Kioskowa wojna polsko-polska

Kioskowa wojna polsko-polska

Za rządów dobrej zmiany tak się Polakom poprawiło, że – powtarzając słowa samej władzy – nic tylko chwalić. I klaskać z podziwu. Kto zaś tej lawiny sukcesów nie widzi, gotuje sobie los zaprzańca i zdrajcy. Cel takiej retoryki był oczywisty, ale mnożenie przez PiS epitetów okazało się mało skuteczne. Z pewnością kogoś zastraszono, choć generalnie efekt jest wręcz odwrotny. Coraz więcej ludzi chce mieć papiery kombatanckie i wypowiada PiS osobistą wojnę. W ten sposób reagują na agresywne zachowania i działania najgorliwszych wyznawców władzy. I chcą je zatrzymać. A my na własnej skórze przekonujemy się, jak ta polsko-polska wojna wygląda na dole. Dziś nie wystarczy wydrukować tygodnik i przesłać go do kolportażu. Mało co w łańcuchu od wydawcy do czytelnika jest jeszcze normalne. Nie ma dnia, by wkurzeni czytelnicy nie interweniowali w sprawie braku możliwości kupienia PRZEGLĄDU. Docieramy do ok. 20% punktów sprzedaży prasy, a nawet jeśli PRZEGLĄD trafia do kioskarzy, to wcale nie znaczy, że znajduje się na ladzie. Bo o tym decyduje sprzedawca. I jeśli jest wielbicielem PiS czy Radia Maryja albo uległym wykonawcą woli proboszcza i jego zaufanych, pisma o nieakceptowanej linii programowej będą leżały nierozpakowane i czekały na zwrot. Wystarczy, jeżdżąc po Polsce, popatrzeć na witryny punktów sprzedaży prasy, by od razu wiedzieć, kto siedzi za ladą i jakie poglądy wyznaje. Wolny kraj i wolność poglądów z jednym ale… Ograniczanie handlu z powodu osobistych poglądów religijnych czy politycznych jest niedopuszczalne. Mam już dosyć tej hucpy i tolerowania otwartej i bezczelnej, bo bezkarnej, wojny kioskarzy z gazetami. Zaczęliśmy gromadzić informacje na temat takich kiosków i jak zbierzemy dowody, wystąpimy na drogę sądową. Apeluję do Czytelników, by sygnalizowali takie sytuacje. Równie źle jest w przypadku prenumeraty redakcyjnej. Tygodnik wysyłany przez nas w niedzielę, trafia do adresatów w czwartek, piątek, a nawet po tygodniu. Piszemy, interweniujemy, płacimy coraz więcej za przesyłki i kompletnie nic to nie daje. Tysiące umordowanych i źle opłacanych listonoszy haruje po godzinach, a pisowski zarząd Poczty Polskiej nie potrafi się uporać z elementarnymi obowiązkami wobec klientów. Wychodzi więc na to, że trzeba będzie się samoorganizować i budować alternatywne systemy dystrybucji tygodnika. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 26/2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański