Niedługo władze w Tokio mogą zdecydować o egzekucji członków sekty Najwyższa Prawda W biografii Shōkō Asahary, lidera jednej z najbardziej znanych i brutalnych sekt na świecie, jest tyle wątków, że od razu można się pogubić. Naprawdę nazywa się Chizuo Matsumoto, od dziecka zmaga się z postępującymi dysfunkcjami nerwu wzrokowego, które szybko doprowadziły go do częściowej ślepoty. Karierę przywódcy religijnego rozpoczął w 1987 r., kiedy pojechał do Indii, bo za wszelką cenę chciał spotkać Dalajlamę. Po rozmowie z duchowym przywódcą buddystów Chizuo doszedł do wniosku, że osiągnął nirwanę, pełnię czystości umysłu i oświecenia – w dodatku zrobił to jako pierwszy żyjący człowiek od czasów samego Buddy. Uznanie się za wcielenie najwyższego dobra jednej tylko religii nie wystarczyło. Chizuo wydał książkę, w której opisał siebie jako Baranka Bożego, nazywał się też wielokrotnie Chrystusem lub Synem Bożym. Regularnie pielgrzymował do miejsc kultu oraz świątyń hinduizmu i szintoizmu. Zgłębiał również tajemnice największych apokryfów i teorii spiskowych, takich jak protokoły mędrców Syjonu, przepowiedni Nostradamusa. Wszystkie te eklektyczne inspiracje złożyły się na światopogląd, który zaczął głosić już jako Shōkō Asahara. Wszędzie spisek Pierwsze kroki jako kaznodzieja nowej religii stawiał po powrocie z pierwszego wyjazdu do Indii, zakładając sektę Aum Shinrikyō, w luźnym tłumaczeniu Najwyższa Prawda. Bo właśnie najwyższą prawdę chciał przekazywać ludziom – prawdę o zniszczeniu i zgniliźnie współczesnego świata, dla którego zbawieniem może być tylko gruntowne oczyszczenie. Za największe zło uznawał Stany Zjednoczone, które według jego zapewnień miały dążyć do sprowokowania III wojny światowej z Japonią, doprowadzając do ostatecznej zagłady ludzkości. W spełnieniu tej kasandrycznej wizji Amerykanom pomagały najróżniejsze wykryte przez Asaharę spiski o globalnym zasięgu, zawiązane m.in. przez Żydów, masonów, rząd Holandii czy brytyjską rodzinę królewską. Siły te, sprzymierzone niczym jeźdźcy Apokalipsy, miały spowodować zniszczenie cywilizacji ludzkiej. Zdaniem Asahary jedyną szansą na oczyszczenie świata z grzechów i zażegnanie niebezpieczeństwa miało być przejęcie władzy w Japonii przez niego samego. Jako imperator byłby w stanie pokonać USA w bezpośrednim starciu, unicestwić spiskowców i objawić swoją najwyższą prawdę, wprowadzając ludzkość w stan nirwany. Ale najpierw należało pozbyć się tych, którzy wówczas w Japonii sprawowali władzę. Zgodnie z oficjalną wersją wydarzeń, znaną z policyjnego śledztwa, właśnie to było celem 10 członków Aum Shinrikyō, gdy nad ranem 20 marca 1995 r. uruchomili plan prowadzący do najtragiczniejszego w skutkach zamachu terrorystycznego w XX-wiecznej Japonii. Pięciu z nich wsiadło wówczas osobno do pociągów trzech różnych linii tokijskiego metra. Działali w rozproszeniu, ale cel był wspólny – wszystkie pociągi, którymi się przemieszczali, przejeżdżały przez Kasumigaseki oraz Nagatachō, czyli rejony, w których znajdują się budynki japońskiego rządu. W porannym szczycie, między godz. 7 a 8.15, członkowie sekty wnieśli do metra butelki i pudełka śniadaniowe z własnej produkcji sarinem – śmiertelnie trującą substancją o działaniu paralityczno-drgawkowym. Zamachowcy jednak nie palili się do złożenia siebie w ofierze – pozostałych pięciu ludzi czekało w samochodach w wyznaczonych miejscach, z których mieli odebrać zamachowców uciekających ze stacji. W wyniku rozpylenia sarinu niemal natychmiast śmierć poniosło 12 osób, a łącznie poszkodowanych było ponad 4 tys. U prawie tysiąca stwierdzono poważne uszkodzenia wzroku, a ponad 50 osób zmarło z powodu następstw zatrucia sarinem w ciągu pięciu lat od zamachu. Kara w ratach Po wydarzeniach z marca 1995 r. w Japonii rozpętała się burza wokół metod działania organów ścigania i wolności, jaką cieszą się tam sekty i związki wyznaniowe. Najwyższą Prawdę władze Japonii zarejestrowały bowiem w 1989 r., a już dwa lata później informatorzy policji mieli donosić o planach Asahary, który szykował zamach na przedstawicieli japońskiego rządu. Mało tego, sekta wysłała dość wyraźny sygnał ostrzegawczy. W 1994 r., gdy przeciwko Najwyższej Prawdzie toczył się spór sądowy o używanie nieruchomości, do których nie miała pełni praw, grupa dokonała pierwszego zamachu, uwalniając chmurę sarinu w okolicy, w której mieszkał sędzia orzekający w sprawie. Na skutek zatrucia gazem osiem osób poniosło śmierć, a ponad pół tysiąca poważnie ucierpiało. Mimo to niecały rok później sekta nie tylko kontynuowała chałupniczą produkcję śmiercionośnej