Kalendarz centrolewicy

Kalendarz centrolewicy

Konferencja w Krakowie pokazała intelektualny potencjał tej formacji. Ale co dalej? To była świetna konferencja, przychodzili do mnie ludzie i mówili, że na coś takiego długo czekali – cieszył się Andrzej Celiński, jeden z głównych inicjatorów konferencji „Otwarta Rzeczpospolita”. Oddajmy mu sprawiedliwość – konferencja rzeczywiście była bardzo udana. Dopisali goście, referaty i głosy w dyskusji wykraczały daleko ponad polską przeciętną. A debatę o PRL z udziałem profesorów Łagowskiego, Nałęcza, Romanowskiego i Piniora śmiało można nazwać perełką. To lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy choć trochę interesują się życiem publicznym. „Wyobraźmy sobie, że podobną konferencję organizuje Platforma albo PiS – przekonywał mnie w Krakowie jeden z gości. – Czy zgromadziliby nazwiska o podobnym ciężarze gatunkowym? Wątpię”. Mój rozmówca miał rację – od dobrych nazwisk obecnych w Krakowie mogło w głowie zaszumieć. Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Daniel Rotfeld, Janusz Onyszkiewicz, Dariusz Rosati, Zdzisław Sadowski – i tak można by ciągnąć, mając pewność, że kogoś ważnego i kompetentnego by się pominęło. W Krakowie mieliśmy bowiem byłego premiera, trzech byłych ministrów spraw zagranicznych, trzech byłych ministrów finansów, o „zwykłych” ministrach nie mówiąc. Aż się więc prosi w tym miejscu zadać pytania: co z tego wynika? Czy konferencja będzie zaczynem, z którego wyłoni się polska centrolewica? Bo przecież tego spodziewały się media, takie nadzieje miało wielu uczestników. Że w Krakowie zostanie ogłoszone powstanie partii politycznej. Ich oczekiwania nie zostały spełnione. Dlaczego konferencja? Za to wiemy, że w listopadzie będzie następna konferencja, tym razem poświęcona zagadnieniom spójności społecznej. Czyli dyskusji o państwie, które dawałoby realną szansę wszystkim. I w którym wielkie różnice majątkowe nie dzieliłyby Polaków. Zamysł inicjatorów wydaje się więc oczywisty – cykl konferencji ma być czymś w rodzaju śnieżnej kuli. Konferencje mają przyciągać zainteresowanie mediów, mają przyciągać dobre nazwiska, mają przyciągać kolejne środowiska. A także mają oswajać jednych z drugimi. Takie długie narodziny formacji mają też tę dobrą stronę, że można odwlec godzinę zero, moment, kiedy ogłasza się powstanie partii, i kiedy trzeba podjąć decyzję – czy się do niej wchodzi, czy też nie. Wiadomo już, że do takiej partii nie wszedłby Włodzimierz Cimoszewicz, który pielęgnuje obraz osoby stojącej ponad partyjną bijatyką. Gdyby więc w Krakowie ogłaszano powstanie partii, on byłby przeciw. A tak wciąż jest w grupie, która swoją twarzą inicjatywę wspomaga. Odwlekając ogłoszenie powstania partii, odwleka się także moment dla każdej organizacji krytyczny – wyłonienia kierownictwa, naznaczenia szefa, kiedy politycy zaczynają rywalizować ze sobą i kiedy jedni idą na górę, a drudzy gdzieś w bok. W przypadku osób zaproszonych do Krakowa ma to szczególne znaczenie, bo większość z nich ma swoje ambicje. Znacznie większe niż umiejętność gry drużynowej. A poza tym, są to ludzie z różnych politycznych parafii. W dużej formacji odmienności są zaletą, ale w małej są jak odbezpieczony granat. Jednakże przeciąganie decyzji też może być niebezpieczne. Warto pamiętać o podobnych inicjatywach jeszcze za czasów rządów PiS, kiedy to debata o zagrożeniach dla demokracji, z udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego, organizowana na Uniwersytecie Warszawskim, ściągnęła tłumy. Wydawało się, że jesteśmy o krok od budowy wielkiej formacji zrzeszającej wszystko, co żywe, na lewo od PO, dynamicznej i żywotnej. I nic takiego się nie stało, ten ogień wygasł. Czy więc można sądzić, że znacznie mniejszy płomień, bo i czasy nie te, przetrwa następne tygodnie i miesiące? Kalendarz, czyli eurowybory W powodzenie przedsięwzięcia wierzy Andrzej Celiński. I przedstawia sekwencję przyszłych wydarzeń następująco: cykl konferencji pozwoli zbudować programową podstawę, zespół spraw najważniejszych dla Polski i Polaków. A jednocześnie otworzyć się na nowe środowiska, pokazać nową jakość. Dopiero wówczas można pomyśleć o jakimś politycznym bycie. Na początek – w formie stowarzyszenia, klubu… I tu – dodaje Celiński – kalendarz nam sprzyja. Kalendarz, czyli czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. O tych wyborach było zresztą w kuluarach konferencji głośno. To oczywiste – krążą po Polsce politycy, którzy mają przed sobą jeden cel: dostać się do Parlamentu Europejskiego. Europoseł to dziś najlepiej płatna polityczna posada. Do tego, dodajmy, mało stresująca. Nie dziwimy się więc, że obecni europosłowie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 44/2008

Kategorie: Kraj