Kto odważy się powiedzieć, żer w Polsce „antykomunizm” jest tylko obrzydliwą demagogią, mącącą ludziom w głowach po to, aby dostarczyć legitymizacji określonej grupie polityków? Z przyjemnością udostępniamy Czytelnikom kilka zapisów z osobistego dziennika prof. Andrzeja Walickiego, wybitnego uczonego, historyka idei, członka PAN, profesora uniwersytetu NOTRE DAME w Stanach Zjednoczonych. Publikowane fragmenty stanowią część większej całości, która ukaże się niedługo w książce prof. A. Walickiego “Polskie zmagania z wolnością. Widziane z boku”, nakładem krakowskiej oficyny UNIVERSITAS. Autorowi i Wydawcy dziękujemy za zgodę na publikację. Redakcja WIEDEŃ – SOUTH BEND 1996-1998 Naród a tożsamość 29 IX 1996 r. Za dwa dni będzie odczyt prof. Seyli Benhabib “Democracy and Identity”. Nie domyślam się, co powie, mam nadzieję, że nie będzie dowodzić, iż demokracja wymaga multikulturalizmu. Ale co ja miałbym do powiedzenia na ten temat? Wydaje mi się oczywiste, że demokracja wykorzenia, a więc tożsamości nie sprzyja. Może tylko ogłosić neutralność w tych sprawach: zachowujcie swoją tożsamość, a w sprawach wspólnych i spornych będzie głosowanie. Pięknie. Tyle tylko, że ludzie o mocnej tożsamości nie przyjmą (akceptująco) wyników głosowania powszechnego. Uznają to za “mechaniczną większość”, wyraz poglądów “przypadkowego społeczeństwa”, jak wyrażono się w Polsce. Bo też prawdą jest, że wypadkowa poglądów ludzi o różnych tożsamościach może być równie obca dla nich wszystkich, a więc kto wie, może lepiej by było, by narzuciła swe poglądy jedna grupa, bo ona przynajmniej rozpoznawałaby się w nich. Wiem, oczywiście, że inni wtedy protestowaliby, ale byłby to protest na zasadzie: wolimy, aby akceptowane rozwiązanie nie wyrażało czyjejkolwiek tożsamości, tj. aby było jednakowo obce nam wszystkim, niż żeby wyrażało tożsamość “ich”, a nie “naszą”. Taka jest logika demokracji: równość w wyobcowaniu. Ale zgoda na taką równość jest chwiejna i ma wyraźne granice, np. mniejszość narodowa nie zaakceptuje stanowiska narodu dominującego, choćby nawet przemawiała za tym autentyczna większość. Wiedział o tym Rousseau, gdy stwierdzał, że aby lud mógł wyrazić swą suwerenną wolę, musi najpierw być ludem. Wiedział o tym także J.S. Mill, dowodząc, że niemożliwa jest demokracja przedstawicielska w państwie wielonarodowym. A więc istnieje napięcie. Chcąc zachować mocną tożsamość, nie należy może godzić się na rządy demokracji większości. Powiedzmy jednak, że wszyscy zgadzają się na demokrację, do niej się odwołują. Czy demokracja może funkcjonować bez zakłóceń, jeśli prowadzi się “politykę tożsamości”, identity politics? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza m. in. obserwacja dzisiejszej Polski. Wykazuje ona, że: – jeśli członkowie konkurujących ze sobą partii dobierają się “wedle tożsamości” (“rodowodów” itp.), to podziały z przeszłości dominują nad teraźniejszością i troską o przyszłość; – jeśli istotna jest “tożsamość”, to uzasadnione jest pytanie “czyja Polska?”. Uzasadnione jest stawianie tzw.“wartości” ponad wolą elektoratu. Wręcz lekceważenie elektoratu, publiczne narzekanie, że elektorat nie dorósł do nas, jest zsowietyzowany, trzeba go wychowywać, kształtować, a nie dostosowywać się do jego potrzeb; – przy “polityce tożsamości” demokratyczny kompromis wydaje się zdradą (zdradą wartości, zdradą samych siebie) i jeśli nawet zawiera się go, to bez dobrej woli, z myślą o zerwaniu go, gdy tylko zmieni się układ sił. Nie ma szacunku dla przeciwnika ani dla taktycznego sojusznika; – autentyczna akceptacja pluralizmu jest trudna, jeśli nie niemożliwa. Pluralizm bowiem staje się podejrzanie bliski relatywizmowi moralnemu, czy wręcz nihilizmowi. Vide polskie krucjaty przeciw relatywistom – nie tylko kościelna koncepcja podporządkowania wolności “prawdzie”, ale również wywody Śpiewaka o cynizmie. W sumie Polska jest krajem, w którym różne “tożsamości” są wciąż silne i dlatego nikomu nie podoba się (z wyjątkiem W. Sadurskiego!) Rawlsowska koncepcja państwa neutralnego – neutralnego nie tylko wobec religii, lecz wobec wszelkich moralnych “tożsamości”. Dlatego też, mimo że trudno mówić o formalnym gwałceniu reguł demokratycznych, nie ma w Polsce atmosfery tolerancji, jest natomiast zawsze gotowość posłużenia się bronią politycznego moralizmu, presji środowiskowej, społecznego przymusu. W sumie: bez tożsamości mamy pustkę i uniwersalną alienację, ale przy nadmiarze tożsamości autonomia jednostki jest trudna do pomyślenia, a jeszcze trudniejsza w realizacji. Dlaczego odrzucam tzw. antykomunizm 4 XII 1996 r. Polski pseudoantykomunizm jest dla mnie
Tagi:
Andrzej Walicki