyna PiS na Euro nie pojedzie.
Tagi:
Jan Widacki