Jeszcze o nowelizacji prawa karnego

Jeszcze o nowelizacji prawa karnego

Mimo apelu 173 prawników karnistów z wszystkich chyba ośrodków naukowych w Polsce pan prezydent podpisał ustawę zmieniającą Kodeks karny („i niektóre inne ustawy”). Apel prawników o niepodpisywanie ustawy został zignorowany nie tylko przez prezydenta. Na dobrą sprawę zignorowały go też opozycja i media. Nie tylko ten apel, ale i samą nowelizację. Tak, jakby nic się nie stało. A stało się! Kodeks karny po nowelizacji cofa nasze prawo karne do czasów przedoświeceniowych. Przed czasy Monteskiusza czy Beccarii. A cóż mnie obchodzi filozofia prawa karnego? – mógłby ktoś zapytać. Czy to ważne, co myśleli i pisali jacyś filozofowie? Tak sobie może pomyśleć jakiś Kowalski czy Nowak. Ale pomyślało tak również wielu publicystów i dziennikarzy. Niektórych zainteresowały pojedyncze zmienione nonsensownie przepisy, ale mało kto dostrzegł, że nowelizacja rzeczywiście cofa nas o ponad 200 lat. Część publicystów zwróciła uwagę, że nowelizacja przewiduje konfiskatę samochodu pijanego kierowcy. Jednym nawet to się podobało, drugim mniej, niektórym nie podobało się całkiem. Inni zauważyli, że kodeks wprowadza karę bezwzględnego dożywotniego pozbawienia wolności, bez możliwości ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Znów niektórym to się spodobało, innym, liczniejszym – mniej lub wcale. Niewielu publicystów (nie mówiąc już o politykach) pojęło, że wykreślenie z celów kary pozbawienia wolności resocjalizacji wywraca do góry nogami całe prawo karne. Kara ma jedynie odstraszać. Już nie tylko w dobie pozytywizmu, ale nawet w oświeceniu taki pogląd uchodziłby za anachroniczny i wsteczny. A logiczne konsekwencje zaakceptowania takiego poglądu? Jeśli kara ma przede wszystkim odstraszać, to koniecznie trzeba by przywrócić karę śmierci, najlepiej wykonywaną publicznie, bo wtedy odstraszy bardziej. A także chłostę, oczywiście publiczną. Warto pamiętać, że dokładnie taka sama filozofia faktycznie stoi za karą śmierci czy publiczną chłostą, wykonywanymi w krajach fundamentalistycznego islamu. Po raz kolejny przypomnę spostrzeżenie Monteskiusza (pisałem o nim przed dwoma tygodniami): „Łatwo byłoby wykazać, iż we wszystkich państwach Europy kary zmniejszały się lub powiększały, w miarę jak zbliżano się lub oddalano od wolności”. Wszystko się zgadza. Kary kodeksowe są zaostrzane, bo oddalamy się od wolności. Zbliżamy zaś do modelu autorytarnego talibanu. Wedle znowelizowanego kodeksu 14-letnie dziecko może odpowiadać karnie jak dorosły. W kodeksie Makarewicza z 1932 r., z którego przez lata byliśmy dumni, taki wyjątek można było zrobić dla 16-latka. Teraz młodzież dojrzewa wcześniej, powie ktoś. Patrząc na twórców nowelizacji i tych, którzy przyłożyli rękę do jej uchwalenia i wprowadzenia w życie, można z powodzeniem takie twierdzenie zakwestionować. Mniejsza z nimi. W pierwszej połowie XVI w. na pograniczu Małopolski i Śląska grasowała banda rozbójników, napadająca kupców i podróżnych, mordująca ich i rabująca mienie. Gdy udało się zbójów schwytać, okazało się, że jest wśród nich kilkunastoletni chłopiec, który na równi z dorosłymi mordował i rabował. Sędziowie krakowscy nabrali wątpliwości, czy można go karać jak dorosłych. Zapytali mądrego kanclerza Jana Ocieskiego. Ten odpowiedział, że chłopca nie należy karać, tylko wychowywać, „poprawić i nauczyć, co jest złe”. Tej wątpliwości krakowskich sędziów z XVI w. i mądrości kanclerza zabrakło twórcom nowelizacji. Oczywiście, że trzeba karać pijanych kierowców. Czy trzeba im konfiskować samochody? Czy to ich samych dotknie? Jeśli pracownik rozwożący bułki będzie jechał pijany, zabiorą samochód nie jemu, ale piekarzowi. Piekarz będzie mógł teraz dochodzić odszkodowania od swojego kierowcy, który jechał pijany. Ale jak ten nie ma żadnego majątku (gdyby miał, pewnie nie woziłby piekarzowi bułek), piekarz może sobie dochodzić. Tym bardziej że kierowca już nie popracuje, bo straci prawo jazdy, a innego zawodu nie ma. Z zasiłku dla bezrobotnych piekarz będzie mu ściągał? Kto bardziej na tej konfiskacie ucierpi – pijany kierowca czy trzeźwy piekarz, właściciel samochodu? A poza tym dobrze jest wiedzieć, że pijani kierowcy powodują w ostatnich latach ok. 11% wszystkich wypadków drogowych, a nie – jak sądzono w maglu i zdaje się w Ministerstwie Sprawiedliwości – ponad 80%. Groźba utraty samochodu, w dodatku często nie własnego, bezpieczeństwa na drogach istotnie chyba nie poprawi. Co tu rozważać? Pan prezydent, choć prawnik podobno, podpisał, nowelizacja wchodzi w życie. Przeciętny Kowalski pewnie się cieszy i będzie się cieszył, dopóki nie zamkną mu syna, brata

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 51/2022

Kategorie: Felietony, Jan Widacki