Co łączy kibola, anonimowego chama zaśmiecającego inwektywami internet i sporą grupę polityków? Choć może trudno w to uwierzyć, łączy ich wspólna walka o wolność słowa. I to, jak oni tę wolność rozumieją, można było usłyszeć w rykach na stadionach piłkarskich i przeczytać w mowach obrońców prawa do robienia z polityków, czego tylko się chce. Może to być strzelnica do ćwiczenia oka i ręki, szambo do podtapiania wybrańców narodu albo stół do kawałkowania. Darujmy sobie zresztą te szczegóły, bo nie ma takiego plugastwa, którego by już nie wymyślono i w internecie nie pokazano. Zawsze mnie zdumiewało, gdy po kolejnych chamskich i oszczerczych napaściach zaatakowani politycy pletli, że przecież takie są reguły demokracji, że oni muszą mieć twardą skórę, że muszą to wszystko znosić w imię wolności słowa. Jeśli są masochistami, to niech bezmyślnie cierpią te coraz brutalniejsze napaści. I ponoszą ich konsekwencje. Muszą jednak pamiętać, że w ten sposób doprowadzają do postępującej deprecjacji ich wizerunku jako całej grupy zawodowej, a tym samym pozbawiają się szacunku społecznego, który jest przecież podstawą ich skutecznego działania. Mylą bowiem krytykę, która jest przypisana do ich ról publicznych, z oszczerstwami, kłamstwami, pomówieniami, które są prawnie zabronione. Zabronione wobec każdego człowieka bez wyjątku! Ci, którzy uważają, że osoba publiczna jest wyjęta spod prawa, grzeszą brakiem wiedzy. I co gorsza, podlizując się kibolom czy anonimom internetowym, dewastują najbardziej elementarne reguły życia społecznego. Uważam, że świadome i celowe podważanie wiarygodności polityków poprzez upowszechnianie kłamstw na ich temat nie może być bezkarne. Zniesławiający muszą się liczyć z konsekwencjami. I to akurat zarówno kibole, jak i anonimowie internetowi dobrze wiedzą. Kibole przed chuligańskimi atakami zasłaniają twarze kominiarkami, a łamiący prawo w internecie robią wszystko, by też pozostać anonimowymi. Wiedząc, że postępują niezgodnie z porządkiem prawnym, chowają się za wolnością słowa. Co w ich wydaniu jest karykaturą. I wolności, i słowa. Wolności, bo łamią prawa innych ludzi, grup społecznych i etnicznych. Bo grożą i sieją nienawiść. A słowa? Co ich język ma wspólnego z cywilizacją? Tolerowanie takich zachowań w obawie przed zarzutami o łamanie wolności słowa jest krótkowzroczną naiwnością. Widać, że z roku na rok jest coraz gorzej. Bezkarność rozzuchwaliła tych tchórzliwych, anonimowych autorów wpisów. Trzeba ich więc ścigać na podstawie istniejących przecież przepisów. Człowiek musi być odpowiedzialny za słowa i czyny. Świat, który ulega dewiantom, siłą rzeczy pakuje się w kłopoty. Internet nie jest niczym więcej jak narzędziem przekazu. Tylko narzędziem. A narzędzie nie może przecież być ponad prawem. Wolność słowa nie jest w Polsce zagrożona. Zagrożone są za to prawa tych, których anonimowi dowcipnisie szkalują i obrażają. Dowcipnisie, bo gdy tylko zostają namierzeni, chowają się za parawanem rzekomej satyry, którą niby uprawiają. Nie mam takiego poczucia humoru, by w nim pomieścić agresję, nienawiść i kłamstwa. Staję więc w obronie ofiar kiboli i internautów. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański