Z kadrówki na masówkę

Z kadrówki na masówkę

Na zjeździe PiS bracia Kaczyńscy „spacyfikowali” otoczenie Wiesława Walendziaka Jarosław i Lech Kaczyńscy, tworząc Prawo i Sprawiedliwość, zaplanowali, że będzie ono ugrupowaniem elitarnym, tylko dla wybranych. Miało to zamknąć drogę do PiS tym, którzy po przegranych przez AWS wyborach parlamentarnych zamierzali załapać się do cieszącej się popularnością organizacji. Teraz Kaczyńscy będą się starali przekształcić partię „kadrową” w masową. Kim są ludzie, którzy uwierzyli w braci Kaczyńskich i w misję kierowanego przez nich ugrupowania? Co zwykli działacze naprawdę sądzą o integracji europejskiej, czy bliżej im do Platformy Obywatelskiej, czy do Ligi Polskich Rodzin i czy uda się stworzyć z PiS partię masową? Dokopać Millerowi Na sali, w której toczyły się obrady zjazdu działaczy PiS, kilkuset przejętych swą rolą delegatów – wszyscy w szarych garniturach, nawet panie w burych garsonkach – z powagą, w skupieniu wysłuchiwało swoich liderów. Atmosfera, siadająca nawet podczas debaty europejskiej, wyraźnie się rozgrzewała, gdy mowa była o Leszku Millerze i SLD. Euforię i długie brawa wywoływały słowa Kaczyńskiego o „głębokim rozkładzie lewicowych elit”. – Nasza diagnoza, że SLD może rządzić tylko źle i bardzo źle, jest słuszna! SLD rządzi źle! Już dziś jesteśmy gotowi rządzić nieporównywalnie sprawniej i uczciwiej od SLD – przekonywał Jarosław Kaczyński, wywołując burzę oklasków i zachwyt sali. Najwyraźniej zapomniał, że bracia Kaczyńscy mieli już swoją szansę na rządzenie. Antyeseldowskie nastroje były bardzo wyraźne. Niektórzy delegaci wyrażali nawet rozczarowanie, że liderzy PiS nie dokopywali w kółko rządzącej koalicji. – SLD-KGB! SLD-KGB! – skandował jeden z przybyłych na zjazd, pan o szarej twarzy, równie szarym garniturze, za to z ogniem w oczach. – Dokopał już Millerowi? Jeszcze nie? Na co oni czekają?! – denerwowała się 40-letnia pani z rubinową fryzurą, zajęta głównie plotkowaniem z koleżankami. Bez Platformy Liderzy PiS chcą rozluźnić związki z koalicjantem na szczeblu samorządowym – Platformą Obywatelską – i samodzielnie rządzić po wygranych, według nich, wyborach parlamentarnych. Na zapowiedzi oderwania się od Platformy zareagowano entuzjastycznie. – I bardzo dobrze, po co nam taka drętwa i napuszona Platforma? – przekonywał kolegów delegat z Mazowieckiego. – Poparcia dużego nie mają, ale apetyty na stołki tak – dodawał inny. W kolejce po członkostwo w PiS stoją podobno byli działacze ROP oraz ludzie młodzi, jeszcze niedoświadczeni w polityce. Rzecznik PiS, Adam Bielan, szacuje, że do końca roku partia będzie liczyła nawet 20 tys. osób. – 20 tysięcy? To raczej mrzonki, nie uda się tyle dociułać. Najlepszy czas na rozbudowę ugrupowania już minął. Jest już po wyborach, więc wielkiego zainteresowania nie będzie. Posady, które miały być rozdane, już są pozajmowane, a teraz 90% osób przychodzących do polityki to ci, których interesuje praca, jaką mogą przy okazji sobie załatwiać – sceptycznie ocenił te szacunki delegat z Kujawskiego. Unijne za, a nawet przeciw Zanim jednak „kadrówka” przekształci się w „masówkę”, by – jak zakładają liderzy – przejąć władzę w kraju, Prawo i Sprawiedliwość musiało uporać się z jednym z największych problemów ideologicznych w swojej krótkiej historii – stosunkiem do integracji Polski z UE. Do tej pory politycy PiS w kwestii integracji wypowiadali się enigmatycznie i mało konkretnie. Każdy przedstawiał swoje osobiste stanowisko, nikt nie wiedział, jaka jest oficjalna polityka partii. – Dyskusja o Unii Europejskiej przebiegała zgodnie z wcześniej ustalonym planem. Uzgodniono, kto zabierze głos i co powie – ujawnił nam jeden z uczestników zjazdu. Niektórych zdziwiło, że w debacie nie wziął udziału jeden z najbardziej zagorzałych przeciwników wchodzenia do UE, Marian Piłka, dawny lider ZChN. Jak się okazało, część działaczy PiS namawiała Piłkę, żeby zabrał głos, ale… odmówił. Kiedy prowadzący obrady ogłosił rozpoczęcie dyskusji na temat integracji z UE, do głosu rzuciło się kilkadziesiąt osób. Nie wszyscy jednak mogli wystąpić, bo po chwili znów odezwał się prowadzący, tym razem z propozycją zamknięcia listy dyskutantów. Delegaci, których nęcił już zapach obiadu, woleli przerwę szybciej niż później, przegłosowali więc zamknięcie listy. W pierwszej kolejności wystąpili popularni politycy, zwykli działacze mogli się wygadać na szarym końcu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2003, 2003

Kategorie: Kraj