Nie życzyłem statusu wielkiego mocarstwa Rosji i nie życzę tego Stanom Zjednoczonym W maju 1994 r. w amerykańskim dwutygodniku „Forbes” ukazał się ostatni zachodni wywiad Aleksandra Sołżenicyna na obczyźnie. Po 20 latach spędzonych na wymuszonej emigracji w USA rozczarowany i zdegustowany Ameryką wielki rosyjski pisarz wracał do uwolnionej od komunizmu ojczyzny. W obszernej rozmowie żegnał się z Zachodem i dzielił przemyśleniami na temat Rosji, Ameryki, Europy i ich relacji, zarówno w odległej przeszłości, jak i w nowych, gwałtownie zmienionych upadkiem ZSRR realiach geopolitycznych. Wywiad ten, przeprowadzony przez nietuzinkowego amerykańskiego dziennikarza Paula Klebnikova (zastrzelonego w Moskwie w 2004 r.), kończył się zagadkową wizją, na którą Sołżenicyn powołał się kilkanaście lat później w rozmowie z magazynem „Der Spiegel” z połowy 2007 r. Jak się wkrótce okazało, będącej ostatnim przed śmiercią zachodnim wywiadem prasowym pisarza. Tajemnicze stwierdzenie, które pojawiło się pod koniec obu wywiadów: „Jeśli zaglądniemy daleko w przyszłość, ujrzymy czas w XXI w., gdy Europa i Stany Zjednoczone będą nagle potrzebować Rosji jako sojusznika”, zmusza do zastanowienia także dziś i robi może jeszcze większe wrażenie niż 20 lat temu. Rozmowa z Klebnikovem zaczęła się jednak od tematu Ukrainy. Po 20 latach zdumiewa zarówno jej aktualność, jak i sposób, w jaki naświetla rzeczywistość. Sołżenicyn myśli niezależnie. W jego rozumowaniu nie ma śladu żadnych mód intelektualnych, nie ma konformizmu myślenia grupowego. Jest za to szacunek dla faktów, wolność od ich politycznej deformacji, trzeźwość spojrzenia, prostota wywodu, odwaga głoszenia prawd niepoprawnych. Sołżenicyn nie unika też ocen; często ocenia surowo, nie boi się podważania autorytetów ani obalania rozpowszechnionych banałów, podniesionych przez propagandę do rangi obowiązującej mądrości. Myśl Sołżenicyna nie jest, rzecz jasna, wolna od aksjologii czy, jeśli ktoś woli, ideologii. Jednak nie dochodzi w tej refleksji do zniekształcenia rzeczywistości ideologicznym a priori. Ma się wrażenie, jakby rozmowa odbywała się całkiem niedawno. Rośnie napięcie pomiędzy Rosją a niepodległą już Ukrainą, przy silnym poparciu Zachodu dla terytorialnej integralności Ukrainy. Henry Kissinger argumentuje, że niezależnie od tego, jaki będzie mieć rząd, Rosja zawsze będzie zagrażać interesom Zachodu. – Henry Kissinger, Zbigniew Brzeziński, Richard Pipes i wielu innych amerykańskich polityków i publicystów zastygło w trybie myślenia, który rozwinęli dawno temu. Z niezmienną ślepotą i uporem nieustannie powtarzają teorię o rzekomo odwiecznej rosyjskiej agresywności, nie biorąc pod uwagę dzisiejszych realiów. A co z Ukrainą? Czy Rosja nie kierowała gróźb pod adresem wielu państw spośród byłych republik ZSRR? – Proszę sobie wyobrazić, że pewnego pechowego dnia trzy lub cztery południowo-zachodnie stany, w ciągu 24 godzin, deklarują niezależność od USA. Uznają się za w pełni suwerenne państwa i dekretują, że hiszpański będzie jedynym oficjalnym językiem. Wszyscy anglojęzyczni mieszkańcy, nawet jeśli ich przodkowie żyli tam od 200 lat, będą w ciągu paru lat poddani egzaminowi z hiszpańskiego i złożą przysięgę wierności wobec nowego narodu. Czy nie w takiej sytuacji znalazła się dziś Rosja? – Rosja znalazła się dokładnie w obliczu takiego scenariusza. W ciągu 24 godzin utraciła ok. 10 czysto rosyjskich prowincji, a 25 mln etnicznych Rosjan znalazło się w ten sposób w sytuacji „niepożądanych obcych”. W miejscach, w których ich ojcowie, dziadowie i pradziadowie żyli od bardzo dawna – nawet od XVII w. – stykają się z szykanowaniem w miejscu pracy, z represjonowaniem ich kultury, edukacji i języka. W tym samym czasie w Azji Środkowej ci, którzy chcieliby wyjechać, nie mają prawa zabrać ze sobą osobistej własności. (…) I w tej sytuacji „imperialistyczna Rosja” nie uczyniła ani jednego siłowego ruchu, by powstrzymać ten monstrualny chaos. Bez jednego pomruku oddała 25 mln współobywateli, największą diasporę w świecie. Czy można wskazać w dziejach drugi przykład podobnego pokojowego wydarzenia? W stanie chaosu i rozkładu Rosja nie bardzo może pozwolić sobie na agresję. – Dzisiejsza Rosja jest poważnie chora, a jej schorowany lud znalazł się na progu wyczerpania swoich sił. Nawet w takiej sytuacji trzeba mieć sumienie i nie wymagać, by – dla przypodobania się Ameryce – Rosja wyzbyła się ostatnich
Tagi:
Jarosław Dobrzański