Wyrywają łapy, topią, podrzynają gardło, biją kijem po głowie, traktują prądem Koniec lutego 2016 r. W Siedlcach 31-latek bestialsko zamordował kota. Wyrwał mu przednie łapy i ogon. Zwierzę konało w męczarniach. Kilka dni później w lesie koło Lublińca jakiś człowiek przywiązał do drzewa suczkę, a do pobliskiego rowu wrzucił sześć jej szczeniaków. Cztery zdechły z głodu i zimna. Suczkę i dwójkę młodych uratowali spacerowicze. W lipcu tego roku szczęścia nie miał chorujący kundelek z warszawskiego Wawra. Właściciel zakopał go żywcem. Zwierzę zdechło. Fermy przemysłowe to piekło dla zwierząt. – Takie wizyty zawsze odchorowuję – mówi wolontariuszka Stowarzyszenia Otwarte Klatki dokumentująca to, co się dzieje w takich miejscach. – Podczas ostatniego śledztwa na fermie zobaczyłam kurę. Jej dziób był zdeformowany, nie mogła jeść. Zabrałam ją ze sobą. Gdy wychodziłam z fermy, trafiłam na drugą kurę, którą jeden z pracowników wyrzucił na stos zwłok, myśląc, że jest martwa. Bałam się, że zostanie zabita, gdy tylko ktoś ją znajdzie. Obie zabrałam do weterynarza. Portret oprawcy Kim są ludzie, którzy znęcają się nad zwierzętami? Częściowo zbadali to członkowie Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt Ekostraż oraz Fundacji Czarna Owca Pana Kota, które w latach 2012-2014 monitorowały działania prokuratur i policji w zakresie przestępstw przeciw zwierzętom. Wnioski zawiera raport „Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?”. Autorzy brali pod uwagę te zdarzenia, które zostały określone jako przestępstwa i wykroczenia w Ustawie o ochronie zwierząt. Jednak wiele przypadków przemocy wobec zwierząt, szczególnie gospodarskich, nie zostaje ujawnionych, dlatego trudno mówić o obrazie całościowym. Z materiału wynika, że głównymi sprawcami przemocy wobec zwierząt są mężczyźni (ponad 83% wykrytych przypadków znęcania się). Typowy sprawca przestępstw przeciwko zwierzętom miał od 50 do 59 lat i mieszkał na wsi. Z powodu jego bestialskich działań przeważnie cierpiały zwierzęta domowe – ponad 83% przypadków. To nie znaczy, że za krzywdę zwierząt odpowiadają wyłącznie mieszkańcy wsi. Trwają wakacje. Media co rusz donoszą o psach przywiązywanych do drzew w lesie lub porzucanych gdzie bądź przez właścicieli, którzy postanowili wyjechać na urlop i pozbyć się „problemu”. Ci ludzie, nierzadko dobrze sytuowani, pozostają obojętni na kampanie apelujące do naszego człowieczeństwa, nie obchodzi ich, że porzucenie psa to dla niego ogromny stres, a nawet wyrok śmierci. „Wygnieciona długim oczekiwaniem trawa, wytopiony w zimie ciepłem ciała śnieg to tragiczny i symboliczny obraz zwierzęcej wierności. Niektóre z nich za wierność płacą najwyższą cenę, umierając w cierpieniu z powodu wycieńczenia organizmu lub ginąc pod kołami samochodów”, próbuje poruszyć serca właścicieli Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce w ramach kampanii „Nie porzucaj!”. Kot w pralce Letnie porzucenia to zaledwie wycinek ludzkiego bestialstwa. Każdy słyszał chyba o zabijaniu lub dręczeniu zwierząt dla zabawy. Ktoś spalił kota w piecu centralnego ogrzewania, ktoś inny wrzucił kota do pralki i ją włączył. Czy rzeczywiście my, ludzie, stajemy się coraz bardziej zwyrodniali? A może odwrotnie? Jesteśmy wrażliwsi, dlatego częściej zwracamy uwagę na złe warunki przetrzymywania zwierząt i je zgłaszamy? – Według mnie nie jest tak, że ludzie częściej znęcają się nad zwierzętami. Dlatego chcę wierzyć, że są bardziej wrażliwi, choć niezwykle trudno to zmierzyć – mówi prezes Międzynarodowego Ruchu na rzecz Zwierząt – Viva! Cezary Wyszyński. – Coś jednak się zmienia. Działa coraz więcej organizacji prozwierzęcych, które prowadzą więcej spraw, dzięki temu nagłośnionych zostaje więcej przypadków znęcania się. Mamy też coraz lepsze metody komunikacji, np. Facebook. O tym, że Polacy są dużo bardziej wyczuleni na los zwierząt, przekonany jest Dawid Karaś z Ekostraży: – Opinia publiczna domaga się znacznie większej ochrony zwierząt, także wtedy, gdy dotyczy to nieumyślnego działania. Społecznemu napiętnowaniu podlega dziś także wykorzystywanie ich w rozrywce oraz przeprowadzanie na nich eksperymentów. Mimo to powodów do interwencji nie brakuje. W ich wyniku cierpiące zwierzęta zazwyczaj są odbierane dotychczasowym właścicielom. Organizacje prozwierzęce mogą to robić, ponieważ uprawnia je do tego Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 r. (znowelizowana w 2012 r.), która określa zasady interwencji. Organizacje mogą odebrać zwierzę, o ile