Koalicja Trwam

Teledelirka Nie pisałam felietonów z powodów, które znają redaktorzy „Przeglądu” oraz wielki poeta Tadeusz Różewicz, któremu wytłumaczyłam się w liście. Niech jeden dość wstydliwy powód pozostanie tajemnicą, drugi mogę ujawnić. To był odruch fizjologiczny, który pojawił się parę miesięcy temu, gdy włączałam telewizor, a na ekranie POPiS-ywały się postaci polityczne, zwłaszcza zaś panująca nam miłościwie, choć niemiłosiernie, koalicja Trwam, bo tak trzeba określić związek braci K. z przyssawkami, ochrzczonymi w mediach przystawkami. Otóż wówczas sałatki brokułowe, szpinak, a już zwłaszcza groszek z marchewką podchodziły mi do gardła i gdybym nie miała pod ręką pilota, niechybnie puściłabym pawia na mozaikę dębową. Musiałam więc zrobić przerwę w oglądaniu, taka jest prawda. Od czasu do czasu próbowałam, ale po chwili policzki wydymały mi się jak Edgarowi z Włoszczowy. Niech wreszcie jakaś speckomisja ustali prawidłową wymowę słynnego na cały świat pomnika głupoty, choć winy mieszkańców w tym nie ma. Teraz wracam ostrożnie do kontrolowanego oglądania, jak rekonwalescentka po alergii dawkuję ostrożnie teledelirkę; omijam „Misję specjalną”, bo po niej z pewnością nastąpiłby nawrót womitacji. Pisać zaś o codzienności politycznej, jaka nas dotyka, czy raczej wali na odlew, nie czytając prasy i nie faszerując się telewizyjnymi newsami jak świąteczna kaczka jabłkami, nie godzi się. Nie czułabym się w porządku, pisząc o tym, czego nie znam. Choć obecny układ rządzący, który w proroczym uniesieniu przewidział jeden z bliźniaków, wołając: TKM! – Teraz K… My!, rozdaje fuchy na prawo i lewo (głównie lewusom) i nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji, by zostać ministrem. Bronią się jeszcze finanse, skarb, gospodarka. Wszystko inne jest do wzięcia. Egzaminy konkursowe na stanowiska są w likwidacji, a tam, gdzie jeszcze zostały, powtarzane są do skutku. Aż osoba najlepsza odpadnie, bo się z wściekłości rozchoruje, albo też dopóki nie wprowadzi się ukazu. Niemający nic wspólnego z oświatą minister edukacji ma władzę absolutną i może odcedzić osobę, która dwukrotnie wygrała konkurs na kuratora oświaty. Nie winię za to Giertycha. Jest skuteczny w masakrze edukacji, wszędzie umieszcza swoich ludzi. Wydaje się nieusuwalny, a dzieje się tak dlatego, że został namaszczony przez braci K. Taka jest cena za koalicję Trwam. Teraz, gdy bracia są w koalicyjnym klinczu, muszą się zgadzać na warunki LPR i Samoobrony, bo gdyby ogłoszono nowe wybory, nie ma pewności, że PiS je wygra. PiS liczy chyba na rozłam w PO, do którego dojdzie dzięki Nelly Rokicie w białym kapeluszu. We wtorek przeleciała jak meteor przez ekrany, wywołując operetkowe spekulacje na temat, czy to pendant do wyjścia Jana Marii z PO, czy tylko pistolet na wodę wymierzony w Tuska. Przy okazji Nelly doniosła na Donalda, że podobno spiskuje z Kwaśniewskim. Straszenie Olkiem to krzepiąca wiadomość, nawet jeśli nieprawdziwa, bo pokazuje, gdzie lokują się strachy PiS i przyssawek. Żadna z poprzednich ekip w materii zawłaszczania państwa przez wyrywanie stanowisk nie dorasta do kaczych pięt. Brak szacunku polityków koalicji Trwam dla elektoratu także nie ma sobie równych. Koalicja spija miód spływający po Belce. Zdołali już przetracić pięć miliardów, jakie zaoszczędził ów świetny ekonomista, zaciskając nam wszystkim pasa, a teraz biorą się do kasy z Unii. Chcą mieć wpływ na wszystko, nawet na to, od czego powinni się trzymać z daleka. Na lewicy zemściło się wyparcie lewicowej tożsamości. Skompromitowany socjalizm z ludzką twarzą zastąpiono socjalizmem bez twarzy. Maską bez oczu widzących biedę, pozbawioną nosa czującego smrodek prawicowy, w której zasznurowane usteczka zastąpiły otwarte usta, krzyczące w proteście przeciw klerykalizacji państwa. A czym było wyrzucenie parasola socjalnego, jak nie utratą twarzy? Dostaję dreszczy na wspomnienie ofiar transformacji, gdy przypomnę sobie likwidację funduszu alimentacyjnego, zabranie szklanki mleka dzieciom w szkołach, ulg studentom, zamykanie bibliotek gminnych, barów mlecznych. Skorzystali z tego bracia Kaczyńscy, przejęli dawne hasła lewicowe i teraz Kluzik-Rostkowska stara się naprawić to, co zepsuła pseudolewica. Nie chcę chwalić pani minister, bo to może przysporzyć jej kłopotów, których i tak ma dość z kołtunem w łonie PiS oraz z członkami odrażającej koalicji Trwam. Zapyziali chłopcy niecierpiący kobiet czekają tylko na okazję, żeby ją posunąć, jasne, że nie w sensie seksualnym, bo do molestowania mają swoje koleżanki lub koleżków. Poza tym boją się jej jak Ognia, dwuznacznego bohatera z Podhala. Wierzę,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2007, 2007

Kategorie: Felietony