Karol Modzelewski skończył 70 lat, a jego urodziny ściągnęły tłumy. Nic dziwnego, bo ilu jest ludzi w Polsce z takim autorytetem, z takim dorobkiem i z takim życiorysem? Jego życie jest godne wielkiego reżysera: Polska od roku 1945 przeżywała różne zakręty historii. A Karol Modzelewski, jeśli – tak jak w roku 1970 – akurat nie siedział w więzieniu, zawsze był w centrum wydarzeń. Pierwsze wielkie dotknięcie historii przeżył w roku 1956. Gdy stała Warszawa, a ton nadawali robotnicy Żerania, Karol Modzelewski był wśród nich. Od roku jeździł co tydzień do FSO, na prelekcje i spotkania z młodymi robotnikami. Tak poznał słynnego Goździka. W roku 1964 zapisał się w historii PRL już własnym nazwiskiem. Razem z Jackiem Kuroniem napisał „List Otwarty do członków PZPR”. Tak pojawiła się w PRL, po raz pierwszy, opozycja. Modzelewski i Kuroń za list poszli do więzienia, z którego wyszli w roku 1967. Chwilę potem Warszawa żyła „Dziadami”, a przerażona partia zdecydowała się zdjąć sztukę z afisza. – Gdy dowiedzieliśmy się, że zdejmują „Dziady” i że właśnie ma być ostatnie przedstawienie, powiedziałem: musimy tam być – opowiadał profesor. I wtedy napisał na kartce hasło, które studenci mieli skandować: „Niepodległość bez cenzury!”. Zaraz potem trafił za kratki na kolejne trzy lata. Ale najważniejsze słowo, które profesor wymyślił, narodziło w nocy, z 17 na 18 września 1980 r. w Gdańsku. Wtedy wymyślił nazwę dla nowego związku – „Solidarność”. 13 grudnia 1981 r. zastał go również w Gdańsku, podczas obrad Komisji Krajowej. Profesor czekał na pociąg, który miał przyjść nad ranem, więc poszedł do Grand Hotelu w Sopocie. Wchodząc do holu, zobaczył zomowców otaczających hotel. Więc poszedł do pokoju Mazowieckiego, w którym odbywało się jakieś zebranie i zapytał: czy jest wolna łazienka? Tak, była wolna. Więc czym prędzej wszedł pod prysznic. Wiedział, że następnym razem prędko się nie wykąpie. Po roku 1989 nie przyłączył się do obozu zwycięzców. Budował Unię Pracy, lewicę, w której nie zaglądano by do politycznych metryk. Bronił wykluczonych, biednych, prześladowanych. – Ty jesteś człowiek lewicy – powiedział mu w latach 80. Jacek Kuroń, gdy razem siedzieli w więziennej celi. – Trochę się wtedy obruszyłem – wspomina Modzelewski. – A potem zastanowiłem się… I przyznałem mu rację. Kolejnych 70 lat, Panie Profesorze! R.W. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint