Nowy rok rozpoczął się marnie. Politycy AWS i UW sprawiają wrażenie, jakby im zaszkodziły bale sylwestrowe. Przetasowania międzypartyjne, długie debaty nad tym, kto dziś jest sojusznikiem, a kto wrogiem, sprawiają, że mało mają oni czasu na inne sprawy. Jak chociażby na pracę parlamentarną. Zbliżające się wybory sprawiają, że nerwowość w obozach obu partii rośnie. I choć ciągle, jak zdyscyplinowany chór, powtarzają słowa o odpowiedzialności, państwie prawa, służbie publicznej, to wystarczy leciutko poskrobać, by zobaczyć coś zupełnie innego. Kierujący od prawie czterech lat państwem politycy AWS i UW mają ciągle ten sam cel – w wyborach parlamentarnych uzyskać taki wynik, by móc dalej sprawować władzę. I w gruncie rzeczy nie ma żadnej różnicy między tymi, którzy jak zaklęć używają wzniosłych słów, a tymi, którzy otwarcie mówią o kasie, układach, prowizjach za usługi itp. Kiedy przychodzi co do czego, i jedni, i drudzy świetnie się dogadują. Bo o jakiej formie odpowiedzialności za państwo mogą mówić posłowie UW głosujący za przyjętą przez Sejm ustawą reprywatyzacyjną? Po raz kolejny rząd Buzka i popierający go politycy AWS i UW popełniają ten sam błąd. Intencje i hasła propagandowe mylą się im z rzeczywistością. Nikt z rządu nie liczył kosztów dotychczasowych reform. Zmieniając podstawy funkcjonowania reformy służby zdrowia, edukacji czy samorządów, podejmowano decyzje na zasadzie chciejstwa i wiary, że jakoś to będzie. Takie są skutki totalnego braku kompetencji. Bo tylko ktoś tak słabo zorientowany w mechanizmach funkcjonowania państwa, jak Jerzy Buzek, mógł podejmować decyzje, nie mając wyliczeń finansowych, rezerwowych scenariuszy i przygotowanych kadr. Premier Buzek nie bał się przeprowadzenia reform. Dziś wyraźnie widać, dlaczego i na czym polega jego odwaga. Na czele państwa stoi człowiek, który ciągle skacze do pustego basenu. Gdy ktoś za parę lat pokusi się o analizę pracy tego rządu i stylu kierowania państwem przez Buzka, to nie będziemy mogli uwierzyć, że możliwy był taki eksperyment we współczesnej Europie. I ci ludzie, bezpośredni sprawcy fatalnych nastrojów społecznych, mają jeszcze czelność mówić o kontynuowaniu swojej rządowej misji. Nic im tak szybko nie wzrosło w ostatnich latach, jak zatrudnienie w administracji państwowej i samorządowej, płace urzędników. Mnożący się doradcy na wszelkich szczeblach, a każdy z nich ma przecież jeszcze swój dwór do obsłużenia. Tylko ktoś ślepy może tego nie widzieć. W “Tygodniku Politycznym Jedynki” prowadzonym przez Andrzeja Kwiatkowskiego reprezentanci rządu nie potrafili przez dwa tygodnie sensownie odpowiedzieć na najprostsze pytania, dotyczące zarazy biurokratycznej, która w ostatnich latach rozlała się po Polsce. Widać, jak coraz bardziej i coraz szybciej rozwijają się dwie grupy społeczne. Zestresowana większość ledwo wiążących koniec z końcem pracowników budżetówki i ledwo zipiących zakładów prywatnych – z jednej strony, a z drugiej – butnych, złotoustnych urzędników i beneficjentów obecnego układu politycznego i gospodarczego. Ta ekipa wierzy, że będzie mogła większość rodaków jeszcze raz oszukać, ogłupić nowymi hasłami, roszadami personalnymi, krytyką poprzedników… Myli się wielce. To, co się dzieje w dzisiejszej Polsce, spotęgowane nastrojami paniki przedwyborczej, prowadzi do tego, że jesienią nie będzie żadnych wolnych środków finansowych, a zobowiązania budżetu państwa będą przekraczały wielokrotnie wpływy. Będą długi, zobowiązania i nadzieja ludzi na zmianę. Czy będą szanse na odbudowę społecznej nadziei? Będą. Ale trzeba jasno powiedzieć, że bez politycznego i sądowego rozliczenia obecnej ekipy nikt w Polsce nie uwierzy, że będzie mogło być lepiej. e-mail: j.domanski@przeglad-tygodnik.pl Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański