Kabaret Polski, sezon 2

Kabaret Polski, sezon 2

Ważne jest nie to, co mówią kabareciarze, ale czy ludzie z tego się śmieją W kabaretach drgnęło – konkretnie na imprezie Polsat SuperHit Festiwal w Sopocie. I to nie dlatego, że Jarosław Sadza z Kabaretu Skeczów Męczących w sześć minut wypunktował prezydenta, monologując jako pacjent z wariatkowa. Że tamten podpisał mu wypiskę, bo podpisuje wszystko, co zobaczy. Że rozstawiał po kątach Jacka Kurskiego, bo „jakby Hitler miał taką telewizję, tobyśmy do dzisiaj nie wiedzieli, że w ogóle była jakaś wojna”. Wspominał też Antoniego, którego lubi, bo obaj „nadają na tych samych falach”. Takie rzeczy słyszeliśmy wcześniej sto razy. O wiele ważniejsze, że kilka podobnych kawałków nadał Polsat, a to jest stacja, która musi mocno się liczyć z reakcjami suwerena, bo głównie pod niego układa program. Polsat zaryzykował, ale chyba wiedział, co robi, bo skecze, w których prezydenta nazywa się cienkopisem, z miejsca odnotowały nawet 2,5 mln odsłon w internecie. Nie musi to oznaczać przełomu, suweren jedną ręką bije brawo, gdy Antoniego nazywają wariatem, a drugą rękę wyciąga po 500+. Jeżeli komuś się wydaje, że „cała Polska” śmieje się z prezydenta, to przypominam, że ten polityk ciągle ma najwyższe zaufanie w społeczeństwie. Czy jest wskaźnik, który wyraźniej pokazuje stan umysłu rodaków? W każdym razie dobra i taka okazja, by się rozejrzeć w naszej satyrze politycznej. Wiesław, Wiesław! Jarek, Jarek! „Ucho Prezesa” ma po 5-6 mln wyświetleń, ale aż takie dotkliwe dla władzy nie jest. Owszem, sprowadza prezesa i jego dwór do wymiarów GS-u z „głębokiego terenu”. I jak pani premier wygłosi swój monolog o „Polcach i Polakach, którzy przez ostatnie osiem lat…”, to on już się od niej nie odklei. Jak widownia sobie popatrzy na prezydenta wiecznie w przedpokoju, również tego nie zapomni. Pytanie, jaka widownia. Ano, głównie ta „młoda, wykształcona, z dużych miast”. Ta, która o posłach i ministrach układa memy z użyciem grepsów z „Misia” i z „Rejsu”. A ona dobrze wie, co myśleć o „dobrej zmianie” i bez „Ucha Prezesa”. Tymczasem jeśli do internetu zajrzy suweren, obejrzy „Ucho”, powie pewnie: urząd jak urząd, prezes jak prezes. Bo weźmy choćby naszą gminę… I co w tym śmiesznego? A skoro wspomnieliśmy o „Rejsie”… Członkowie komisji kolaudacyjnej, która w 1970 r. decydowała o dopuszczeniu filmu na ekrany, dopytywali, dlaczego to nazywa się komedia i co tu takiego śmiesznego. Przecież to ludzie pracy, którzy jadą na zwykłą wycieczkę zakładową. „Ucho Prezesa” pokazuje, że obecna władza to zaścianek i zabobon. Zgoda. Ale miłośnicy serialu też wierzą w gusła i zabobony – tylko w inne. Fani, którzy nie mogą się nadziwić, że po emisji kolejnego odcinka rząd nie upadł, to ludzie, którzy oczekują cudu. Ulegają przesądom typu: jak to możliwe, że PiS wygrało, skoro nikt z moich znajomych na tę partię nie głosował? Ekscytują się, że każdy odcinek ma miliony odsłon, ale zapominają, że tyle samo dzieci korzysta z 500+. Co trzeba przemnożyć przez trzy albo cztery, bo z tej comiesięcznej dotacji korzystają rodzice i rodzeństwo. I oni nagle zrezygnują z tej forsy, bo Kaczyński – gwarant stałej wypłaty – wypada śmiesznie? Należy pamiętać, że Gierek upadł i Solidarność powstała nie na skutek dowcipów o premierze Babiuchu, który wprowadził pierwszą obniżkę – pisuarów! – ale z powodu braku mięsa w sklepach. Poza tym inteligenccy fani „Ucha” mają często mniejszy kontakt z rzeczywistością niż ubogi rolnik z Podlasia. Klepią w kółko, że „kraj się europeizuje, granice otwarte, w telewizji 50 kanałów, młode pokolenie jest wykształcone i bywa za granicą”. Wystarczy więc pokazać w telewizorze paluchem, jaki ten prezes z jego kliką jest zaściankowy, i już nikt na niego nie zagłosuje. Bo to zwyczajny obciach. Błąd! Rodacy pobierają z Unii bardzo chętnie dotacje, ale bardzo niechętnie styl życia i myślenia. Statystyczny rodak ma 50 kanałów TV, a i tak najchętniej ogląda, jak Magda Gessler robi zadymę w kolejnej pipidówie. Za granicę jeździ, ale do hotelu, który wygląda tak samo w Tunezji, Grecji czy Egipcie. I oczywiście z wycieczką innych rodaków. I z tłumaczem. Jeżeli odjąć dzieci zmuszone do czytania lektur, rodaków, którzy mają stały kontakt z książką (więc analizują i racjonalizują, przynajmniej w teorii), doliczymy się tylu co hodowców egzotycznych ryb. Inteligent, który sądzi, że ta umowna ściana wschodnia (ciągle jeden z najbiedniejszych regionów w Unii) wykona w ciągu jednego pokolenia jakiś „skok mentalnościowy”, to wyznawca magii. Rodacy ze ściany wschodniej się nie europeizują –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 23/2017

Kategorie: Obserwacje
Tagi: kabaret, satyra