Nową konstytucję Chile napisze najbardziej skrajna prawica w całym regionie Takie zmiany trudno wytłumaczyć nawet w najbardziej niestabilnych politycznie krajach, a przecież Chile do nich nie należy. 7 maja przeprowadzono tam wybory do drugiej konstytuanty – osobnego, ustanowionego na mocy referendum z 2020 r. ciała odpowiedzialnego za przygotowanie projektu nowej ustawy zasadniczej. Tym razem do zgarnięcia było 50 mandatów, o ponad jedną trzecią mniej niż w pierwszej kadencji. Poprzednia konstytuanta, złożona ze 155 deputowanych, pracowała rok i w lipcu 2022 r. wypluła z siebie najdłuższą konstytucję w historii ludzkości. Tamten dokument zakończył życie na etapie projektu, bo 4 września, równo dwa miesiące później, Chilijczycy odrzucili go w referendum. Aż 62% zagłosowało przeciwko opisanej w rekordowych 388 paragrafach nowej, progresywnej i społecznie sprawiedliwej wizji kraju. Nie znaczyło to jednak, że Chile nie chciało już zmiany. Wręcz przeciwnie, przeprowadzone zaraz po wrześniowym głosowaniu sondaże pokazywały, że 60-70% obywateli nadal popiera reformę konstytucyjną. Po prostu nie taką, jaka została im wtedy zaproponowana. Tak w dużym skrócie wyglądają powody, dla których proces zmian ustrojowych w Chile jeszcze się nie zakończył. Szerzej o przyczynach wrześniowej klęski młodej lewicy jeszcze w tym tekście będzie, na razie skupmy się na wydarzeniach bieżących, bo te są dla chilijskiej polityki wstrząsem autentycznie tektonicznym. W majowych wyborach gigantyczne zwycięstwo odniosła radykalna prawica. Jej patronem i liderem jest José Antonio Kast, polityk sytuujący się na ideologicznej osi jeszcze bardziej na prawo niż Donald Trump czy Jair Bolsonaro, jednocześnie nigdy nieukrywający swojej fascynacji tymi populistyczno-nacjonalistycznymi przywódcami. Jego Partia Republikańska zdobyła aż 35% głosów, co przełożyło się na 23 miejsca w nowej konstytuancie. To wynik pod każdym względem komfortowy, bo zgodnie z nowym regulaminem tego ciała bariera do całkowitego zawetowania jakiejkolwiek propozycji wynosi 21 mandatów. Krótko mówiąc, Kast i jego ekipa będą mogli zablokować wszystko, co zaproponuje lewica. Dopiero drugie miejsce zajął obóz progresywny. Blok Jedność dla Chile, skupiony wokół 37-letniego prezydenta Gabriela Borica, uzyskał 28% głosów i 16 mandatów. Na trzecim miejscu znaleźli się prawicowcy bardziej umiarkowani od Partii Republikańskiej, choć z całą pewnością społecznie konserwatywni. Koalicja tradycyjnych partii chilijskiej prawicy, związana z byłym prezydentem Sebastiánem Piñerą i wywodząca się w dużej części ze środowisk bliskich dyktaturze Augusta Pinocheta, będzie w nowej kadencji reprezentowana przez 11 deputowanych (21% głosów). Oznacza to, że ugrupowania konserwatywne kontrolują 34 z 50 miejsc w instytucji, której jedynym celem jest umeblowanie chilijskiej polityki na nowo. Kast i jego kontrowersyjny rodowód Wiele jest tu do wyjaśnienia, najlepiej zacząć więc od góry, czyli od przyczyn sukcesu Kasta. Na scenie politycznej bynajmniej nie jest nowicjuszem. Pierwszy raz ubiegał się o prezydenturę w 2017 r., zdobywając wtedy 7,91% głosów. Niewiele w skali całych wyborów, sporo jak na debiutanta próbującego się przebić do głównego nurtu. Już wtedy dał się poznać jako człowiek radykalny, budujący wizerunek na łamaniu politycznych tabu i kontestowaniu establishmentu. Kontrowersyjny był zwłaszcza jego rodowód – ten dosłowny, ale także ideologiczny. Ojciec Kasta, Michael, pochodził z Bawarii. W 1942 r. wstąpił do NSDAP, służył w nazistowskiej armii, potem zbiegł do Chile. Informacja o narodowosocjalistycznej afiliacji ojca wyszła na jaw na finiszu kampanii prezydenckiej w roku 2021, kiedy Kast nie był już marginalnym zawodnikiem w grze, ale jednym z faworytów. Oczywiście ocenianie syna po czynach ojca byłoby absurdem, ale odnotować należy, że José Antonio Kast nigdy od poglądów Michaela się nie odciął. Wręcz przeciwnie, w wielu jego dzisiejszych postulatach pobrzmiewają bardzo wyraźne echa ideologii faszystowskiej. Kast już raz był bardzo bliski sukcesu. W owych wyborach prezydenckich sprzed półtora roku wygrał nawet pierwszą turę, zdobywając niemal 28% głosów. Wtedy była to niespodzianka zbliżona do tegorocznej, bo wielu ekspertów, choć widziało tendencję wzrostową w jego notowaniach, uważało, że kandydat skrajnej prawicy jest przeszacowany. Ostatecznie przegrał miesiąc później w drugiej turze z Gabrielem Boricem, twarzą nowej nadziei Chilijczyków na lepsze jutro. Boric, weteran polityki ulicznej i lewicy pozaparlamentarnej, obecny