Jak karać za fake newsy

Jak karać za fake newsy

fot. youtube.com

Coraz więcej krajów wprowadza przepisy przeciwko dezinformacji Malia Obama, 19-letnia córka byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, z pewnością przywykła do bycia w centrum uwagi opinii publicznej. Na pewno jednak nowością dla niej i jej rodziny było oskarżenie o rasizm, które zaczęło krążyć w ostatnich tygodniach po prawicowych mediach internetowych w USA. Na kilku mniej znanych serwisach pojawiła się informacja, jakoby Malia, obecnie ucząca się na pierwszym roku na Uniwersytecie Harvarda, została zawieszona w prawach studenta za napisanie w ramach pracy zaliczeniowej eseju o „wyobrażonym świecie bez białych ludzi”. Ale wielkiej sensacji z tego nie było – uczelnia szybko zdementowała te doniesienia, które okazały się wyssane z palca. Podobnych, kompletnie zmyślonych, półprawdziwych lub niepełnych informacji w sieci są codziennie setki, jeśli nie tysiące. Powoli przestajemy się temu dziwić. Co gorsza, coraz rzadziej zadajemy sobie trud weryfikowania doniesień, którymi bombardują nas nie tylko klasyczne tytuły prasowe, ale też adresy internetowe „hodowane” często na masową skalę przez ludzi zajmujących się zawodowo dezinformacją. Do kolportowania fałszywych wiadomości przyczyniają się dziś politycy, eksperci czy nawet uznane tytuły tradycyjnych mediów, np. renomowany, słynący z walki o prawdę amerykański „Washington Post”, który w listopadzie ub.r. napisał, że na polskim Marszu Niepodległości był transparent o islamskim holokauście. Okazało się to fake newsem, za który gazeta przepraszała, bo autor nie sprawdził informacji. Dlatego warto podkreślić inicjatywy rozpoczęcia systemowej walki z dezinformacją. Malezja przeciw kłamstwu Kilka tygodni temu świat obiegły doniesienia z Malezji, gdzie w parlamencie przedstawiono projekt ustawy wprowadzającej karę nawet 10 lat pozbawienia wolności za świadome upublicznianie i kolportowanie nieprawdziwych informacji. W przypadkach przewinień na mniejszą skalę bądź działania nieświadomego grozić będzie grzywna o równowartości nawet 125 tys. dol. Nie wiadomo jeszcze, w jakim kształcie ustawa zostanie uchwalona – opozycja nawołuje do zmniejszenia kary więzienia i zmiany niektórych sformułowań z dokumentu, zwłaszcza dotyczących intencjonalności rozpowszechniania fałszywych wiadomości chociażby w mediach społecznościowych. Malezja nie jest pierwszym krajem, który w sposób systemowy próbuje walczyć z fałszywymi informacjami. Prace nad podobnymi aktami prawnymi od początku 2018 r. trwają w parlamentach innych krajów regionu Azji Południowo-Wschodniej – Singapuru i Filipin. Prawo częściowo wymierzone w fake newsy mają też od października ub.r. Niemcy. Choć jego podstawowym celem jest walka z mową nienawiści i podżeganiem do przemocy na tle rasowym, seksualnym czy religijnym, było ono pierwszym europejskim aktem prawnym wprowadzającym pośrednio karę za dezinformację. Zgodnie z niemieckimi regulacjami jeśli zarządca treści internetowych, w tym właściciel platformy społecznościowej, nie zareaguje w ciągu 24 godzin na dostępne w jego medium treści kwalifikowane jako mowa nienawiści, zwłaszcza oparte na nieprawdziwych informacjach, może się liczyć z karą pieniężną sięgającą teoretycznie aż 50 mln euro. Tutaj akurat dezinformacja stała się katalizatorem stworzenia nowego prawa. Od czasu wybuchu kryzysu uchodźczego na południu Europy niemieckie media zmagają się bowiem z zalewem fałszywych doniesień na temat przestępstw z udziałem imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Informacje te umieszczane były najczęściej na skrajnie prawicowych portalach, a następnie podgrzewane w mediach społecznościowych przez populistyczno-radykalne ugrupowania, takie jak Pegida czy AfD. Za pomocą nowej ustawy i ogromnej kary pieniężnej niemieccy prawodawcy chcą zatem ukrócić nie tylko dezinformację, ale także rasizm i ksenofobię w sieci. Między dezinformacją a wolnością słowa Śladem Berlina chcą pójść Rzym i Londyn. O ewentualnej ogólnoeuropejskiej rezolucji wyposażającej krajowe parlamenty w narzędzia do walki z dezinformacją wspominał pod koniec zeszłego roku Silvio Gonzato, szef pionu komunikacji Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (European External Action Service), czyli unijnej służby dyplomatycznej. O potrzebie ściślejszej regulacji rozpowszechniania informacji w internecie i weryfikowania ich źródeł oraz jakości coraz częściej mówi się też w USA, zwłaszcza w obliczu kłopotów Facebooka. Do skrupulatniejszego nadzoru nad zawartością mediów społecznościowych nawołują nawet amerykańskie media zajmujące się technologią. Prestiżowy magazyn „Wired” w marcowym wydaniu. opublikował prawie 10-stronicowy esej o kłopotach Facebooka ze zwalczaniem fake newsów i farm trolli. Problem w tym, że akurat w Ameryce ogłaszanie publicznego poparcia dla tego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2018, 2018

Kategorie: Świat