Przemoc nie kończy się wraz z odejściem sprawcy. Często się nasila Ola miała nadzieję, że po rozstaniu z ojcem jej rocznego syna jakoś się dogadają. Nawet się umówili, w końcu chodziło nie o nich, ale o małego. Wcześniej bywało różnie. Kłócili się. Bardzo. Od terapeutki par dowiedziała się, że to, czego doświadcza w domu, to przemoc. Odeszła. Żeby wszystko było w papierach, wniosła sprawę do sądu. O alimenty i ograniczenie władzy. Na początku jakoś to szło („Różowo nie było, ale ja tam sobie z nim poradzę, nie musi mnie lubić, byleby zajmował się dobrze dzieckiem”), źle się zrobiło, kiedy sąd zaczął wydawać orzeczenia na jego niekorzyść. Załatwić donosem Przynajmniej, mówi Ola, on tak to odczytywał, bo przecież chodziło cały czas o dziecko i jego dobrostan. Najpierw pisał setki esemesów: że jest złą matką, że to wszystko jej wina, że podejmie „odpowiednie środki”, żeby dziecko ocalić od tej złej matki. Potem, kiedy mały chorował, a Ola nie wysyłała go „na kontakty do ojca”, zawiadamiał policję. Policjantom mówił, że martwi się o bezpieczeństwo dziecka. Dzwonili, przyjeżdżali, sprawdzali. Jednocześnie pisał dziesiątki pism do sądu, grając zatroskanego ojca: a to, że dziecko ma dużą absencję w przedszkolu, a to, że matka stosuje przemoc emocjonalną, w końcu – że pije. Odpowiadała, załączała dowody, wyniki badań, wskazywała opinie psychologów i przedszkola. W końcu w domu odwiedzili ją pracownicy MOPR, bo dostali informację, że pijana zajmuje się dzieckiem. – Przyszli, sprawdzili, porozmawiali ze mną i synkiem, wszystko naturalnie było w porządku. Złożył fałszywy donos, a ja musiałam się tłumaczyć – relacjonuje Ola. Potem dostała pismo z Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Napisał, że jest alkoholiczką. Dostała wezwanie na przesłuchanie. Wybór miała taki: albo przyznać, że pije, albo powiedzieć, że nic podobnego, i zgodzić się na „dobrowolne” badania przez biegłych. Zgodziła się. – Muszę. Muszę udowodnić, że nie jestem wielbłądem – mówi. Takie donosy to częsta taktyka przemocowców, którzy na zamkniętych internetowych grupach doradzają sobie, jak załatwić „madkę”. Przez tych kilka miesięcy, kiedy trwała procedura, do sądu szły kolejne pisma. W sumie były partner zainicjował siedem dodatkowych postępowań. – Jestem wrakiem – przyznaje Ola. – Schudłam 10 kilo, nie mogę jeść, nie mogę spać, mam lęki. Biorę leki, bo inaczej nie mogłabym funkcjonować. Jestem zrujnowana finansowo, bo przecież adwokat kosztuje, a ja jestem z tym wszystkim sama – dodaje. Ostatnio lekarz zdiagnozował u niej chorobę autoimmunologiczną skóry. Ze stresu. Problemy finansowe ma też Dagmara. Były mąż, przeciw któremu toczyło się postępowanie o znęcanie się nad nią i nękanie jej (umorzone, podobnie jak 70% spraw tego typu w Polsce), nie płaci alimentów. Znaczy, raz płaci, raz nie, zależy, widocznie od nastroju. Ponieważ córka Dagmary, która pamięta tatę w akcji, kiedy wyzywał ją od tępych dzid i wyśmiewał, że gruba i nic niewarta, nie chce widywać się z ojcem, na kontakty nie chodzi. Wobec tego mężczyzna założył sprawę o karę finansową dla matki: 500 zł za każdy niezrealizowany kontakt. Sąd do żądania ojca się przychylił. Dagmara go w zasadzie utrzymuje, bo dziecka, jak mówi, do widywania się z psychopatą zmuszać nie będzie. Kiedy Magda spakowała siebie i córkę i uciekła do Polski od męża Francuza, który bardzo lubił, kiedy obie się go bały, ten uruchomił procedury, by sprowadzić dziecko z powrotem. Po kilku latach od ucieczki postawił na nogi pół Polski, uruchamiając child alert. Twierdził, że matka porwała dziecko, a on się boi o bezpieczeństwo córki. Tej samej, której nie widział kilka lat. Tej samej, która nie chce go znać. W ramach dbania o „dobro dziecka” robi wszystko, by córka wróciła do niego do Francji. Przykładów są tysiące, a wszystkie wpisują się w jeden schemat: przemocy poseparacyjnej. Bo prześladowanie ofiary wcale się nie kończy, kiedy ta zdecyduje się odejść od oprawcy. Przeciwnie, często wtedy się nasila, a przyczyna jest prosta: kat nie chce się pogodzić z tym, że traci władzę. Z raportu opublikowanego w tym roku przez brytyjską organizację Femicide Census wynika, że 37% ofiar zabójstw (kobietobójstwa) to kobiety, które podjęły kroki, by odejść od sprawcy przemocy. W Polsce z rąk przemocowych partnerów i mężów ginie rocznie ok. 400 kobiet.
Tagi:
alkohol, alkoholizm, Anita Kucharska-Dziedzic, Centrum Praw Kobiet, Femicide Census, Joanna Gzyra-Iskandar, Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Lewica, MOPR, obyczaje, parlament, Parlament Europejski, Parlamentarny Zespół ds. Monitorowania Podmiotowości Dziecka w Prawie Krajowym, polska lewica, polska polityka, polskie rodziny, prawa człowieka, prawa dziecka, prawa kobiet, przemoc, przemoc w rodzinie, przemoc wobec dzieci, przemoc wobec kobiet, rozwody, Sejm, społeczeństwo, ustawodawstwo, uzależnienia