Płk Dariusz Łuczak nie zostałby szefem ABW, gdyby nie Krzysztof Bondaryk Na konferencji prasowej 19 czerwca, zwołanej w trybie pilnym na drugi dzień po blamażu prokuratury i ABW w redakcji tygodnika „Wprost”, premier Donald Tusk poinformował, że w tej sprawie natychmiast skontaktował się z ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym i szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Marek Biernacki i Andrzej Seremet są dobrze znani opinii publicznej, udzielają wywiadów, goszczą w programach telewizyjnych. O powołanym 16 kwietnia 2013 r. na dyrektora największej cywilnej specsłużby płk. Dariuszu Łuczaku prawie nic nie wiadomo. W szkole w Hajnówce Przed 1989 r. pracował jako nauczyciel zawodu w Zespole Szkół Zawodowych w Hajnówce. Żyłka opozycjonisty, jak to bywa z ludźmi wcześniej dopasowanymi do systemu, zwłaszcza w tak małej miejscowości jak Hajnówka, objawiła się u niego na przednówku zmian ustrojowych. Łuczak zaczął aktywnie działać w „Solidarności”, a nawet doprowadził wraz z innymi działaczami do strajku w miejscowym domu kultury. Jego dawni współpracownicy podkreślają, że pokazał się wówczas jako sprawny organizator, choć tak po prawdzie to nie udało się ani zmienić dyrektora domu kultury, ani nawet zainstalować na stanowisku wicedyrektora członkini związku. W 1990 r. Łuczak został członkiem zarządu regionu NSZZ „Solidarność” w Białymstoku, a po pierwszych wolnych wyborach samorządowych, kiedy jego związkowego kolegę, Mieczysława Gmitera, wybrano na burmistrza Hajnówki, zastępcą kierownika urzędu miasta. Gmiter tylko dwa lata cieszył się władzą, odszedł w atmosferze niejasności finansowych i obyczajowych. Łuczak jednak pozostał na stanowisku, kontynuując jednocześnie rozpoczęte w 1990 r. zaoczne studia prawnicze w Białymstoku. Materiał na agenta Jako członek zarządu NSZZ „Solidarność” znał się już wtedy dobrze z Krzysztofem Bondarykiem, który na prośbę Krzysztofa Kozłowskiego najpierw weryfikował funkcjonariuszy SB, a potem z niektórymi i z kolegami z białostockiej opozycji tworzył delegaturę Urzędu Ochrony Państwa. Kwestią czasu było, kiedy Łuczak zmieni zawód. Jego przejście w 1995 r. do tajnych służb nikogo specjalnie nie zaskoczyło. – Darek miał bardzo dobrą opinię w szkole, w której sam się uczył, a potem był nauczycielem. Emocjonalnie zrównoważony, ale trochę skryty. Po prostu dobry materiał na agenta – wspominają dawni koledzy. Te cechy jednak zdałyby się psu na budę, gdyby nie znajomość z szefem białostockiej delegatury Bondarykiem. Zaczynał etatową pracę w specsłużbach w wieku 36 lat w stopniu szeregowca, ale bardzo szybko awansował. Zastępcą szefa delegatury został po czterech latach, a w 2001 r. objął jej kierownictwo. W tym czasie UOP przeszedł reorganizację, dzieląc się jednocześnie kompetencyjnie na Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencję Wywiadu. Od 2002 r. Dariusz Łuczak był już szefem podlaskiej ABW. Kret w delegaturze Pozycja Łuczaka w lokalnych specsłużbach ze względu na przyjaźń z Bondarykiem była mocna. Panowie poza pracą mają wspólne pasje: żeglowanie i wędkowanie. Kiedy w 2007 r. Krzysztof Bondaryk został szefem ABW w rządzie Donalda Tuska, notowania Łuczaka w naturalny sposób wzrosły jeszcze bardziej. Mógł, jeśli tylko by chciał, awansować do Warszawy, ale Łuczak to lokalny patriota, prowincjusz w dobrym tego słowa znaczeniu, który grilla z księdzem w Narwi przedkłada nad wódeczki w nieistniejącej już Lemongrass niedaleko Sejmu. Poza tym w tej samej Narwi ma rodziców, a obok nich dom z wyjściem na rzekę. Taki mały raj i odpoczynek od brudnej polityki, wiecznej atmosfery podejrzliwości, szpiegów i przestępców w białych rękawiczkach. Jednak ta sielanka w lutym 2008 r. staje pod znakiem zapytania. Jego podwładni aresztują własnego kolegę, kpt. Roberta R., pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Białorusi. To samo prokurator zarzuca Oldze Solomenik, w której kapitan ABW się zakochał, ale ta w porę ostrzeżona przez koleżankę nie wraca z Białorusi do Białegostoku, gdzie od kilku lat ma firmę. Zanim sprawa wycieknie do mediów, które przy optymistycznym wariancie mogą zapytać o dobór kadr w podlaskiej specsłużbie, Krzysztof Bondaryk proponuje Łuczakowi natychmiastowe przejście do centrali, i to od razu na stanowisko dyrektora kilku departamentów. Od 10 marca 2008 r. na czele delegatury stoi już Marian Minkiewicz, zatrudniony równolegle na stanowisku zastępcy dyrektora delegatury NIK w Białymstoku. Pułkownik w tym czasie spokojnie pracuje, tworząc m.in. stołeczną ABW, a następnie awansuje na pierwszego zastępcę gen. Krzysztofa Bondaryka. Narew jak Kiejkuty Jeśli Kiejkuty w odbiorze społecznym kojarzą się
Tagi:
Arkadiusz Panasiuk