Japoński statek widmo

Japoński statek widmo

Porwany przez falę tsunami dryfował 8 tys. kilometrów Japoński trawler dryfował po oceanie od 11 marca 2011 r., gdy fala tsunami, wywołana przez trzęsienie ziemi, zerwała cumy i porwała statek w morze. Na szczęście na pokładzie nie było wtedy załogi. Przez rok trawler widmo przebył 8 tys. km (przemieszczał się ze średnią prędkością 1 km na godzinę – ale tylko teoretycznie, bo nie płynął przecież w linii prostej). 20 marca został zauważony 150 mil morskich na południe od wysp Haida Gwaii, w pobliżu wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej. Piloci samolotu patrolowego, którzy dostrzegli statek, nie kryli zdumienia. Domyślili się, że musiał długo błąkać się po morzu – burty pokrywała rdza. Trawler nie miał jednak przechyłu, co oznaczało, że kadłub pozostał szczelny. Nie zaobserwowano też wycieku paliwa, zbiorniki nie są więc uszkodzone. Trawler z Hachinohe Początkowo piloci byli pewni, że trawler miał wypadek podczas rejsu i został opuszczony przez załogę. Okazało się jednak, że pochodzi z Japonii. Władze kanadyjskie skontaktowały się z odpowiednimi urzędami w Japonii i ustaliły nazwę statku. Nie podano jej jednak do wiadomości publicznej – w tej sprawie Kanadyjczycy zachowują dyskrecję. Zapewne chcą najpierw porozumieć się z armatorem co do dalszych losów jednostki. Wiadomo, że trawler ma 45 m długości i jest zarejestrowany w porcie Hachinohe, w prefekturze Aomori na północnym wschodzie wyspy Honsiu. Należy do przedsiębiorstwa specjalizującego się w połowie kałamarnic używanych do wyrobu sushi. Feralnego dnia był dobrze przycumowany do kei w macierzystym porcie. Mimo to fale zerwały liny. Trzęsienie ziemi wyrządziło w japońskiej flocie rybackiej ogromne szkody. Spośród 29 tys. kutrów, trawlerów i łodzi zarejestrowanych w prefekturach Iwate, Miyagi i Fukushima 90% zostało zniszczonych lub tak uszkodzonych, że nie nadają się do naprawy. Śmieci na oceanie Jak poinformowała Sau Sau Liu, rzeczniczka Ministerstwa Transportu Kanady, trawler został uznany za przeszkodę w nawigacji. Poinformowano inne statki o jego położeniu, jest monitorowany, na razie nie ma jednak planów odholowania go do portu. Koszty byłyby bowiem znacznie większe niż wartość przerdzewiałej jednostki, która zgodnie z prawem wciąż należy do armatora. „Tak naprawdę nikt nie chce mieć z nim do czynienia”, wyjaśnia Jeff Olsson, koordynator centrum ratowniczego w mieście Victoria. Niemniej jednak do akcji gotowy jest Allan Ross, doświadczony rybak i szyper holownika: „To wspaniała historia – rybołówstwo i łodzie rybackie mają dla Japończyków znaczenie mistyczne. Kanadyjski kuter rybacki holujący japoński kuter rybacki – to byłoby naprawdę coś!”. Ale zanim Ross zainwestuje pieniądze, chce poznać nazwę trawlera, armatora oraz numer kadłuba. „Nasz rząd ma takie informacje, ale nie chce ich udzielić”, irytuje się rybak. Nie wiadomo, czy i kiedy trawler zostanie wyrzucony na ląd. Wszystko zależy od pogody. Silny sztorm może rozpędzić dryfujący statek do prędkości 50 węzłów. Znajdzie się on wówczas na kanadyjskiej plaży już za kilka dni. Funkcjonariusze kanadyjskiej straży przybrzeżnej liczą, że ocean zaniesie go aż na Alaskę – wtedy to Amerykanie będą mieli kłopot. Statek widmo nie jest pierwszą japońską jednostką porwaną przez tsunami i odnalezioną na oceanie. We wrześniu zeszłego roku rosyjski żaglowiec „Pałłada” natrafił w pobliżu wysp Midway na ponadsześciometrową łódź z Fukushimy. Rosjanie podnieśli ją na pokład i podjęli próbę ustalenia jej właściciela. Władze Kanady i USA uważają, że statek widmo zapowiada masę odpadów i śmieci z japońskiej katastrofy, które pojawią się u wybrzeży Ameryki Północnej. Fala tsunami porwała do morza samochody, pralki, lodówki, dachy i całe domy. Według ocen ekspertów, szczątki unoszące się na oceanie mają masę 1,5 mln ton i zajmują powierzchnię równą obszarowi Kalifornii. Uważano, że dotrą one do Ameryki Północnej w 2013 r. lub na początku 2014 r., pojawienie się statku widma oznacza jednak, że może to nastąpić wcześniej. W pobliżu wybrzeża zauważono skrzynki i boje z japońskich hodowli ostryg. Trawler z Hachinohe jako statek widmo nie jest bynajmniej rekordzistą. Parowiec „Baychimo”, należący do szkockiego armatora, w 1931 r. utknął w lodzie i został porzucony przez załogę. Potem dryfował u wybrzeży Alaski przez co najmniej 38 lat. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2012, 2012

Kategorie: Świat