Janek

Janek

Warszawa 01.065.20018 r. 1Maja Swieto Pracy - pochod OPZZ. fot.Krzysztof Zuczkowski

Jan Guz mógł być posłem, ministrem, szefem partii politycznej, ale uważał, że najwięcej zrobi dla ludzi jako związkowiec Rok temu pożegnaliśmy Jana Guza – przewodniczącego Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, współtwórcę i wiceprzewodniczącego Rady Dialogu Społecznego, związkowca z krwi i kości. 24 maja 2019 r. straciliśmy szefa i przyjaciela. Odszedł cicho, niespodziewanie, za wcześnie. Janek łamał wszystkie, głównie krzywdzące, stereotypy o działaczach związkowych. Dbał o wygląd, uwielbiał mleko i owoce – co roku przywoził nam najprawdziwsze kosztele ze swojego ogrodu. Z równą zręcznością poruszał się na salonach władzy, jak i w halach fabrycznych. Ze wszystkimi umiał znaleźć wspólny język, nawet kiedy nie przebierał w słowach. A nie przebierał – nieraz przekonali się o tym członkowie Rady Dialogu Społecznego, szczególnie przedstawiciele kolejnych rządów. Wielki, zwalisty chłop, tubalnym głosem walił prawdę między oczy, ale zawsze w słusznej sprawie. Co ciekawe, nigdy nikogo nie obraził. A kiedy już uzyskał, co chciał, stawał się bratem łatą, zjednującym sobie wszystkich rubasznym poczuciem humoru. Urodził się na podlaskiej wsi. Część dzieciństwa spędził w domu dziecka. Tam się nauczył, że w życiu nie ma czasu na mazgajstwo. Szanował pracę. Może dlatego, że wszystko, do czego doszedł, ciężko wypracował. Skończył technikum mechaniczne jako technik mechanik obróbki skrawaniem, później studia politologiczne. W zakładzie, w którym rozpoczął pracę, poznał żonę i połknął bakcyla działalności społecznej. Nigdy nie wstydził się swojej przeszłości. Polska była jego ojczyzną, a PRL państwem, które dziecku z „bidula” dało podmiotowość, możliwość nauki i pracę. Szefem OPZZ został w dramatycznych okolicznościach. Każda organizacja ma chwile chwały, ale też momenty, o których chciałaby zapomnieć. Kiedy znaleźliśmy się na skraju przepaści, Janek powiedział: „Pewnie wielu z was odejdzie, a ci, którzy zostaną, będą musieli mocno docisnąć pasa”. No to docisnęliśmy, przeżyliśmy, a lista naszych osiągnięć w kolejnych kadencjach pod przewodnictwem Janka jest całkiem okazała. To m.in. uzyskanie prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych osób pracujących na umowach cywilnoprawnych oraz samozatrudnionych; wprowadzenie składki na ubezpieczenia społeczne od umów-zleceń; szybszy wzrost płacy minimalnej i wyłączenie z niej dodatku za pracę w porze nocnej; wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej; zwiększenie zakresu stosowania klauzul społecznych w zamówieniach publicznych; ograniczenie nieprawidłowości związanych z zatrudnianiem pracowników tymczasowych; powrót do poprzedniego wieku emerytalnego; stworzenie Krajowego Funduszu Szkoleniowego. Wszystkie te inicjatywy były przedmiotem rzetelnego, merytorycznego, a niekiedy twardego dialogu na forum Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, a po jej niesławnym upadku – w Radzie Dialogu Społecznego. Janek wierzył w dialog. Kiedy było trzeba, po długim namyśle, po rozmowach ze związkowcami i ekspertami, szedł na kompromis, jeśli uznał, że jest uczciwy. Intuicyjnie wyczuwał politycznych i związkowych geszefciarzy. Tych odsuwał na bezpieczny dystans. Bardzo przeżywał nielojalność ludzi, którym zaufał. Ale nie obnosił się z tym żalem. Miał też osiągnięcia w skali kontynentalnej. Trudno przecenić jego ewidentny wkład w przyjęcie Europejskiego Filaru Praw Socjalnych. Był akuszerem pierwszego w Europie Środkowo-Wschodniej związku zawodowego pracowników migrujących. Jego autorskim pomysłem jest idea europejskiej płacy minimalnej. Poparła ją Europejska Konfederacja Związków Zawodowych, a Komisja Europejska rozpoczęła dyskusję nad jej kształtem prawnym. Chętnie spotykał się z dziennikarzami w redakcjach, studiach radiowych i telewizyjnych. Nie było to „parcie na szkło”, aby pielęgnować własną próżność. Janek uważał, że media są ważnym kanałem przekazu wiedzy o społecznej misji związków zawodowych. Zaczynał pracę o siódmej rano. Godzinę później przychodził do biura prasowego OPZZ z plikiem gazet (wolał papierowe od wirtualnych) i mówił: „Zakreśliłem wam kilka ciekawych tekstów”. Zachodząc do innych, pytał: „Co dzisiaj zrobiłeś pożytecznego?”. Młodzi współpracownicy zazwyczaj zapominali języka w gębie. Starsi jakoś dawali sobie z tym radę. A kiedy Danusia, jego asystentka, informowała, że dzwonił ktoś bardzo ważny, odpowiadał: „Pewnie szuka Guza”. Miał dwie rodziny. Własną – z wielkim szacunkiem mówił o żonie, był dumny z osiągnięć córki i syna, rozpieszczał ukochane wnuczki – i związkową. Mógł być posłem, ministrem, szefem partii politycznej, ale uważał, że najwięcej zrobi dla ludzi jako związkowiec. Był z nimi i dla nich.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 22/2020

Kategorie: Przegląd związkowy