Umierać za Sewastopol?

Umierać za Sewastopol?

Obawiam się, że nie tylko Putin jest politykiem z XIX w. Takiego XIX-wiecznego myślenia o polityce było w ostatnim okresie aż nadto, szczególnie w naszej części Europy. Nie wróży to dobrze. Na szczęście „stara Europa” jest chyba bardziej nowoczesna. We współczesnym świecie zasada samostanowienia narodów często pozostaje w kolizji z inną zasadą prawa międzynarodowego – zasadą nienaruszalności granic i jedności terytorialnej poszczególnych państw. Ta ostatnia gwarantowana jest czasem dodatkowo różnymi traktatami dwustronnymi lub wielostronnymi. Bywa więc, że raz można się oprzeć na jednej zasadzie, raz na drugiej. Kiedy uznawaliśmy niepodległość Kosowa, wbrew Serbii, od której Kosowo się oddzielało (i wbrew wspierającej Serbię Rosji), wyprzedzając w tym wiele państw zachodnich, mówiliśmy o prawie mieszkańców do samostanowienia. Nie przewidywaliśmy, choć łatwe to było do przewidzenia, że na tej samej zasadzie Rosja uzna za chwilę niepodległość Osetii Południowej odrywającej się od Gruzji. Gdy to zrobiła, zatrzęśliśmy się z oburzenia. Bezkrytycznie wspieraliśmy Majdan i przewrót na Ukrainie, dokonujący się w dużej mierze pod hasłami antyrosyjskimi. Przewrót, jak to przewrót, z zasady nie jest konstytucyjny. Kijowski też nie był. Parlament pozbawił Janukowycza władzy wbrew konstytucji (przecież nie stosowano instytucji impeachmentu) i wbrew podpisanemu porozumieniu między Janukowyczem a opozycją. Porozumieniu, któremu patronowali ministrowie spraw zagranicznych Unii łącznie z Radosławem Sikorskim. Tym razem nie obowiązywała zasada pacta sunt servanda (umów należy przestrzegać)? A jaki efekt? Nacjonalistyczna Swoboda, dotąd mocna jedynie w samorządach na zachodniej Ukrainie (to z nią były konflikty we Lwowie, w tym o cmentarz Orląt), po przewrocie stała się drugą siłą polityczną Ukrainy. Czy to nasz sukces? W czym rezydencje Tymoszenko, Kliczki czy Tiahnyboka (wreszcie pokazał je Onet) są lepsze od rezydencji Janukowycza czy Pszonki? Czy w przeciwieństwie do tych ostatnich sami je wybudowali systemem gospodarczym za oszczędności z pensji? Naprawdę taka wielka zmiana dokonała się na Ukrainie? Podjęta przez ukraiński parlament pod naciskiem Majdanu ustawa likwidująca język rosyjski jako drugi język państwowy, w sytuacji gdy znaczna część Ukrainy (wschód i południe, nie mówiąc już o Krymie, gdzie ponad 60% mieszkańców stanowią nie rosyjskojęzyczni Ukraińcy, ale Rosjanie) posługuje się tym językiem, a ukraińskiego nie zna, musiała wywołać sprzeciw i opór. Nikt nie chce się stawać obywatelem drugiej kategorii. Zawetowanie tej ustawy przez pełniącego obowiązki prezydenta przewodniczącego parlamentu było tylko spóźnionym przyznaniem się do błędu. Krym to problem złożony. Historycznie do Ukrainy nigdy nie należał. Podarował go jej w przypływie dobrego humoru Chruszczow w 1954 r., w rocznicę rady perejasławskiej. Wtedy nie miało to większego znaczenia, wszystko bowiem odbywało się w granicach ZSRR. Może warto przypomnieć, czym była ta rada perejasławska? Otóż rada perejasławska, której przewodniczył Chmielnicki, 18 stycznia 1654 r. uchwaliła oderwanie Ukrainy od Rzeczypospolitej i poddanie się carowi Rosji. Na Krymie, po wywózkach zapoczątkowanych za Katarzyny II, a zakończonych za Stalina, Tatarzy to jakieś 10-12% ludności. Ponad 60% stanowią tam Rosjanie, parę procent inne mniejszości narodowe i etniczne, Ukraińców jest zaledwie ok. 20%. Krym po rozpadzie ZSRR pozostał w granicach Ukrainy, a Rosja zatrzymała tam bazy wojskowe, w tym główną bazę floty czarnomorskiej w Sewastopolu. Istnienie baz rosyjskich potwierdziła umowa między Rosją a Ukrainą. Są tam one najzupełniej legalnie. Bardziej legalnie niż amerykańskie Guantanamo na Kubie. Krym w państwie ukraińskim obdarzony został autonomią. Nie ma wątpliwości, że w świetle prawa międzynarodowego Krym jest dziś częścią Ukrainy. Potwierdza to układ budapeszteński z 1994 r., w którym w zmian za wyrzeczenie się przez Ukrainę broni nuklearnej potwierdzono jej integralność terytorialną. Ale wystarczy, że temu postanowieniu prawa międzynarodowego przeciwstawi się zasadę prawa ludności do samostanowienia, uznaną przez nas np. w Kosowie, a ludność (której ponad 60% – przypominam – stanowią Rosjanie) albo wyrazi w referendum wolę posiadania niepodległego państwa, albo wolę przyłączenia do Rosji. Można powiedzieć: ukraińska konstytucja nie przewiduje takiego referendum. Rzeczywiście nie przewiduje. Ale nie przewiduje też odwołania prezydenta przez parlament bez całej procedury impeachmentu. A taki niekonstytucyjny akt uznaliśmy bez zastrzeżeń. Bo nam się spodobał. Bo był pośrednio wymierzony w Rosję. Takie samo prawo uznania niekonstytucyjnego referendum ma Rosja. Z uzasadnieniem identycznym. Bo jest dla niej korzystne. W interesie Rosji leży destabilizacja sytuacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2014, 2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki