Taki dialog to lipa

Taki dialog to lipa

Co dalej? To pytanie zadawane jest dziś w Polsce najczęściej. Analitycy i komentatorzy mówią, że coś wisi w powietrzu. Wiemy nawet co. To coś ma zapach strachu przed najbliższą przyszłością. Tak bliską, że mierzoną nie w latach, ale w miesiącach. Mierzoną skalą niepewności, obaw i zagrożeń. Reakcją na zagrożenia, które wiążą się głównie z pracą i płacą, jest wzrost apatii, niechęci, poczucia niemożności i bezsilności. Dlaczego nie ma więc dziś w Polsce działań wychodzących poza słowne kontestowanie wszelkiego rodzaju władz? Ludzie nie wierzą, że ich protesty coś zmienią. Nie ma też liderów z autorytetem wystarczającym do podjęcia ryzyka walki. Takich, którzy potrafiliby wyprowadzić niezadowolonych na ulice. Na szczęście. Bo na ulicach można co najwyżej coś zniszczyć. Buduje się w czasie rozmów i negocjacji. I trudnych kompromisów. Takiego podejścia rządu do pracowników, niestety, nie widzę. Komisja Trójstronna ma sens tylko wtedy, gdy zasiadają w niej ludzie podejmujący decyzje. A gdy nie ma w niej premiera, to jedynym reprezentantem rządu mogącym podejmować decyzje jest wicepremier – minister finansów. Waldemar Pawlak jako wicepremier słusznie zrezygnował z roli bezdecyzyjnej paprotki, jaką mu PO w Komisji Trójstronnej wyznaczyła. Dialog w tej wersji, jaką tam obserwujemy, jest lipą. I prostą drogą do przeniesienia rozmów z pracownikami na ulice. Strajku generalnego na Śląsku mogło nie być, gdyby nie postawa rządu. Pisząc to, wcale nie popieram wszystkich postulatów strajkujących, bo często są od Sasa do Lasa. A bywają i takie, których wprowadzenie skierowałoby nas bliżej kosmosu niż Ziemi. A przecież to Ziemi wszyscy powinniśmy się trzymać.Pracownicy w realiach polskiej odmiany kapitalizmu są grupą najsłabszą. Mają słabą reprezentację, bo związki zawodowe są podzielone i mało liczne. Przeciwko związkowcom z jakimś owczym pędem występują media, w większości przecież prywatne. No i pracodawcy ze swoimi kuriozalnymi organizacjami, w których jest wielu prezydentów i całe tabuny wiceprezydentów. Ta tytulatura i rozmaite posążki, jakie ci ludzie sobie nawzajem wręczają, ubrani w zabawnie na nich wyglądające smokingi, to piękny temat… ale dla psychologów. Pal licho tandetne dekoracje, w jakich organizacje pracodawców się lubują. Najważniejszą przyczyną braku autorytetu i małego do nich zaufania jest egoizm, z jakim podchodzą do pracowników. Czyli do ludzi, z których przecież żyją. I to jak żyją. Przerzucanie wszystkich możliwych kosztów na pracowników i publiczne głoszenie, że najniższa płaca w wysokości 1600 zł brutto jest fanaberią i finansową rozrzutnością, niemającą pokrycia w wydajności, pokazuje mizerię myślową i moralną wielu tych ludzi. Jest też oczywiście wielu przedsiębiorców, którzy pojmują, na czym polega skandynawski model biznesu i stylu życia, ale ci są w zdecydowanej mniejszości.Jeśli więc w Polsce dojdzie do masowych, ulicznych protestów, to z pewnością nie dlatego, że pracownikom w głowach się przewraca i chcą nie wiadomo czego, ale dlatego, że zawsze jest granica, poniżej której człowiek zdegradowany, poniżony i bez warunków materialnych do godziwego życia jest gotów do czynnego protestu. Może w Polsce świat polityki i biznesu po prostu nie zna albo nie rozumie innego języka niż strajk i demonstracja uliczna? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2013, 2013

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański