Kapitan z dżojstikiem

Kapitan z dżojstikiem

Przepłynąć Ren 110-metrowym statkiem to dopiero uniwersytet dla marynarza W Polsce żegluga śródlądowa zanika. Po Wiśle pływa coraz mniej barek, mimo że kilometr dobrej drogi wodnej kosztuje mniej niż kilometr autostrady. Przy autostradzie nikt nie chce mieszkać, nad wodą zaś chce prawie każdy. Te walory docenili mieszkańcy Holandii, Belgii, Szwajcarii i Niemiec, czyli wszyscy, którzy mieszkają nad ruchliwym, żeglownym Renem. To tutaj żegluga śródlądowa jest najbardziej rozpropagowana w Europie. Wielkie statki, wiozące węgiel lub kontenery z Rotterdamu do Szwajcarii, są bardzo ważne dla rozwoju gospodarki w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Holandii. Statki, nazywane przez niektórych barkami (choć wcale już ich nie przypominają), przeciskają się z towarem przez wąskie kanały niemieckie. Marynarz śródlądowy Aby zostać marynarzem śródlądowym, trzeba mieć odpowiednie dokumenty. W moim przypadku wszystkie dokumenty marynarza morskiego wyrobiłem w Akademii Morskiej w Gdyni. Bez długich, pięcioletnich studiów można zdobywać krok po kroku uprawnienia zawodu marynarza. W tym celu należy na samym początku przejść szkolenia z indywidualnych technik ratunkowych, ochrony przeciwpożarowej, elementów zasad udzielania pierwszej pomocy medycznej, bezpieczeństwa własnego i odpowiedzialności wspólnej. Ponadto trzeba zdać egzamin z języka angielskiego na poziomie średnio zaawansowanym. W ramach szkolenia z technik ratunkowych skakałem do morza w specjalnym skafandrze, który utrzymywał mnie na powierzchni. Później trzeba było popłynąć na plecach do pobliskiej tratwy ratunkowej, wczołgać się na nią i wytrzymać tam 30 minut na wzburzonym morzu. Następnie instruktor wywracał tratwę i należało ponownie ustawić ją tak, by móc na nią wejść i dryfować. Jest to nieodłączny element przetrwania na morzu. (Na tratwie Steven Callahan przeżył aż 76 dni, po tym jak jego jacht zatonął na Atlantyku). Takie doświadczenie wzmacnia psychicznie każdego przyszłego marynarza. Następne szkolenie dotyczyło pożarnictwa. W dużym kontenerze wypełnionym pianą musiałem się przedzierać w masce do wyjścia. Kolejnym etapem egzaminu na młodszego marynarza była wędrówka tunelami w całkowitych ciemnościach. To szkolenie wyrabia orientację, umiejętność skupienia się w sytuacjach stresowych, np. kiedy statek się przewróci lub nastąpi awaria oświetlenia i trzeba w egipskich ciemnościach dostać się do luku wyjściowego i wypłynąć. Ta czynność jest powtarzana tak długo, aż zdający wszystko wykona poprawnie. By mieć pewność, że przyszły marynarz nie oszukuje egzaminatorów czekających na powierzchni, każe się mu dojść do punktów, gdzie znajduje się specjalny przycisk sygnalizujący, że zdający przeszedł cały labirynt. Po tych doświadczeniach stajemy się dyplomowanymi młodszymi marynarzami pokładowymi, jak również otrzymujemy książeczkę żeglarską, uprawniającą nas do tytułu zawodowego marynarza i podjęcia pracy na statku. Później już tylko staż i wypływanie wielu godzin. Aby krok po kroku awansować w hierarchii aż do bosmana, trzeba zdać kolejne egzaminy i pływać przez odpowiednio długi okres. Na podstawie ukończonych kursów można się ubiegać również o żeglarską książeczkę pracy marynarza śródlądowego. Aby ją otrzymać i zdobyć też dyplom marynarza śródlądowego, trzeba mieć minimum trzymiesięczne wypływanie w żegludze morskiej lub śródlądowej. Po uzyskaniu takiego dokumentu należy na jego podstawie i na podstawie międzynarodowych badań lekarskich wyrobić kolejną książeczkę marynarza śródlądowego w Niemczech (o ile chcemy pływać na Renie). Najbliższe odpowiednie do tego miejsce znajduje się w Stralsundzie, koło wyspy Rugia. Urząd Morski w RFN wpisuje nam w książeczce upragniony tytuł: „Matrose” – marynarz. Gdy mamy już niemiecką książeczkę, możemy się ubiegać u armatora holenderskiego lub niemieckiego o pracę na dużych statkach w żegludze śródlądowej w Niemczech i w Holandii. Według ostatnich danych ze stycznia 2012 r. na Renie pływa 6,5 tys. barek, których długość często przekracza 110 m, a to już poważna jednostka pływająca. Mieszkanie na rufie Wielkie statki pływają zarówno po Jukonie, jak i po Mackenzie, Lenie czy Amazonce. To one wożą towar. Jednak najbardziej ruchliwą i cywilizowaną drogą wodną w Europie jest Ren. Moim kapitanem jest Jesse Baks, niewysoki Holender. Z jego twarzy bije spokój. Ma 30-letni staż w żegludze śródlądowej na Renie. Nic go nie rozprasza. Spogląda spod okularów na rzekę z wysokości 20 m. Płynę statkiem „Lean”. To masowiec o nośności 2 tys. ton. Jego kadłub wybudowano w Chinach, jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2012, 2012

Kategorie: Kraj