Kali był Polakiem

Kali był Polakiem

Kali, afrykański chłopak, postać stworzona przez Henryka Sienkiewicza w powieści „W pustyni i w puszczy”, uważał, że złym uczynkiem jest, gdy „ktoś Kalemu ukraść krowę”, dobrym, gdy „Kali ukraść komuś krowę”. Takie podejście do wartości zwykło się u nas nazywać moralnością Kalego. Nie trzeba się udawać w podróż po Afryce śladami Stasia i Nel, by natrafić na Kalego i jego moralność. Wystarczy się rozejrzeć dokoła. Przed kilkoma laty, gdy PiS po raz pierwszy sprzeciwiało się przyjęciu przez Polskę uchodźców, a prezes straszył, że roznoszą oni liczne choroby i pasożyty, jeden z kandydatów do Sejmu z listy PiS porozwieszał na Podhalu banery ze swoim hasłem wyborczym: „Stop nielegalnej imigracji!”. Mógłby ktoś pomyśleć, że tutaj takie hasło dla kandydata do Sejmu będzie samobójcze. Jak coś takiego głosić na Podhalu, gdzie w co drugiej rodzinie jest ktoś, kto albo nielegalnie wyemigrował do Ameryki, albo nielegalnie w Ameryce jako emigrant przebywa i pracuje na czarno? Nic bardziej mylnego! Hasło to zyskało powszechną aprobatę. Nikt tego nie wziął do siebie. No skądże! Przecież to coś dobrego, gdy Kali nielegalnie emigruje do Stanów, a oczywiście złego, gdy ktoś chce emigrować do kraju Kalego. Oglądający TVP Info mieszkaniec jednej z beskidzkich wiosek bardzo był oburzony na tych złodziei z Platformy, o których tyle się nasłuchał w telewizji. Wszystkich ich by wsadził do kryminału albo nawet powiesił. Swoje radykalne poglądy wygłaszał do mojego znajomego, otwierając podrabianym kluczem szlaban, by wywieźć kradzione z państwowego lasu drewno. No bo jak Kali ukraść drewno, to dobry uczynek… „Stop islamizacji Polski!”, „Stop imigrantom muzułmanom!”. Któż na Podhalu nie popiera tych haseł prawicy! Bo to nie tyle o tych ludzi chodzi, ile o ich kulturę. Obcą naszej, chrześcijańskiej – przekonywał mnie miejscowy mądrala. Pech chciał, że wygłaszał te mądrości w Zębie, na tle kiosku z kebabem, ozdobionego napisami: „Halal”. W alfabecie łacińskim i arabskim. Tym, którzy jeszcze się oparli islamizacji i nie wiedzą, co to halal, od razu wyjaśniam. Halal to islamskie określenie wszystkiego, co dozwolone prawem szarijatu. Odnośnie do gastronomii jest to zapewnienie, że potrawy są dozwolone dla prawowiernych muzułmanów, że nie ma w nich wieprzowiny, a inne mięsa pochodzą z uboju rytualnego. W samym Zakopanem i okolicy pojawiło się mnóstwo turystów z krajów arabskich. Na Krupówkach widziałem dziesiątki muzułmańskich kobiet odzianych w burki, czadory, czarczafy, kwefy, hidżaby czy nikaby i ani jednej w stroju góralskim. Chiński turysta, o którym było głośno, bo do Morskiego Oka wybrał się według wskazań GPS, tnąc w poprzek Orlej Perci, skąd go TOPR ściągnął i bezpiecznie sprowadził na dół, gdy wróci do domu, ochłonie ze swojej tatrzańskiej przygody i będzie opowiadał także o innych wrażeniach z polskich gór, strój góralski opisze zapewne jako składający się z burki, kwefu, hidżabu… Ale ci turyści z Bliskiego Wschodu zostawiają dudki… To dla nich ten halal kebab i stosowne napisy po arabsku. Hasło „Stop islamizacji Polski” wymaga więc pewnej korekty. „Stop darmowej islamizacji Polski!”. Za dudki – czemu nie? Jeśli to przyciągnie „dularowych” klientów, Franek swojej Kaśce każe założyć hidżab. Przecież dobrze płacący w Zakopanem Arab to zupełnie co innego niż Arab znaleziony w Puszczy Białowieskiej. „Ciapaty”, znaczy się. On nawet kebaba nie kupi, po co mu budkę z kebabem po arabsku opisywać, męczyć się z rytualnym ubojem… On niech wraca, skąd przyszedł, niech nie roznosi chorób i pasożytów, przed którymi przestrzegał prezes, i niech swoją dziadowską obecnością nie islamizuje Polski, co to od wieków była przedmurzem chrześcijaństwa, a teraz znów jest jego przedpłociem i przeddruciem. Bo Polak jest katolik i miłuje bliźniego jak siebie samego i nie chce, by ktoś mu te święte chrześcijańskie zasady islamem pokalał. Jak widać, Sienkiewicz przypisał wymyślonemu przez siebie młodemu Afrykańczykowi Kalemu mentalność, którą znał z Polski. Moralność Kalego to nie wpływ obcej, murzyńskiej kultury. To coś swojskiego, od wieków starannie pielęgnowanego. To nasze, polskie. No i „dobre, bo polskie”.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 36/2023

Kategorie: Felietony, Jan Widacki