Lepiej być zaparzeńcem…

Lepiej być zaparzeńcem…

Wstyd się przyznać, ale należę do coraz mniejszej grupy dziennikarzy, którzy nie znają się na katastrofach lotniczych. I co gorsza, nie mam szans, by to nadrobić i dorównać gwiazdorom telewizyjnym, zapędzającym do kąta ekspertów. Pozostanę więc z respektem dla wiedzy fachowców. I w zadumie nad tą częścią mediów, która lata z mikrofonami za co głupszymi i słabo zrównoważonymi posłami płci obojga. Czy porady lekarskiej lub prawnej też by u nich szukali? Nie sądzę. Dlaczego więc z taką naiwnością wpisują się w napisany dla nich scenariusz? To, co się dzieje wokół katastrofy pod Smoleńskiem, pokazuje, że w walce o powrót do władzy Prawo i Sprawiedliwość nie cofnie się przed niczym. Trumny smoleńskie stały się zakładnikami tej wojny. Jej celem jest narzucenie opinii publicznej pisowskiej interpretacji tego wydarzenia nie jako tragicznej katastrofy, ale jako spisku i zamachu. I utrzymanie gorączki wokół niego aż do wyborów parlamentarnych. Katastrofa smoleńska ma być głównym polem debat w Polsce. I najważniejszym, bo najbardziej emocjonalnym narzędziem do bicia w Donalda Tuska. To premier jest bezpośrednim celem ataków Jarosława Kaczyńskiego i jego totumfackich. Wybór Tuska jako emanacji wszelkiego zła nie jest przypadkowy. Sztabowcy PiS wreszcie docenili jego znacznie dla spoistości PO. Wierzą, że jeśli się Tuska mocno osłabi, to większe będą także szanse na ożywienie podziałów wewnątrz PO. A to byłby początek końca tej formacji. Tusk jest więc w podwójnie trudnym położeniu. Raz, bo na głowie ma niezwykle cynicznego krajowego rywala, który uznał, że do władzy najszybciej może wrócić na trumnach smoleńskich i dla tego celu gotów jest poświęcić wszystko. Z interesem państwa i najbliższymi współpracownikami włącznie. A dwa, że jako człowiek odpowiadający za nasze relacje międzynarodowe musi wykazać się takimi cnotami jak spokój i roztropność. Dobrze, że nie uległ szantażowi PiS, które od początku katastrofy wszelkimi sposobami chce go sprowokować. Wykalkulowana histeria otoczenia Kaczyńskiego zderza się z powściągliwością rządu. Nie jest to łatwe, bo przecież emocje sprzedają się znacznie lepiej niż rozum. Z tego samego powodu łatwiej jest przerzucać winę za katastrofę na Rosję, niż próbować uczciwie aż do bólu zdiagnozować polskie błędy. Młócenie epitetami, choć takie głośne i przykuwające uwagę publiczności, nie może trwać zbyt długo, bo jest jak balon i gdy pęknie, to skompromituje ich autorów. Przy okazji debaty nad raportem MAK wyszło też, że różnica między Prawem i Sprawiedliwością a grupą Polska Jest Najważniejsza jest tylko taka, że PiS ma Kaczyńskiego, a PJN histeryczną Jakubiak. Kto uwierzy w głębszy sens tego podziału? Do ustalenia wszystkich okoliczności katastrofy smoleńskiej mamy jeszcze kawał drogi. Ale Jarosław Kaczyński od początku ma własną wersję i zrobi wszystko, by stała się ona obowiązująca. Każdy, kto myśli inaczej niż on, jest zaprzańcem, zdrajcą i rosyjskim sługusem. Przyszło więc na to, że lepiej być zaprzańcem niż pożytecznym idiotą w grze PiS. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2011, 2011

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański