W sprawach unijnych kalendarz nam nie sprzyja. Przynajmniej w dwóch kwestiach: posiedzenia Rady Europejskiej, czyli przywódców 27 państw członkowskich, oraz prezydencji. Zacznijmy od prezydencji. Polska będzie ją sprawować w Unii w pierwszej połowie 2025 r., czyli jeszcze za kadencji Andrzeja Dudy. Akurat w trakcie kampanii prezydenckiej i samych wyborów (odbędą się najpewniej w maju 2025 r. i to one de facto zadecydują, kto będzie miał władzę w Polsce). Wyobrażacie sobie państwo, jaka to będzie walka? Jakie podstawianie nóg? Tak czy inaczej, nasza unijna placówka już do prezydencji się szykuje. Jednym z działań będzie wyprowadzenie ze wspólnego budynku ambasady RP w Brukseli, żeby było miejsce dla zwiększonej grupy urzędników. Tak było zresztą podczas poprzedniej prezydencji, w drugiej połowie 2011 r. – by obsługiwać tamto wydarzenie, Polska zakupiła obecny budynek przedstawicielstwa, gdyż ten pierwszy niczego by nie pomieścił. Problem pojawił się po zakończonej prezydencji, kiedy urzędnicy skierowani do jej obsługiwania wrócili do Warszawy. Nagle w wielkiej kamienicy zaczął hulać wiatr. Zdecydowano się więc ściągnąć na ostatnie piętro naszą ambasadę w Belgii. I w ten sposób pod jednym dachem mamy dwie „firmy”. Aczkolwiek tylko ze wspólną windą. Ale zanim dotrwamy do prezydencji, czeka nas ciekawe posiedzenie Rady Europejskiej, wyznaczone na 14 grudnia. Bo jest pytanie, kto na nie pojedzie. Ponieważ ostatnim terminem, w którym Mateusz Morawiecki może prosić Sejm o wotum zaufania, jest 11 grudnia, wiadomo, że on raczej do Brukseli nie zawita. Ale nie wiadomo, czy prezydent Duda zdąży do tego czasu zaprzysiąc Donalda Tuska. Jeżeli zdąży, to możemy się spodziewać, że nowy premier nie tylko spotka się z ambasadorem Polski przy Unii Andrzejem Sadosiem, ale także odwiedzi budynek ambasady. Zna go dobrze, gdyż to za jego czasów został on przez Polskę kupiony, dzień jego wejścia do służby upamiętniała zresztą słynna tablica, która wisi w holu. Napisane jest na niej, że 23 maja 2011 r. otwarcia Stałego Przedstawicielstwa RP przy Unii dokonali ówczesny premier Donald Tusk, ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy oraz przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. W 2018 r., kiedy Brukselę wizytował Mateusz Morawiecki, tablica została odkręcona przez ambasadora Sadosia. Wybuchła awantura, Sadoś się tłumaczył, że odkręcił tablicę, bo przeprowadzano remont. Efekt jest taki, że tablica wróciła na swoje miejsce. Ale zasłania ją, i to dokładnie, rozstawiona drewniana gablota z informacjami o różnych imprezach organizowanych przez ambasadę. Tablica zatem jest, a jakby jej nie było. Tak oto Sadoś się zabezpieczył. Cóż, to chyba już nie ma znaczenia. I z powodu nowej polityki unijnej przyszłego rządu, i z powodu prezydencji, i z powodu kadencji, która i tak została przedłużona, Sadoś jest na liście ambasadorów, których trzeba wymienić. On sam chyba o tym wie. Andrzej Duda również. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint