Jeśli istnieje gdzieś najgorsze na Ziemi miejsce, gdzie można wpaść w kłopoty, to właśnie tutaj, w ogarniętej wojną Syrii Marcin Mamoń, dziennikarz i reżyser filmów dokumentalnych, pracujący w miejscach objętych konfliktami zbrojnymi, w 2015 r. razem z fotografem Tomaszem Głowackim został porwany w Syrii przez Al-Kaidę. Wąski pasek światła odbija się od posadzki. Jest jak komunikat: W okolicach Aleppo w Syrii niebo jest bezchmurne. Świeci słońce. Oślepia, gdy stoję na palcach przy ścianie celi. Tuż pod sufitem niewielkie okno. Jest wysoko, dokładnie na poziomie ziemi. (…) Była już prawie zima. Dni coraz krótsze, coraz więcej deszczu, nawet burze. (…) Po zmroku komary cięły niemiłosiernie. To też był pewnego rodzaju komunikat. W Syrii prawie wszędzie jest pustynia, a wody brak, tu jednak w pobliżu musi być jakaś rzeka, bajoro, a może kanał irygacyjny. Na ścianach brunatne plamy rozmazanej ludzkiej krwi. Ślady beznadziejnej walki więźniów z moskitami. (…) Nie wiedzieliśmy, w czyich jesteśmy rękach. Jeśli uprowadzili nas ludzie z ISIL, małe są szanse, że wyjdziemy stąd żywi. Muszą wiedzieć, że Polska jest w koalicji krajów wymierzonej przeciwko Państwu Islamskiemu. (…) Przed wyjazdem do Syrii poszedłem się wyspowiadać. (…) Chciałem wiedzieć, czy jeśli wpadnę w ręce złych ludzi i przejście na islam będzie jedyną szansą na uratowanie życia, czy będę mógł to zrobić bezkarnie. (…) Ksiądz rozwiał wszystkie wątpliwości. „Widzę, synu, że mała i słaba jest twoja wiara – powiedział. – Jeśli zginiesz za Boga, od razu, bez przyjęcia sakramentów, pójdziesz prosto do nieba. Nawet bez spowiedzi. A jeśli będziesz chciał tylko ratować życie, to jak będziesz potem żył, jeśli wyprzesz się ukrzyżowanego Jezusa?”. Nie pozostawił wyboru. • John Cantlie, doświadczony brytyjski korespondent wojenny, miał przejść na islam w pierwszych miesiącach po porwaniu. Tak przynajmniej jeszcze w sierpniu 2014 r. twierdzili ci, którzy go więzili. Ogłosili to na Twitterze. Jego towarzysz, Amerykanin James Foley, podobno również został zmuszony do przyjęcia nowej wiary. Nie ocalił jednak życia. Foley był pierwszą ofiarą w serii egzekucji filmowanych przez ISIL i wrzucanych do sieci; został ich pierwszym „aktorem”, o czym napisał na Twitterze jego zabójca, ochrzczony przez zachodnie media mianem Dżihadi John. Ten Brytyjczyk urodzony w Kuwejcie, a wychowany na londyńskiej ulicy, dostał z kolei główną rolę w serialu „Copyright by ISIL” – rolę kata, który bez emocji podrzyna gardło Foleyowi, a potem morduje w taki sam sposób kolejnych zachodnich zakładników. (…) John Cantlie wciąż żyje. Dżihadyści darowali mu życie. Przynajmniej na jakiś czas. Uratował głowę nie w dniu, w którym przyjął wiarę Proroka, lecz gdy zgodził się zostać narzędziem w ideologicznej walce ISIL ze światem Zachodu. (…) • Już drugiego dnia zorientowaliśmy się, że krata wewnętrzna w naszej celi jest osadzona na byle jak zamurowanych śrubach i ordynarnie wbitych w beton gwoździach. Wydłubaliśmy śruby, wyjęliśmy kratę, skrzętnie ukrywając pod jednym z koców skruszony cement. Jedynym narzędziem, które znaleźliśmy w celi, był zepsuty obcinacz do paznokci. Bez niego nie dalibyśmy rady. Krata okazała się dość skorodowana, a więc krucha. Dodatkowo pomógł nam żeliwny przewód kanalizacyjny w rogu celi. Gdy wcisnęliśmy żelastwo pomiędzy rurę a ścianę, udało się je zgiąć, a w końcu złamać. Pozyskaliśmy w ten sposób łom, którym, jak liczyliśmy, będziemy mogli wyłamać kolejną zewnętrzną kratę. Praca powoli posuwała się naprzód. Sądziliśmy, że jeszcze dwa dni i będziemy wolni. I wtedy nagle nas zabrali, zawieźli w inne miejsce, gdzie ucieczka była już tylko iluzją. • W grudniu 2014 r., ponad dwa lata po porwaniu Johna Cantlie’ego, zgodę ISIL na spotkanie z nim próbował uzyskać Jürgen Todenhöfer, niemiecki publicysta, reporter, autor książek o Bliskim Wschodzie. (…) Muzułmanie mieli o nim dobre zdanie, bo jak twierdzili, był dla nich sprawiedliwy i mówił dobrze o islamie. Zanim zdecydował się na podróż do Państwa Islamskiego, negocjował z przedstawicielami ISIL przez prawie pół roku, głównie drogą mailową i przez Skype’a. W końcu otrzymał zgodę na przyjazd – dokument sygnowany przez najwyższe władze Kalifatu. Na miejscu zaproponowano mu,