Tworzenie oficjalnie obowiązującej polityki pamięci historycznej cechuje kraje rządzone autorytarnie Prof. Aleksander Krawczuk – nestor polskich historyków, wybitny znawca starożytności, były minister kultury, autor wielu książek, 7 czerwca kończy 95 lat Czy nie mamy w Polsce za dużo polityków zajmujących się historią i za dużo historyków zaangażowanych w politykę? Czy są jeszcze niezależni historycy? – Mówienie prawdy wymaga wielkiej odwagi i poświęceń, nie wszystkich na to stać. Historyk to też człowiek i musi czasem kupić sobie nową lodówkę lub pralkę. Zawsze starałem się w moich pracach rzetelnie przedstawiać każdy temat, opierać się na dokumentach. Może i z tego powodu zająłem się historią starożytności, bo to temat bezpieczniejszy. Ale był pan profesor też politykiem, ministrem kultury w latach 1986-1989, posłem na Sejm I i II kadencji. To zmuszało do zajęcia się sprawami współczesnymi. – Prawo starożytnych Aten karało uchylających się od sprawowania urzędów państwowych. Wiadomo z góry, że wszystkim się nie dogodzi, a odpowiedzialność ogromna. Cyceron powiedział: Historia testis temporum, lux veritatis, vita memoriae, magistra vitae (Historia jest świadkiem czasów, światłem prawdy, życiem pamięci, nauczycielką życia). Przyjąłem zasadę, że najgorszą rzeczą w polityce jest kłamstwo. Prawda zawsze wyjdzie na jaw, czasem wcześniej, czasem później. Lepiej niektóre fakty przemilczeć, niż podawać nieprawdę. Dlatego zanim zdecydowałem się objąć tekę ministra kultury, odbyłem rozmowę z gen. Wojciechem Jaruzelskim i powiedziałem mu, że musimy ujawnić, kto zamordował polskich oficerów w Katyniu. Nie możemy podawać nieprawdziwych informacji o faktach, które myślącej części społeczeństwa są znane od lat. Mówiliśmy też o innych drażliwych tematach dotyczących naszej najnowszej historii. Gen. Jaruzelski zapewnił mnie, że się ze mną zgadza, choć niestety zwlekał później z podjęciem konkretnych działań. Pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy grupa polskich historyków przygotowuje „strategię polskiej polityki historycznej”. Sam prezydent stwierdził, że „prowadzenie polityki historycznej to jedno z najważniejszych działań prezydenta”. – Dla mnie nie istnieje pojęcie polityka historyczna i nigdy nie posługiwałem się tym terminem. Historię należy badać i wyciągać poprawne wnioski z dostępnych źródeł i przekazów, a nie naginać do aktualnych potrzeb politycznych. Nie jest ona w żadnym wypadku materiałem do tworzenia strategii polityki historycznej. Każda władza po cichu popiera jednak naukowców, którzy są po jej stronie, i finansuje badania, które jej odpowiadają, ale nie mówi o tym publicznie. Tym bardziej że prezydent Duda deklarował, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, a nie tylko wyrazicielem poglądów jedynej słusznej partii. Albo ktoś jest politykiem, albo historykiem. Łączenie obydwu profesji prowadzi do wypaczeń i legitymizowania przez naukowców rządzącej elity. W czasach PRL nazywano to po prostu propagandą. Każdy wiedział, że zatwierdzanie patronów szkół i nazw ulic należy do partyjnych wydziałów propagandy. Nikt tego nie nazywał polityką historyczną. Dlaczego prezydent ma się zajmować kształtowaniem narodowej pamięci? – Tego nie wiem. Jeżeli chce po swojemu interpretować historię, może to robić na własną odpowiedzialność. Gdyby prezydenta w kształtowaniu pamięci historycznej wspierał ktoś taki jak śp. Andrzej Przewoźnik, spałbym spokojnie. Czy w demokratycznym i wolnym państwie ekipa rządząca powinna angażować historyków do tworzenia programów dotyczących zakresu i sposobów kształtowania pamięci historycznej? Dla mnie to odbieranie obywatelom możliwości samodzielnego myślenia. Historyk IPN ma mi powiedzieć, kto był bohaterem, a kto zdrajcą? – To jest działanie na krótką metę i przynosi taki skutek, że potem historię trzeba poprawiać. Historia jest nauką, a nie polityką, ma służyć prawdzie i tylko prawdzie. Ale niestety każda władza chce mieć zawsze rację. Tworzenie oficjalnie obowiązującej wersji polityki pamięci historycznej cechuje kraje rządzone autorytarnie. Zawsze trzeba zadać sobie pytanie, na ile ta doraźna polityka historyczna ma związek z rzeczywistością i ile z tego wszystkiego przetrwa. Jak za 20 lat będą oceniani „żołnierze wyklęci”? Tylko prawda, oparta na dokumentach, jest czymś ważnym dla dziejów każdego narodu. Pamiętamy czasy, gdy były dwie historie. Jedna, ta oficjalna, w szkole, prasie i telewizji, i ta druga, przekazywana dzieciom w domu. Czy teraz nie powróci urzędowa interpretacja historii? – Takie programowanie pamięci historycznej może do tego prowadzić. Czy rzetelny historyk powinien dać się