Czy szefowa szwedzkiej dyplomacji zginęła z rąk zawodowego mordercy? Brutalny zamach w Sztokholmie wstrząsnął Europą. 46-letnia Anna Lindh, minister spraw zagranicznych Szwecji, została zaatakowana przez tajemniczego nożownika. Pani Lindh jak zwykle poruszała się bez ochroniarzy. Nikt nie zdążył przyjść jej z pomocą. Do tragedii doszło 10 września w domu towarowym Nordiska Kompaniet w Sztokholmie, w pobliżu gmachu parlamentu. Zabójca, wysoki mężczyzna w czapce i w wojskowej kurtce, zaatakował na schodach ruchomych. Ciężko ranna pani minister zdążyła uciec na górne piętro, zanim osunęła się na podłogę. Napastnik zadał leżącej kobiecie jeszcze kilka ciosów nożem. Zaraz potem uciekł, porzucając narzędzie zbrodni i kurtkę zbroczoną krwią. Ofiarę podstępnej zbrodni przewieziono do szpitala Karolinska. Lekarze przez 10 godzin walczyli o życie pacjentki. Zahamowano upływ krwi z uszkodzonej wątroby, lecz doszło do zaburzeń pracy płuc. 11 września o godzinie 5.29 nad ranem minister przegrała walkę o życie. Kilka godzin później premier Szwecji, Göran Persson, mówił ze łzami w oczach: „Anna Lindh odeszła od nas. Jej rodzina straciła matkę i żonę. Socjaldemokraci stracili jednego ze swych najlepszych polityków. Rząd stracił zdolną minister i dobrą koleżankę. Szwecja straciła twarz wobec świata”. Cały kraj pogrążył się w żałobie. Flagi opuszczono do połowy masztu. Wyrazy oburzenia i współczucia napłynęły ze światowych stolic. W Europie zapanowały szok i niedowierzanie, że jeden z czołowych polityków UE został tak nagle i brutalnie wyrwany spośród żywych. Ann Lindh urodziła się w 1957 r. w Enskede, będącym przedmieściem szwedzkiej stolicy. Już w młodości związała się z Partią Socjaldemokratyczną. W latach 1984-1990 była przewodniczącą młodzieżówki socjaldemokratycznej. W 1982 r. jako najmłodsza deputowana zasiadła w parlamencie, gdzie wyróżniała się energią i talentem politycznym, ale także radością życia. Wyszła za mąż za byłego ministra spraw wewnętrznych Bo Holmberga, i została matką dwóch synów. W 1994 r., gdy socjaldemokraci wrócili do władzy, Lindh objęła w rządzie resort ochrony środowiska. Cztery lata później została szefową szwedzkiej dyplomacji. Dała się poznać jako zdolna dama stanu, umiejętnie wspierająca proces rozszerzenia UE. Potrafiła twardo wezwać Palestyńczyków i Izraelczyków do zaprzestania przemocy, krytykowała prezydenta USA. Zapowiadano Annie Lindh wspaniałą przyszłość. Wielu uważało, że zostanie ona następnym szefem rządu. Błyskotliwą karierę przeciął nóż zamachowca. Policja czyni wszystko, aby ująć mordercę. Jak poinformowała prowadząca dochodzenie Agneta Blidberg, wzmocniono kontrole na przejściach granicznych, sprawdzani są pasażerowie żeglugi promowej. Według komunikatu policji, sprawca jest mężczyzną w wieku około 30 lat, prawdopodobnie Szwedem, wyglądającym trochę jak włóczęga. Jednak zdaniem niektórych świadków, zamachowiec zadawał ciosy tak, jakby miał doświadczenie w zabijaniu. Czyżby był zawodowym mordercą? Nie można wykluczyć, że zabójca działał z pobudek politycznych. W Szwecji toczyła się właśnie niezwykle ostra kampania przed referendum w sprawie wprowadzenia euro, zapowiedzianym na 14 września. Kwestia przyjęcia europejskiej waluty podzieliła dziewięciomilionowe, zazwyczaj spokojne i zrównoważone, społeczeństwo zamożnego skandynawskiego kraju. Większość, bo aż 47% elektoratu, opowiadała za utrzymaniem korony. Minister Anna Lindh niestrudzenie przekonywała wyborców, aby przyłączyli się do Eurolandu, który zapewni dynamiczny rozwój gospodarczy. Szefowa dyplomacji występowała na licznych spotkaniach i wiecach, najczęściej tylko w towarzystwie swego rzecznika, bez żadnej ochrony. Odpowiada to skandynawskim zwyczajom, zgodnie z którymi między społeczeństwem a wybranymi przez niego liderami nie powinno być barier. W Szwecji ze stałej 24-godzinnej ochrony korzystają tylko premier Persson i król Karol XVI Gustaw. A przecież ten skandynawski kraj przeżył już szokujący zamach polityczny. 28 lutego 1986 r. nieznany do dziś sprawca zastrzelił w Sztokholmie premiera Olofa Palmego, który wracał z kina z małżonką, ale bez żadnej eskorty. Obecnie eksperci, jak Jerzy Sarnecki, profesor kryminologii na uniwersytecie w Sztokholmie, krytykują szwedzkie służby specjalne Sapö, że nie wyciągnęły lekcji ze sprawy Palmego. Szef Sapö, Kurt Malmstroem, odpowiada, że nic nie wskazywało na zagrożenie życia minister Lindh. Nie zgadza się z tym Jerzy Sarnecki: „Wyrażając się łagodnie, jak do diabła można twierdzić, że w tak zapalnej sytuacji politycznej nie istniało zagrożenie?”. Podobnego zdania