Kalisz – kłopot Platformy

Kalisz – kłopot Platformy

Reakcja Donalda Tuska na projekt raportu komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy może dziwić. Na pierwszy rzut oka była ona po prostu głupkowata. Ani śmierć byłej posłanki, ani treść raportu przygotowanego przez przewodniczącego sejmowej komisji Ryszarda Kalisza naprawdę nie są dobrą okazją do publicznych żartów. Takie żarty, przy takiej okazji, w dodatku w wykonaniu premiera, muszą budzić niesmak. Prawdą jest, że taka konkluzja raportu, szczególnie wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, stawia Platformę w trudnej sytuacji. Przede wszystkim próba postawienia dwóch liderów PiS przed Trybunałem Stanu rozpęta gigantyczną awanturę. PiS i jego zwolennicy (a jest to dwadzieścia kilka procent Polaków!) podniosą wrzask, że metodami państwa totalitarnego próbuje się rozprawiać z polityczną konkurencją. Platforma tego się normalnie boi i zrobi wszystko, by tego uniknąć. Stąd próba osłabienia siły rażenia raportu przez próbę jego zlekceważenia i przy okazji próbę ośmieszenia jego autora. Eleganckie to nie jest, ale może się okazać skuteczne. Bez podpisów posłów Platformy sformułowanie wniosku o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej byłego premiera i byłego superministra nie będzie możliwe. Polityczne sukcesy w postaci utrzymującego się poparcia Platforma zawdzięcza w głównej mierze strachowi przed PiS. Obsadzając się w roli jedynego skutecznego obrońcy przed tą pozasystemową partią, jawnie dążącą do władzy autorytarnej, Platforma nie tylko skutecznie mobilizuje swój elektorat, lecz także podbiera jeszcze elektorat innych partii, szczególnie lewicy. Pamiętamy apel Donalda Tuska do elektoratu ówczesnego LiD, by w wyborach jesienią 2007 r. głosował na Platformę, tylko ona bowiem jest w stanie skutecznie odsunąć PiS od władzy. Część elektoratu lewicy dała się uwieść. Część srodze się później rozczarowała. Od kilku miesięcy Platforma wykonywała kolejny manewr socjotechniczny. Straszyła Polaków koalicją PiS z SLD, jaka rzekomo grozi Polsce po najbliższych wyborach. Szantaż był dość prosty, by nie powiedzieć prymitywny: jeżeli nie będziecie głosować na Platformę, jeśli Platforma nie zdobędzie dostatecznej liczby głosów, by rządzić sama lub z PSL, zawiąże się ta straszna koalicja. Im rozmaici politycy lewicy gorliwiej zapewniali, że taka koalicja jest niemożliwa, tym bardziej politycy Platformy zapewniali, że nie tylko jest możliwa, ale już prowadzone są rozmowy, już podzielono stanowiska w rządzie, Grzegorz Napieralski będzie premierem tego koalicyjnego rządu, a z tylnego fotela będzie rządził Kaczyński. Nawiasem mówiąc, o niemożliwości zawiązania takiej koalicji mówił też wielokrotnie Jarosław Kaczyński, ale jego wiarygodność w takich sytuacjach rzeczywiście bywa wątpliwa. O niemożliwości zawiązania koalicji z Lepperem też swego czasu gorliwie zapewniał, po czym, gdy tylko mu to było potrzebne, taką koalicję zawarł. Poza tym nigdy nie wiadomo, czy Jarosław Kaczyński jest na prochach, czy nie, i w związku z tym, czy ma kontakt z rzeczywistością, czy go nie ma. Wydawało się więc, że temat widma koalicji PiS-SLD będzie ważnym elementem kampanii wyborczej Platformy. Raport Ryszarda Kalisza, a także – dopowiem nieskromnie – w jakimś procencie moje przejście do klubu SLD i towarzyszące temu wypowiedzi w mediach na temat draństw IV RP spowodowały, że ostatnio Platforma już o koalicji PiS-SLD nie mówi. Raport Kalisza sprawił, że Platforma stanęła przed trudnym wyborem. Uznać, że są materialne podstawy do tego, by ścigać za nadużycia IV RP, i równocześnie przyznać, że nie ma na to ochoty – to bardzo ryzykowne. Rozczarowałaby nie tylko tę część elektoratu, którą przed czterema laty podebrała lewicy pod hasłami skutecznej walki z PiS. Przystąpić do takich rozliczeń, poniekąd pod presją SLD, też niedobrze. Okaże się bowiem, że przez ostatnie cztery lata nic się z tym samemu nie zrobiło, a teraz lewica przejmuje pod tym względem inicjatywę i to ona w gruncie rzeczy chroni kraj przed PiS. Znaczyłoby to nie tylko przyznanie się do słabości i nieudolności, ale równocześnie przyznanie, że mówiąc o przyszłej koalicji PiS-SLD, albo się bredziło, albo perfidnie kłamało. Platforma poszuka zatem trzeciego rozwiązania. Wiele wskazuje na to, że już je wybrała i nawet zaczęła realizować. Będzie to podważanie treści raportu, kwestionowanie jego ustaleń, jak się uda, to jego ośmieszanie, traktowanie z przymrużeniem oka jego autora, rozpowszechnianie plotek, że ostrością wniosków Kalisz chciał poprawić notowania w SLD, bo przecież idą wybory. Co prawda w takich insynuacjach brakuje logiki:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 26/2011

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki