Z kabiny słychać zmysłowe jęki rozkoszy – wydaje je korpulentna pani w średnim wieku, właśnie zajęta piłowaniem paznokci Ewa nie wygląda niewinnie. Przynajmniej nie tutaj, gdzie leży – na ogromnym, nadmuchiwanym łóżku, pośród poduch i przedszkolnych maskotek. Ewa jest w pracy, o której chętnie mi opowie. – Mój najlepszy klient loguje się od kilku miesięcy. Napisał wczoraj, że jego rachunek za rozmowy wyniósł siedem tysięcy złotych. To mój rekord, ale jest kilku facetów, którym średnio wychodzi po trzy, cztery tysiące. Kim są jej wirtualni partnerzy? – Albo mają swoje firmy, albo to dzieciaki bogatych rodziców. Ewa jest pięknie opaloną blondynką o kształtnym biuście i długich, zgrabnych nogach. Jej szczupłą talię podkreśla mini spódniczka. Ma zamiar zostać fryzjerką. Na razie – mówi – jest po trochu aktorką, psychologiem i panienką do wszystkiego. – Mężczyźni są jak dzieci, wystarczy, że powiem im „kotku” czy „małpko” i już miękną. Są też i tacy, co muszą wyrzucić z siebie stres. Jeśli nazwą mnie dziwką, nie obrażam się, ale udaję urażoną. Ścisza głos, gdy pytam o pieniądze. – Tu są mikrofony – wyjaśnia – może myślisz, że zbijam kokosy, a ja więcej niż dwa tysiące za miesiąc nie zarobiłam. Znajduję się więc w seksualnym domu „Wielkiego Brata”. To porównanie przychodzi mi na myśl mimowolnie, kiedy obserwuję kamery pod sufitem, które śledzą każdy ruch. Tak wygląda pokój internetowy, w którym klienci na żywo mogą obserwować dziewczyny, komunikując się jednocześnie zarówno z nimi, jak i między sobą. Ewa nie rozbiera się przed kamerami, zresztą podobnie jak Marta, inna mieszkanka tego pokoju. Jest wylewna, a kiedy pochyla się nad klawiaturą komputera, by odpisać na nadesłaną wiadomość, odsłania na imponującym biuście tatuaż z napisem „For you”. – Faceci proponują mi małżeństwo, ale rzadko się umawiam, chyba że kogoś polubię. No, z tobą bym się umówiła. – Ale ja nie mam samochodu. – Najważniejsze dla mnie są prawdziwe uczucia, możesz mi nie wierzyć. Jeśli się zakocham, daję tej osobie wszystko. Był tu facet z Katowic, podjechał czerwoną mazdą. Zabrał mnie na zakupy, zaprosił na dyskotekę, a ja powiedziałam, że idę zadzwonić i wyszłam tylnymi drzwiami ze sklepu. Nie ufałam mu. Rozglądam się i wskazuję na czarny lateksowy kostium z maską i obrożą. – Twoje? – Nie, ale możesz przymierzyć. Jest tu para, która tego używa. Nie mają żadnych zahamowań, po prostu lubią seks. Trochę jak w przedszkolu Seksualny biznes widziany od kuchni wydaje się czymś najzwyklejszym, pracą, która zatrudnionym tam ludziom daje pieniądze na utrzymanie, opłatę rachunków i czesnego w szkole. Internet w firmie, która otworzyła przede mną drzwi, to nowość, funkcjonuje od kilku miesięcy. Prawdziwą kurą znoszącą złote jaja dla linii 0-700 są ciągle połączenia telefoniczne. Pomysł na opowieść o kochankach na telefon zrodził się w czasie spotkania z panią A., dziewczyną, która pracuje na linii. Spotykamy się na znanym w Warszawie rondzie. Jacek z aparatem, ja z notatnikiem. Zbliżamy się do wejścia biurowca. W hollu portier z ironicznym uśmiechem kieruje nas do windy. Myślałem, że taka firma musi być otoczona specjalną ochroną. Barczyści panowie w skórach albo w dresach. Tymczasem nic z tych rzeczy. Któreś tam piętro wieżowca, z okien widać, jak tłum niczym lawa zastyga przed przejściem dla pieszych. Na korytarzach pusto. Stoimy przed szklanymi drzwiami na zamek elektroniczny. Z drugiej strony podchodzi postawna, opalona brunetka. To pani Aneta, będzie naszym przewodnikiem. Lekko popycha drzwi – były otwarte. Firma zajmuje pół piętra. Jej centrum to rząd kabin, gdzie panie i panowie pracują z klientami. Sala ma około 70 m kw. powierzchni i można dostać się do niej przez drzwi z korytarza. Po jego przeciwnej stronie rozmieszczone są niewielkie pokoiki, przeznaczone na sekretariat, dział techniczny, biuro prezesa i studio internetowe. Oglądam obrazki z IKEI na ścianach i ulegam wrażeniu, że znajduję się w nowoczesnym przedszkolu, z tą różnicą, że w sali do leżakowania dorosłe dzieci rozmawiają o dorosłych sprawach przez telefon. Dla samotnego z portfelem Kabiny. Około 50. W godzinach szczytu, tj. popołudniowych, trzy czwarte są zajęte. W większości z nich toczy się właśnie rozmowa. Ilość i czas połączeń można prześledzić na ekranach podwieszonych pod sufitem. Pracę operatorek dogląda szefowa
Tagi:
Maksymilian Woch