Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich zaprotestowała przeciwko zagrożeniom zasad państwa prawnego. Rektorzy protestują przeciwko fatalnej legislacji podporządkowanej doraźnym celom politycznym, podważaniu autorytetu sądów i Trybunału Konstytucyjnego, jaskrawemu nierespektowaniu zasady domniemania niewinności, upolitycznienieniu prokuratury. Protestują też przeciw ustawie lustracyjnej, która budzi poważne wątpliwości etyczne i konstytucyjne. Nawiązując do uchwały Senatu Uniwersytetu Warszawskiego, rektorzy wyrażają przekonanie, że wszystko to prowadzi do podważenia fundamentów demokratycznego państwa prawnego. Wszystko to jak najbardziej słuszne. Słuszny jest niepokój elity naukowej i słuszny jej protest. Nie mogę jednak powstrzymać się przed zadaniem pytania: dlaczego tak późno? Dlaczego dopiero teraz? Przecież nie od wczoraj prokuratura działa na polityczne zamówienie nękając osoby postrzegane jako polityczni przeciwnicy aktualnej władzy. Minister Ziobro nie mówi nic nowego w stosunku do tego, co mówił jeszcze przed wyborami, gdy ministrem nie był, mało tego, wyraźnie zapowiadał to, co teraz robi. Ustawy lustracyjnej też nikt nie wyciągnął w ostatniej chwili z kapelusza. Była ona poprzedzona nie tylko zapowiedziami wcale licznych apostołów lustracji, ale nawet autorskimi poczynaniami lustracyjnymi podejmowanymi w różnych środowiskach akademickich, niekiedy z błogosławieństwem tychże samych rektorów, którzy teraz uchwalali protest. Gdzie do tej pory byli prawnicy – która z Rad Wydziału Prawa uchwaliła protest przeciw łamaniu zasad państwa prawa, które wszyscy widzieli i o którym wszyscy prywatnie mówili? Gdzie byli historycy, którzy pozwolili swym młodszym i często nawiedzonym kolegom z IPN szarżować z naruszeniem nie tylko zasad etyki czy naukowej uczciwości ale nawet z pogwałceniem elementarnych reguł metodologii historii? Czy spotkał ich jakiś ostracyzm środowiska, a choćby surowa, merytoryczna krytyka? Ustawa lustracyjna zmusza środowiska naukowe do rachunku sumienia za okres PRL-u. Ja proszę o rachunek sumienia jedynie za ostatnie półtora roku. Za środowiskiem naukowym poszli adwokaci. Naczelna Rada Adwokacka poparła uchwałę rady Wydziału Prawa i Senatu Uniwersytetu Warszawskiego. Adwokaci zaniepokojeni są upolitycznieniem organów stosujących prawo, dalszym jego zaostrzaniem, instrumentalnym traktowaniem, szafowaniem tymczasowymi aresztowaniami, stałym, bez uzasadnionej potrzeby, a kosztem praw obywatelskich, rozszerzaniem uprawnień organów ścigania, lekceważeniem zasady domniemania niewinności. Protestują też przeciw sposobowi, w jaki przedstawiciele władzy wykonawczej i ustawodawczej wypowiadają się o wyrokach sądów i Trybunału Konstytucyjnego. W podobnym duchu wypowiedziało się Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”. To poważne oskarżenia pod adresem rządu i koalicji, wypowiadane przez kompetentne gremia. Tak poważne, że w każdym normalnym kraju, w którym na scenie politycznej istnieje opozycja, byłyby potraktowane jako poważne ostrzeżenie dla rządu. U nas rząd nie musi się niczego obawiać. Nie ma opozycji. Więc nikt tych protestów politycznie nie zagospodaruje ani nie wykorzysta. Niby kto miałby to zrobić? – Platforma? Współautorka znacznej części krytykowanych pomysłów? Czy SLD – słabe i praktycznie zmarginalizowane, mające akurat problem z nagraniami pijackich bełkotów Józefa Oleksego? Jeśli nikt – jak dotąd – nie będzie politycznie reprezentował środowisk naukowych, prawniczych czy szerzej inteligenckich, to prędzej czy później, one same wytworzą swoją reprezentację. Mają na to jeszcze dwa i pół roku. Życie nie znosi próżni. Polityczne też. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jan Widacki