Inny kapitalizm jest możliwy. Mniej egoistyczna jest jego wersja skandynawska Zdarza mi się czytać komentarze internetowe pod moimi tekstami poświęconymi kapitalizmowi. Nawet w tych życzliwych, zgadzających się z moimi krytycznymi diagnozami, powtarza się z uporem jeden wątek: zgodności kapitalizmu z naturą ludzką. Wydaje się, że jest to element dzisiejszego zdrowego rozsądku większości ludzi zamieszkujących nasz kraj. Jak to więc jest z ową naturą ludzką? Moja teza brzmi następująco: nie wiemy, na czym polega natura ludzka, nie wiemy też, czy w ogóle istnieje. Jej każdorazowe określenie jest projekcją czyichś życzeń, wyobrażeń oraz wdrukowanych w umysł schematów myślenia. W ostateczności zatem każda wizja natury ludzkiej to wyraz pewnego wyboru, często motywowanego jakimś interesem ideowym, przyjmowanego w wyniku splotu okoliczności za słuszny, albowiem zgodny z prawdą. To zawsze konstrukt kulturowy (przede wszystkim filozoficzny i polityczny), którego zadaniem jest najczęściej zamknięcie dyskusji o tym, co ważne dla ludzi, zanim jeszcze ona się zaczęła. Argument ludzkiej natury ma z reguły zamykać usta oponentowi, na zasadzie: możesz sobie mówić, co chcesz, to i tak nie ma znaczenia, bo taka to a taka natura ludzka zawsze w końcu przeważy. W ostateczności jest to zatem zawsze argument o charakterze ideologicznym, idzie bowiem o to, aby przekonać interlokutora, że jego sprzeciw wobec jakiegoś aspektu działania ludzi jest pozbawiony sensu, gdyż działają oni tak, jak działają, sterowani siłą, nad którą nie panują. Jest to charakterystyczny zabieg ideologiczny, ponieważ każda ideologia dąży do tego, aby uczynić to, co otwarte i zmienne, czymś zamkniętym i trwałym, po to by już z góry zniechęcić kogokolwiek do zmiany status quo. W ten sposób ideologia dąży do naturalizacji tego, co kulturowe, a więc do uznania jakiegoś jednego wariantu bycia człowiekiem za konieczność wręcz przyrodniczą. Jej głównym kryterium sukcesu jest takie rozpowszechnienie się jakiejś wizji natury ludzkiej, że ostatecznie staje się ona jednym z elementów tzw. zdrowego rozsądku pewnej społeczności. Oznacza to, że jest bezrefleksyjnie przyjmowana przez dominującą część owej społeczności jako coś oczywistego. W ten sposób zostaje jej zapewniony monopol w sferze myślenia o tym, co dobre i złe, jakie cele ludzkiego życia mają sens, a jakie nie, do czego warto dążyć, albowiem osiągnięcie tego czegoś jest możliwe, gdyż zgodne z naturą ludzką, a do czego dążyć nie warto. Wyobrażenie natury ludzkiej jest z reguły fragmentem większej całości, zespołu przekonań, które składają się na pewien w miarę spójny obraz dobrego życia i dobrego społeczeństwa. Dlatego opanowanie przez jakieś wyobrażenie natury ludzkiej sfery zdrowego rozsądku świadczy o wyraźnej hegemonii tego wyobrażenia dobrego ustroju ekonomicznego i politycznego. Wiąże się z tym wrażenie braku alternatywy. Z tej perspektywy takie ochocze powoływanie się na naturę ludzką przez polemizujących ze mną internautów oraz publicystów świadczy o tym, że dominujący w Polsce od 30 lat przekaz ideowy, nakazujący uznawać jedną z potencjalnych form ustrojowych (w sensie ekonomicznym i politycznym) za jedyną możliwą, świadczy o niewiarygodnym sukcesie pewnej narracji ideologicznej, która zdołała ukryć swoją stronniczość pod maską konieczności. O jej zawartości świadczy wyobrażenie natury ludzkiej przywoływane przez moich polemistów. Jego główne składniki to egoizm, konieczność walki z innymi o swoje interesy, nieuchronna tendencja do porównywania się z nimi pod kątem osiągniętego statusu materialnego, brak zrozumienia dla tych, którzy przegrywają (sami są sobie winni). Towarzyszy temu przekonanie o bezlitosności życia i pogodzenie się z tym, że jest ono z natury niesprawiedliwe, a ludzie nierówni – wszystko to z grubsza przypomina ideową opcję tzw. socjaldarwinizmu, czyli przekonania, że świat jest areną nieustannej walki, w której wygrywają najlepiej przystosowani, czyli de facto najbardziej bezwzględni. Często zdają oni sobie sprawę, że wszystko to świadczy o tym, iż człowiek jest z natury raczej zły, a nie dobry, ale nic na to nie można poradzić. W tym sensie w Polsce triumfuje Thomas Hobbes, angielski filozof z XVII w., który stwierdził za Plautem, że homo homini lupus, człowiek człowiekowi wilkiem. Jego przekonanie, że człowiek jest z natury zły, określane fachowo terminem pesymizmu antropologicznego, nie było na szczęście jedynym, jakie się pojawiło w dziejach filozofii europejskiej. Wielki filozof francuski Jean-Jacques Rousseau twierdził