W tym roku ceny żywności wzrosną o 10-15%, choć część ekspertów przewiduje wzrost przeszło 20-procentowy Wizyta w sklepie spożywczym przyprawia dziś o zawrót głowy. Nie od obfitości na półkach, lecz od wysokości cen. Żywność drożeje prawie od półtora roku. Jeszcze w 2006 r. wzrost cen był praktycznie niezauważalny, ale w ubiegłym roku ruszyły one z kopyta, jesienią jeszcze przyśpieszyły – i nie bardzo wiadomo, czy i kiedy się zatrzymają. Inflacja w Polsce, sięgająca 5%, na którą znaczny wpływ mają drożejące produkty spożywcze, zjadła już dużą część podwyżek płac. I chyba tylko ona nie będzie ograniczać swych apetytów. My natomiast zaczniemy prawdopodobnie jeść i mniej, i gorzej. Ciągle w górę To, co i jak w Polsce drożeje, pokazują nasze tabele. Statystyczna prawda jest zawsze pewną średnią. Zdaje sobie z tego sprawę Główny Urząd Statystyczny, toteż publikuje również zestawienia pokazujące, jakie ceny są najniższe, a jakie najwyższe. W tych widełkach wszyscy się chyba odnajdziemy, bo są one nader szerokie. Jak twierdzi dr Wiesław Łagodziński z GUS, rozpiętość cen żywności jest w naszym kraju bardzo duża, większa niż w Unii Europejskiej. Decyduje o tym ranga producenta (znany może drożej), gęstość sieci sprzedaży, sprawność transportu, liczba przechowalni. Z danych GUS jednoznacznie wszakże wynika, że ceny żywności gnają coraz prędzej. Od stycznia do sierpnia ub.r. zwiększyły się o 3,9% w porównaniu z takim samym okresem roku 2006. Cały rok 2007 zamknął się wzrostem wynoszącym 4,9%. Natomiast porównując dwa pierwsze miesiące tego roku ze styczniem i lutym roku ubiegłego, zobaczymy, że wskaźnik wzrostu cen żywności wyniósł już 7,8%. Ceny rosły więc dwa razy szybciej niż jeszcze cztery miesiące wcześniej. Nasza machina statystyczna jest ogromna, działa zatem dość powoli, zbieranie i opracowywanie informacji musi trwać. Ostatnie wyliczenia dotyczące cen, podane przez GUS, odnoszą się do lutego. Majowe ceny detaliczne są więc jeszcze niekompletne i z konieczności wyrywkowe. Wyraźnie widać jednak, że wbrew uspokajającym opiniom wielu naszych ekspertów, zapewniających, iż po Nowym Roku drożyzna zostanie zatrzymana, ceny wciąż pną się w górę i stale przyśpieszają. Nic nie wskazuje na to, by odwróciła się ta nieszczęsna tendencja. Mechanizm jednokierunkowy Nie może zresztą być inaczej, skoro w 2007 r. w Polsce podwoiły się ceny pszenicy i żyta, a w tym roku nadal rosną – od początku roku cena tych zbóż zwiększyła się o ok. 4%. Drożeją pasze, kosztowniejsza będzie produkcja mięsa. Krajowe ceny są ciągnięte do góry przez panującą od paru lat drożyznę na rynkach światowych – w 2007 r. ceny pszenicy podniosły się o 120%, soi o 85%, kukurydzy o 30%, ryżu o 80% (a w tym roku ryż podrożał już o następne kilkadziesiąt procent, najszybciej ze wszystkich płodów rolnych). Wzrost cen żywności między Odrą a Bugiem mógł zatem być czymś niezwykłym tylko dla – nader licznych niestety w Polsce – „analityków finansowych” klasy prezesa NBP Sławomira Skrzypka, który pod koniec ubiegłego roku stwierdził, iż w Polsce mieliśmy do czynienia we wrześniu i październiku z „nieoczekiwanie silnym przyśpieszeniem dynamiki cen żywności”. Jednemu wszakże nie można zaprzeczyć – przyśpieszenie dynamiki cenowej jest rzeczywiście silne. Żywność w Polsce drożeje szybciej niż w całej Unii Europejskiej. Mechanizm windujący ceny działa bardzo sprawnie i, jak dotychczas, wyłącznie jednokierunkowo. Obniżki cen płodów rolnych – a czasem się one zdarzają – jakoś nie wywołują spadku cen detalicznych. Przykładowo: cena skupu żywca wieprzowego spadła w okresie luty 2007-luty 2008 o ponad 6%. W cenach produktów z wieprzowiny nie znalazło to jednak jakiegokolwiek odbicia. W tym samym czasie cena skupu mleka spadła o ponad 3%. Czy ktoś gdzieś widział, by staniało (lub choćby przestało drożeć) mleko lub cokolwiek, co jest z niego robione? O cenach żywności w Polsce decydują więc nie tylko koszty produkcji oraz ceny uzyskiwane za granicą, ale w dużej mierze także działania podejmowane solidarnie przez dużych plantatorów oraz pośredników, grających na naszych giełdach rolnych. I jedni, i drudzy dysponują już wystarczającą liczbą chłodni i przechowalni, by móc wstrzymywać
Tagi:
Andrzej Dryszel