W 46. numerze PRZEGLĄDU Wiesław Kot przypomniał, jakże słusznie, różne polskie listopady. Mimo że autor wybrał wersję light, w jego zestawie znalazł się listopad 1927 r. i feralny dzień śmierci Kasztanki, ulubionej klaczy Józefa Piłsudskiego. Rok temu bezpowrotnie uciekła okrągła, 90. rocznica tego bolesnego wydarzenia. Było tak: po rocznicowych obchodach marszałek odesłał ulubione zwierzę pociągiem z Warszawy do Mińska Mazowieckiego, chyba bez należytej eskorty. Nerwowa i płochliwa klacz, sama w wagonie, pewnie w napadzie szału próbowała wszelkich sposobów na wydostanie się z klatki. Dojechała żywa, ale już nigdy nie stanęła na nogach. Miała 17 lat. Zanim trafiła do komendanta, nazywała się Fantazja, podobno stosownie do własnego zachowania. Potem, już jako Kasztanka, słuchała wyłącznie poleceń Piłsudskiego. Każdy, nawet najbardziej nieposłuszny koń nabiera takiej wybiórczej pokory, kiedy obejmuje służbę u dzielnego rycerza albo wielkiego wodza. Nieomylnie przeczuwa, że tędy prowadzi najkrótsza droga do legendy. Kobyła wie, że nie wolno wierzgać, kiedy dźwiga się na grzbiecie ciężar historii. Okrutnie obszedł się los z Kasztanką po jej śmierci. Długo stała wypchana w Belwederze, a podczas okupacji niemieckiej – w Muzeum Narodowym. Po wojnie spalono wreszcie eksponat. Wszystko to wiem z różnych czytanek, a powtarzam nie po to, by na sermater odprawić rocznicę, tak jak rząd zrobił to Polsce na stulecie. Otóż, już na własny rachunek, chcę oddać Kasztance hołd za największą jej zasługę w sprawie uwolnienia Warszawy i dobrego imienia Piłsudskiego od okropnego projektu architektonicznego autorstwa Ivana Meštrovicia. Po śmierci Józefa Piłsudskiego warszawska elita nie umiała się porozumieć w sprawie jego pomnika. Wojna nadeszła szybciej niż zgoda między generałami, profesorami i magistratem. Po zdyskwalifikowaniu krajowych propozycji największe szanse miał koncept znanego chorwackiego rzeźbiarza – statua marszałka na koniu wysokości 25 m, na tle łuku triumfalnego wysokości 50 m. Dla porównania: Piłsudski miał 175 cm wzrostu, Kasztanka w kłębie półtora metra. Memorialny kompleks miał zająć cały plac Na Rozdrożu i co najmniej pół Ujazdowa, z takim zejściem nad Wisłę, żeby wszystko było widać także z prawego brzegu rzeki. Meštrović nie chciał słyszeć o żadnej klaczy. Posadził marszałka z założonymi rękami, w pozie zwycięzcy, na ognistym ogierze, bo w robocie miał właśnie dwa stosowne egzemplarze, zamówione na pomniki dwóch rumuńskich królów. Oficjalnie mówi się, że wojna przeszkodziła w realizacji tego projektu. Ja słyszałem w Jugosławii wersję light tej historii. Podobno chorwacki mistrz zdążył ukończyć samą rzeźbę. Polacy nie odważyli się jej wywieźć z Zagrzebia, kiedy odkryli, że coś jest nie tak z atrybutami płci Kasztanki, bo przecież na innym koniu nie mogli sobie wyobrazić marszałka. Nie wiadomo, czego bardziej się przelękli – śmiechu warszawiaków czy gniewu Piłsudskiego, bo gdyby z góry ujrzał siebie na nie swoim koniu, gotów byłby ze złości przerwać wiekuiste milczenie. Tak oto Kasztanka uratowała raz jeszcze naczelnika i na dodatek Rozdroże. Kto widział Grób Nieznanego Żołnierza na Avali, górze pod Belgradem, albo pomnik Zwycięzcy na wyniosłym Kalemegdanie u ujścia Sawy do Dunaju, chyba najbardziej znane Polakom realizacje Meštrovicia, łatwo sobie wyobrazi, jakie mieliśmy szczęście. Dwaj spieszeni politycy, Roman Dmowski i Ignacy Daszyński, każdy po prawie 5 m wysokości, którzy dzisiaj stoją Na Rozdrożu, mogliby bez zdejmowania kapelusza przechodzić pod monumentalnym końskim brzuchem. Historię pomnika miała opowiedzieć wystawa w warszawskiej Kordegardzie, zamknięta w ubiegłym tygodniu. Znana polska tłumaczka języka serbsko-chorwackiego napisała w księdze pamiątkowej, że zaangażowanie Meštrovicia w projekt pomnika Piłsudskiego to znak przyjaźni polsko-chorwackiej albo odwrotnie. Byłem, widziałem, czytałem. Podziwiałem kilka rzeźb Meštrovicia na świecie, bo w Polsce chyba nie ma ani jednej. Dlatego jestem pewien, że dopiero niedoszła realizacja projektu Na Rozdrożu uratowała przyjaźń polsko-chorwacką. Fot. NAC Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint