Wreszcie bronię esbeków

Wreszcie bronię esbeków

Choć dotąd broniłem w sądzie 1 esbeka (słownie: jednego!), niektóre media z lubością nazywają mnie „Obrońcą esbeków”. Teraz na ten epitet zasłużę sobie w zupełności. Bronię esbeków! Nie w imię solidarności z PRL, której nie znosiłem, ale w imię solidarności z państwem prawa. Do Sejmu wpłynął projekt ustawy deesbekizacyjnej. Wszystkie kluby oprócz SLD projekt poparły. Oczywiście UB, a później SB zapisały się niechlubnie w historii Polski. To poza dyskusją. Były jednak organami PRL, państwa, którego suwerenność była niepełna, a tendencje totalitarne oczywiste, ale jednak państwa, które miało międzynarodowe uznanie. Państwa, którego kres naród przyjął z ulgą. Ale też nie ulega wątpliwości, że PRL była podmiotem prawa międzynarodowego, uznawanym przez społeczność międzynarodową, którego kontynuacją prawną była III RP, a chcąc czy nie chcąc, także IV RP. Powstaje problem prawny, czy IV RP może zupełnie zlekceważyć zobowiązania PRL. Otóż nie może. Funkcjonariusze UB czy SB, którzy naruszyli prawo, znęcając się nad ludźmi, przekraczając swe uprawnienia, podlegają odpowiedzialności karnej. Ich zbrodnie nie podlegają przedawnieniu. Mogą ich ścigać zarówno prokuratury powszechne, jak i pion prokuratorski IPN. Niech ścigają… Jednak cywilizowane prawo nie zna odpowiedzialności zbiorowej. Byli to funkcjonariusze państwa, które obojętne, jak oceniamy – było prawnym poprzednikiem dzisiejszej Polski. Porachunki z przeszłością są oczywiście dopuszczalne przede wszystkim w rozprawach historyków, deklaracjach polityków, a jeśli mają być przedmiotem ścigania przez prawo, to jedynie przez prawo karne i w ramach jego standardów. Ustawy takie jak deesbekizacyjna czy dekomunizacyjna w takim standardzie oczywiście się nie mieszczą. Piszę to, zanim powie to expressis verbis Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. A powie! Powie niezawodnie, gdy tylko takie prawo zostanie w Polsce uchwalone, a stosowna skarga do niego wpłynie. Demagogia towarzysząca wprowadzeniu projektu ustawy deesbekizacyjnej jest nader oczywista. Mówi się ludziom: sprawiedliwość wymaga, by ludzie walczący o wolną Polskę mieli emerytury wyższe niż oprawcy z SB (UB). Wszystko to prawda. Nikt nie broni władcom RP przyznać weteranom walk o niepodległość stosownych dodatków do emerytur. Czy jednak IV RP ma prawo, opierając się na zasadach odpowiedzialności zbiorowej, pozbawiać emerytur lub ograniczać wysokość emerytur wysłużonych w PRL? A co z emeryturami tych funkcjonariuszy SB (albo np. BOR), którzy przeszli pomyślnie weryfikację w 1990 r. i przepracowali lojalnie kilkanaście lat w III RP? Których w 1990 r. zapewniano w imieniu państwa: panowie, jest nowa, niepodległa Polska, w jej służbie możecie wykazać swój patriotyzm, swoje przywiązanie do kraju, swoją lojalność, swoje oddanie niepodległej Rzeczypospolitej. Co z tymi, którzy okazali się lojalni, ryzykując życie w niebezpiecznych misjach w Iraku, Afganistanie czy Rosji? Czy to wszystko już się nie liczy? Od kiedy? Czy to znaczy, żeśmy ich okłamali? W imieniu państwa? A co z tymi funkcjonariuszami tego obrzydliwego UB, którzy z narażeniem życia w końcówce lat 40. rozpracowywali UPA na wschodnich, okrojonych kresach Polski? Albo tych, którzy zwalczali na Ziemiach Odzyskanych bojówki Werwolfu? Czy naprawdę można ich z czystym sumieniem pozbawić emerytur? Obłudę wykazuje pan senator Romaszewski, który wskazując na niskie emerytury weteranów walk z komuną, wskazuje na wysokie emerytury emerytów UB i SB z komentarzem, że III RP nie zdobyła się na ten elementarny akt sprawiedliwości. Można by sądzić, że pan Romaszewski w III RP przebywał w więzieniu lub na wygnaniu albo był pozbawiony prawa głosu w debacie publicznej. Otóż przypominam, pan Romaszewski był cały czas obecny w życiu publicznym III RP, generalnie jako senator, i miał wszelkie możliwości, by o tę tak przezeń przeżywaną dziś niesprawiedliwość dziejową się upomnieć. Nie uczynił jednak tego. Dla porządku jednak przypomnijmy. II RP płaciła emerytury funkcjonariuszom państw zaborczych (Austrii, Rosji i Prus), którzy po 1918 r. zostali obywatelami polskimi. Wysługę w armiach zaborczych zaliczano do wysługi lat w Wojsku Polskim. Mało tego, okupacyjne władze hitlerowskie płaciły emerytury m.in. emerytowanym profesorom uniwersytetu. Dopiero wiedząc o tym wszystkim, spróbujmy na nowo rozważyć, co jest sprawiedliwe, a co sprawiedliwe nie jest. Cywilizowane prawo zezwala na rozliczenie się z przeszłością. Jednak podstawą tego rozliczenia może być, jak wspomniałem, prawo karne. A to prawo, wbrew wyobrażeniom posła Mularczyka czy innych słabo wyedukowanych w prawie, generalnie wymaga po pierwsze odpowiedzialności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2007, 2007

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki