Narzekacie na piłkarzy? No to poczytajcie o ich duchowych opiekunach. Kapelani polskich klubów to dopiero jest egzotyka. Ks. Jędrzej Orłowski, kapelan Lechii Gdańsk, cieszy się, że jego praca przynosi efekty, „bo kibice, widząc piłkarza drużyny przeciwnej leżącego na boisku, nie krzyczą już »wstawaj, wstawaj… nie udawaj«, tylko »dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie«”. Z kolei ks. Krzysztof Banasik, kapelan Korony Kielce, wyznaje, że „trudno mu mówić o swoich relacjach z kibicami, bo ich po prostu nie ma. Fani nie odczuwają potrzeby spotykania się z nim”. Jeszcze gorzej ma ks. Remigiusz Tobera, kapelan Zagłębia Lubin, którego trener Smuda zwyczajnie pogonił z klubu, a na dodatek sędziowie popędzili go z ławki rezerwowych, na którą zwykł się gramolić w czasie meczów. Wszystkich przebił ks. Paweł Miziołek, kapelan łódzkiego sportu, który wiedząc, że derby Łodzi, czyli mecze ŁKS i Widzewa, to niezwykłe natężenie chamstwa i agresji kibiców, znalazł na to swoją receptę. Spotyka się przed meczem z drużynami i zarządza modlitwę o… zakończenie meczu bez kontuzji. O zachowanie kibiców się nie modlą, bo to i tak nic nie da. Przecież piłkarze, kibice i kapelani to jedna drużyna. Amen. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint