Zdaje się, że jest już oficjalna odpowiedź na to pytanie. Funkcjonariuszka ABW, która uczestniczyła w przeszukaniu i zatrzymaniu. Jej pewnie będą postawione zarzuty. Dyscyplinarnie odpowiedzą też pewnie pozostali funkcjonariusze uczestniczący w tych czynnościach, ewentualnie, jeśli opozycja i opinia publiczna się nie uspokoi, do odpowiedzialności dyscyplinarnej lub politycznej pociągnięci zostaną jeszcze przełożeni tych funkcjonariuszy. Przy okazji tłumaczenia się w Sejmie minister-koordynator wysunął jeszcze jedną dość śmiałą tezę, że zawinił tu… humanitaryzm funkcjonariuszy, którzy nie skuli kajdankami byłej minister zaraz na początku. Rzeczywiście, jeśli czynności z udziałem obywatela, takie jak legitymowanie czy zatrzymanie, rozpocznie się od rzucenia go twarzą na ziemię wśród wrzasków: „Na glebę!”, jeśli przy tym pouczy się go, wrzeszcząc: „Jak się ruszysz, to odstrzelę ci łeb!”, jeśli ubrani w kominiarki i uzbrojeni w broń maszynową antyterroryści wyrzucą z siebie odpowiednią liczbę przekleństw, prawdopodobieństwo samobójstwa tak zatrzymywanego zmaleje zapewne do zera. W chwili zatrzymania oczywiście. Na razie mamy pierwszą winną. Funkcjonariuszkę ABW. I cały szereg upublicznionych przemyśleń ludzi władzy. W przeciwieństwie do ministra-koordynatora, który z taką ostrością zauważył zgubne skutki nadmiernego humanitaryzmu, pan prezydent gotów był z humanitaryzmu nie rezygnować, ale zróżnicować go w zależności od osoby zatrzymywanej, a nawet w niektórych przypadkach humanitaryzm pogłębić. Wysnuł przy tym dość oryginalną tezę suicydologiczną, że ludzie rozespani są bardziej skłonni do samobójstw niż wyspani, i dlatego zalecił, aby zatrzymywać raczej koło godz. 9, a nie zaraz po 6. Myślę, że problem zasługuje na poważniejsze potraktowanie, a szukanie winnych siemianowickiej tragedii koncentruje się akurat na tych, którzy są najmniej winni i znajdują się na samym końcu łańcucha przyczyn. Przyczyną pierwszą i podstawową jest robienie z zatrzymań ludzi znanych spektakli telewizyjno-propagandowych. Uczciwie trzeba przyznać, że zaczęło się to nie pod rządami obecnej koalicji, ale znacznie wcześniej, choć prawda, że teraz doprowadzono to do perfekcji. Zatrzymanie generalnego konserwatora zabytków w przypadkowej (zupełnie!) obecności ekip telewizyjnych, zatrzymanie Modrzejewskiego, a ostatnio zatrzymanie byłego ministra Emila Wąsacza czy Aleksandry Jakubowskiej, skuwanie ich, prowadzenie w kajdankach przed kamerami na oczach milionów telewidzów, by ograniczyć się do przypadków najbardziej znanych. Uzupełnianie programów informacyjnych „operacyjnymi filmami policji” z takich czynności. Filmami kręconymi często, można podejrzewać, nie dla potrzeb organów ścigania, dla dokumentowania czynności, ale na użytek mediów i politycznej propagandy. To robienie obrzydliwych spektakli z zatrzymywania osób powszechnie znanych, poniewieranie ich godności ludzkiej, upokarzanie w czasie, gdy służy im domniemanie niewinności i nie obciąża żaden prawomocny wyrok sądowy, dla wielu może być dostateczną przyczyną targnięcia się na swoje życie, aby do takiego upokorzenia nie dopuścić. Tu decyduje poczucie honoru i godności osobistej, a nie stopień wyspania. Kto czuje się odpowiedzialny za tę teatralizację zatrzymań i uczynienie z nich stałego elementu politycznej propagandy? Który polityk? Który dziennikarz spośród skrzętnie w tym zakresie kooperujących z władzami śledczymi? A propos, czy telewizyjna „Misja specjalna” w przeddzień siemianowickiej tragedii, poświęcona przypadkiem – oczywiście – sprawie, w której miała być zatrzymana Barbara Blida, to nie miał być pierwszy akt spektaklu, a w drugim czy nie miała wystąpić była minister prowadzona w kajdankach? Trzecim zaś aktem spektaklu nie miała być jakaś konferencja prasowa prokuratora generalnego albo choćby apelacyjnego? Czy śmierć Barbary Blidy przerwała ten spektakl? Kamera – filmująca pukanie do drzwi i wejście do mieszkania, ale nie przebieg samej czynności – czy miała służyć jej procesowemu dokumentowaniu, czy też miała dać materiał wyemitowany później w telewizji publicznej? Czy kolejną filmowaną sceną miało być dopiero wyprowadzanie skutej „Barbary B., byłej minister budownictwa i byłej posłanki SLD”? Jestem pewien, że kiedyś zostanie to wyjaśnione. Teraz nie. Sprawiedliwości IV RP wystarczy zapewne odpowiedzialność funkcjonariuszki ABW, ewentualnie jeszcze jej kilku kolegów. Przyczyna druga. Do zatrzymywania i doprowadzania zatrzymanych do prokuratury powołana jest z zasady policja. Tylko ona wymieniona jest w kodeksie postępowania karnego z nazwy. Do innych organów, z nazwy niewymienionych, w tym do ABW, prokurator może się zwrócić z takim poleceniem tylko wyjątkowo, gdy jest to uzasadnione. Na przykład gdy trzeba zatrzymać oficera policji, można to zlecić ABW, by nie doprowadzać do sytuacji, że funkcjonariusze policji będą zatrzymywać swego przełożonego. Dla
Tagi:
Jan Widacki