Recepta na funkcjonowanie zespołu? Duża wzajemna tolerancja Maciej Obara – (ur. w 1981 r.) saksofonista i kompozytor jazzowy. Współpracował z Tomaszem Stańką i wieloma artystami z Japonii, USA i Europy. Pod koniec zeszłego roku ukazał się znakomicie przyjęty krążek „Unloved” jego kwartetu, nagrany dla ECM. Obara to trzeci polski artysta po Tomaszu Stańce i Marcinie Wasilewskim, który pod własnym nazwiskiem nagrał płytę dla tej słynnej wytwórni. Jesteś w stanie wskazać początek twojej fascynacji muzyką jazzową? – Tak, to trwa, odkąd mama kupiła mi pierwszą płytę jazzową – składankę Charliego Parkera. Chciała, żebyś został muzykiem? – Nie. Już wcześniej mówiłem, że chcę grać na instrumencie, jednak mama starała się trzymać mnie od tego z daleka. Dlaczego? – Z powodu mojego taty, który grał całe życie, ciągle wyjeżdżał i już wtedy był na dość wysokim poziomie uzależnień. Mama bała się, że powielę jego błędy. Mieliśmy złe doświadczenia. A jednak z jakiegoś powodu kupiła ci tę składankę. – Bo chciała mnie odciągnąć od muzyki, której wtedy słuchałem. To był bardzo mocny heavy metal, mama czuła w nim złą energię, a mnie to fascynowało – jako młodego buntownika (śmiech). Jednak kiedy usłyszałem Parkera, po prostu zakochałem się w jazzie i w saksofonie. Wiedziałem, że tym razem nie odpuszczę, musiałem grać. Nie było innego wyjścia, niż zorganizować mi saksofon. Oczywiście była awantura, bo mama sprzedała stary samochód, który już jakiś czas stał wyklepany na naszym podwórku, po tym jak tato rozbił go, jadąc na rozprawę sądową. Wreszcie w wieku 15 lat miałem instrument i mogłem pójść do szkoły muzycznej. Relatywnie późno. Musiałeś szybko nadgonić w stosunku do rówieśników. – Kiedy przyszedłem na zajęcia, brakowało mi elementarnych umiejętności, które mają dzieci edukowane wcześniej, a z klasyką byłem na bakier. W tym nadrabianiu zaległości szkoła wcale mi nie pomogła. Byłem rozczarowany, bo to, co zaproponowali mi pedagodzy, nijak się miało do dźwięków Parkera. Uświadomiłem sobie, że szkoła o profilu klasycznym nie jest miejscem dla mnie. Przeniosłem się do Wrocławskiej Szkoły Jazzu, a krótko później dostałem się do Katowic na akademię muzyczną, gdzie przez trzy lata właściwie nie grałem na saksofonie, bo byłem w stanie „nieważkości”. Kiedy zacząłeś traktować muzykę serio? – Dopiero na czwartym roku zorientowałem się, że jest dla mnie najważniejsza. Przestałem pić, zacząłem uprawiać sport i bardzo dużo grać na saksofonie. Zmieniłem nawyki, bo zrozumiałem, w jaką stronę zaczęło zmierzać moje życie. Dobre rezultaty przyszły szybko, gdy z moim zespołem wygrałem konkurs na Bielskiej Zadymce Jazzowej. Nagrodą było nagranie debiutanckiej płyty. W dużym skrócie – takie były początki. Bardzo pracowite 10 lat od debiutu doprowadziło cię do wytwórni ECM, najbardziej prestiżowej na jazzowym rynku. Jak dawno postawiłeś to sobie za główny cel? – To był plan długoterminowy – znaleźć swój język muzyczny i trafić do ECM. Marzyłem o wejściu do tego katalogu niemal przez całą dekadę. Dobrze zakładać sobie takie dalekie cele, bo pozwalają się skupić na tym, co naprawdę chcesz osiągnąć. Nie rozdrabniasz się na sprawy, które w ogólnym rozrachunku są nieistotne. Każdy ma jakieś wyobrażenie na temat rynku muzycznego i własnej drogi artystycznej – ja miałem takie, że ECM będzie miejscem docelowym, które pozwoli mi spełnić się artystycznie. Pisząc i grając własną muzykę, ewoluowałem. Przed sesją dla ECM nagrałem osiem albumów autorskich, na których zmieniały się muzyka, skład zespołów, ja i moje podejście do poszukiwania własnego stylu w grze na saksofonie. Na przykład już po współpracy z Tomaszem Stańką przestałem zatracać się w słuchaniu muzyki, żeby uwolnić się od mocnych wpływów innych saksofonistów. Teraz słucham mało i niekoniecznie jazzu. Dzięki temu, kiedy wychodzę na scenę, nie myślę o tym, co słyszałem, i nie mam przed oczami żadnego wzorca. Wyzbyłem się kontekstu, by skupić się na wydobyciu własnej wrażliwości. Album dla ECM nagrałeś ze swoim kwartetem na początku ubiegłego roku. Czy lecąc w styczniu do legendarnego studia w Oslo, czułeś satysfakcję czy paraliżujący stres? – Bałem się, czy damy radę przestawić się na granie w studiu, bo poprzednie albumy tego kwartetu zawsze były rejestracjami koncertowymi. Spędzało mi to sen z powiek, ale –
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety