Kaczyński wyrwie nas ze snu – rozmowa z prof. Radosławem Markowskim

Kaczyński wyrwie nas ze snu – rozmowa z prof. Radosławem Markowskim

Władza PiS oznacza bardzo konkretne rzeczy, ludzie będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ich chcą PROF. RADOSŁAW MARKOWSKI – dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją SWPS oraz kierownik Polskiego Generalnego Studium Wyborczego przy PAN Panie profesorze, mieszkam w gminie powyżej 20 tys. mieszkańców. Zgodnie ze znowelizowaną ordynacją po raz pierwszy będziemy wybierać radnego w okręgu jednomandatowym. Aby zwiększyć rolę mieszkańców w jego wyłonieniu, powołaliśmy stowarzyszenie dwóch wsi tworzących okręg. Z naszej perspektywy te wybory mogą być mniej partyjne, a bardziej obywatelskie. – Powiedzmy sobie szczerze: nie ma demokracji bez partii politycznych. W innych krajach nikomu nie przychodzi do głowy używać argumentu, że społecznicy powinni zastąpić polityków i partie. Wiara, że społecznicy są lepszym wyborem niż politycy, to demagogia albo naiw­ność. Ja też mieszkam w niedużej miejscowości, ale społeczników boję się jak ognia. Przypisywanie im z definicji, że są ludźmi uczciwymi, rzetelnymi, mądrymi, nie jest prawdziwe. Pewnie 10%, a może 20% społeczników stawia na pierwszym miejscu dobro publiczne, jednak są oni w mniejszości. Ale przecież komitety obywatelskie rządzą w wielu gminach i miastach, a w metropoliach mamy obywatelskich prezydentów, którzy na każdym kroku podkreślają, jak bardzo się brzydzą polityką partyjną. – Byłem we Wrocławiu, oglądałem lokalną telewizję. Wiadomości się zmieniały, za to z ekranu nie znikał prezydent Rafał Dutkiewicz. Paranoja! Wiem, że w powszechnym przekonaniu obywatelscy samorządowcy są lepsi niż partyjni, ale ja tego stanowiska nie podzielam. Wśród społeczników i samorządowców obywatelskich jest pewnie tyle samo karierowiczów gotowych do przekrętów, co w partiach. Obywatel psuje partie Skoro tak, to co za różnica, na kogo głosujemy: na kandydata obywatelskiego czy na partyjnego? – Za wielką zdobycz demokracji uważam profesjonalizację polityki – cały los zawodowy działaczy partyjnych jest związany z karierą polityczną. To, że w Polsce mamy wypaczenia w funkcjonowaniu partii politycznych, jest winą nie tylko partii, ale w co najmniej takim samym stopniu nieaktywnego, apatycznego obywatela, który nie robi nic, by nadzorować, kontrolować, interesować się tym, co porabia władza. Jakość partii i polityki jest taka sama jak jakość obywatela polskiego. Proszę popatrzeć, co się dzieje w czasie wyborów do Sejmu: ogromna większość obywateli ziejących nienawiścią do aparatczyków głosuje na aparatczyków, stawiając krzyżyki na listach wyborczych obok jedynek. Dlaczego? Bo tyłka nie chce im się ruszyć i zainteresować się, kogo umieszczono na listach. Na każdej zazwyczaj jest do wyboru kilkanaście osób, wśród nich są ludzie przyzwoici, mądrzy i sensowni. Ale tacy są też wśród kandydatów obywatelskich. – W demokracji niesłychanie ważne jest pojęcie accountability – rozliczalności. Politycy partyjni każdego szczebla podlegają rozliczaniu – co cztery lata są wybory i partia albo ich wystawi, albo nie, a wyborcy albo ich wybiorą, albo nie. Dla osoby, która związała karierę z polityką, odrzucenie przez partię lub wyborców oznacza klęskę zawodową. Społecznicy – zwłaszcza ci wybrani w okręgach jednomandatowych – są poza kontrolą, nie ma przecież nad nimi wyższej instancji. I gdzie po czterech latach szukać takiego wolnego strzelca, który dostał się do rady, załatwił więcej dla siebie niż dla ludzi? Wśród społeczników są osoby zamożne, mające własne interesy. Są w ich gronie także nieudacznicy, którzy po czterech latach nicnierobienia w radzie, widząc, że im nic nie wyszło, wracają do zawodu. Mimo tych doświadczeń ludzie ciągle mocno wierzą w społeczników. Dlatego przy każdych wyborach samorządowych jesteśmy świadkami mistyfikacji: struktury partyjne uznają, że uzyskają lepszy wynik, jeśli pójdą do wyborów nie pod własnym szyldem, lecz pod szyldem komitetu obywatelskiego. Nie wierzy pan zatem w obywatelską rewolucję w gminach w wyniku wprowadzenia okręgów jednomandatowych? – Obawiam się, że nowa ordynacja może sprzyjać rozproszeniu wybranych radnych. Interesy okręgów, z których zostali wybrani, mogą być nie do pogodzenia. To z kolei gleba dla partykularyzmów. Radny z mojego okręgu powinien się zająć kanalizacją naszych dwóch wsi. Tymczasem pozostała część gminy została już skanalizowana i interesują ją inne sprawy. Już teraz słychać opinie, że powinniśmy się przyłączyć do sąsiedniej gminy, która lepiej o nas zadba. – Nowa ordynacja może jeszcze bardziej umocnić egoizmy. I to przy naszym charakterze narodowym, w którym nie ma miejsca dla poszanowania dobra wspólnego, za to jest niesłychany indywidualizm. Koncentrujemy się na sobie i swoim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 35/2014

Kategorie: Wywiady