Gdyby dyrektor KGHM nie przekonał Władysława Gomułki, miedziowe zagłębie by nie powstało Pół wieku hutnictwa miedzi na Dolnym Śląsku oraz 35-lecie uruchomienia kopalń Lubin i Polkowice świętowano w Lubińskim Zagłębiu Miedziowym. Pierwszy strumień płynnej miedzi popłynął w hucie miedzi w Legnicy w wigilię Bożego Narodzenia 1953 r. Legnicka huta jest o dziesięć lat starsza od całego kombinatu. Początkowo miała przerabiać rudę z dwóch kopalń: Lena i Konrad, które zostały wyremontowane po wojnie i uruchomione w 1951 r. Budowano ją, nie wiedząc jeszcze, że tuż obok znajdują się jedne z największych na świecie złóż miedzi. Te bowiem odkryto dopiero cztery lata później, a kopalnie lubińską i polkowicką oddano do użytku 22 lipca 1968 r. Dziś – po połączeniu – noszą one nazwę kopalni Polkowice-Sieroszowice. Jubileuszowe święto rozpoczęła sesja historyczna, prezentująca dorobek hutniczy KGHM i przypominająca najważniejsze wydarzenia z historii dolnośląskiego hutnictwa miedzi. Sala główna KGHM, imienia odkrywcy polskiej miedzi, inż. Jana Wyżykowskiego, zapełniła się dostojnymi gośćmi i postaciami zasłużonymi dla naszego przemysłu miedziowego. Uroczystą sesję otworzył prezes zarządu, prof. Stanisław Speczik. Serdecznie i bardzo osobiście. Bo – jak stwierdził – w sali byli ci, którym KGHM zawdzięcza swoje istnienie i obecne znaczenie. – Nie mam wątpliwości, że z punktu widzenia historii regionu odkrycie złóż miedzi nastąpiło w optymalnym momencie – mówił prezes Speczik. – Gdyby doszło do niego dziesięć lat później, KGHM byłby o połowę mniejszy niż jest obecnie. Gdyby stało się to 20 lat później, mógłby w ogóle nie powstać. Kto w warunkach gospodarki wolnorynkowej wyłożyłby ten pierwszy miliard dolarów na samo rozpoznanie miedziowego złoża? To odkrycie idealnie trafiło na swój czas – podkreślił prezes Speczik. A niewiele brakowało, by wielkiej miedzi w ogóle nie znaleziono. Podjęte w połowie lat 50. próby poszukiwania złóż (do głębokości 400 m) pod Bolesławcem i Głogowem zakończyły się fiaskiem. Geologom nieco przypadkowo pomogli nafciarze, którzy wiercili znacznie głębiej i w nieco innym rejonie. Znaleźli oni złoża rudy zawierającej aż 2% miedzi w okolicach Ostrzeszowa i Wschowej, ale niestety, na zbyt dużej głębokości – 1,6 tys. m. To odkrycie skłoniło jednak inż. Jana Wyżykowskiego z Instytutu Geologicznego i prof. Józefa Zwierzyckiego z Uniwersytetu Wrocławskiego do przesunięcia poszukiwań pod Sieroszowice. Tam właśnie 23 marca 1957 r. na głębokości 650 m dowiercono się do prawie trzymetrowego złoża rudy o zawartości 1,4% metalu. Trzy lata później podjęto decyzję o zagospodarowaniu miedziowego złoża i rozpoczęto drążenie pierwszego szybu w Lubinie. 1 maja 1961 r. zakład górniczy w Lubinie przekształcono w Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi w Lubinie (w budowie). To jednak nie oznaczało końca kłopotów. Do głębionych szybów zaczęła wdzierać się woda. Kiedy 19 czerwca 1964 r. woda po raz kolejny przerwała pracę przy wierceniu szybu w Lubinie, władze partyjne doszły do wniosku, że szukanie miedzi w tym miejscu jest szafowaniem społecznym groszem, niezapowiadającym sukcesów. Wtedy pierwszy dyrektor kombinatu, dziś 82-letni dr Tadeusz Zastawnik (witano go na jubileuszowej sesji niezwykle serdecznie, jako człowieka, któremu – obok inż. Jana Wyżykowskiego – polski przemysł miedziowy zawdzięcza najwięcej), dotarł do samego I sekretarza KC PZPR, Władysława Gomułki, i przekonał go, że gra jednak warta jest świeczki. – Gomułka zapytał, czy wierzę w powodzenie budowy Wielkiej Miedzi – przypominał tę rozmowę dyr. Zastawnik. – Powiedziałem, że inaczej już bym tego nie robił. Tłumaczyłem, że zalewanie szybów to nie jest wina ich budowniczych. Błędem był brak dokładnego rozpoznania geologicznego, a w efekcie przypadkowa lokalizacja miejsca głębienia. Po tej rozmowie zmieniło się nastawienie najwyższych władz do tej budowy. – Skończyły się dyskusje, czy dawać pieniądze. Pytano ile – opowiadał dyr. Zastawnik. – Ale tak naprawdę zadecydowały Polkowice. Tu drążenie szybów odbywało się bez kłopotów. Choć polkowickie szyby zaczęto głębić dwa lata później niż lubińskie, to dzięki zdobytym wcześniej doświadczeniom i korzystniejszym warunkom geologicznym uniknięto katastrof i opóźnień. Tym sposobem obie kopalnie oddano do użytku w tym samym czasie. Wspomnieniom o trudnych początkach lubińskiego zagłębia nie było końca. W konferencji obok dyr. Zastawnika wzięli udział
Tagi:
Jerzy Łaniewski