Uchodzę – niesłusznie – za zagorzałego przeciwnika narodowej pasji Polaków – piłki nożnej. Piłkę nożną lubię, nie cierpię natomiast większości form polskiego kibicowania – niechęcią darzę nacjonalistyczne zadęcie (Poooolskaaa – białooo-czerwoniii), jak i klubowe, lokalne, fanatyczne fiksacje. W czasach mojego dzieciństwa dogorywała skuteczna (do czasu) taktyka boiskowa, zwana catenaccio, zaryglowanie i radykalna obrona własnej bramki. Mam wrażenie, że od dwóch lat mamy w Polsce nieprzerwane catenaccio polityczne, bronimy się zajadle, bez polotu, wyobraźni, pogrążeni w nudzie i marazmie, nie znajdujemy pomysłu na efektowny wypad na bramkę przeciwnika. Broniliśmy Trybunału Konstytucyjnego, nieledwie publicznych mediów i zwalnianych dziennikarzy, broniliśmy sądów, w tym Sądu Najwyższego, marnie bronimy lokatorów przed nie tyle wizją, co realnością eksmisji na bruk dotąd chronionych grup (np. kobiet w ciąży, osób starszych, niedołężnych). Zawłaszczone zostały służby specjalne, przez policję i wojsko przeszedł huragan kadrowy jak nad Borami Tucholskimi, prokurator generalny (dość konkretna postać) dostał wszechwładzę, której niebotyczne rozmiary dopiero docierają do naszej świadomości (np. kiedy słyszymy o wszczęciu postępowania prokuratorskiego przeciw sędziom w Szczecinie, którzy nie zaaresztowali podejrzanych byłych menedżerów z Polic, na których donieśli nowi, pisowscy menedżerowie z Polic). Próbowaliśmy bronić nauczycieli i dzieci przed wprowadzeniem chaotycznej, nieprzygotowanej pseudoreformy edukacji – nic nie zdziałaliśmy. Udało się na jakiś czas odeprzeć plany skrajnie konserwatywnych zaostrzeń ustawy antyaborcyjnej. Teraz pojawia się sprawa konsekwencji wprowadzania w życie tzw. ustawy dezubekizacyjnej, obcinania świadczeń emerytalnych tym, których arbitralnie i z formalnego rozdzielnika zaliczono do funkcjonariuszy „totalitarnego państwa”. Są wśród nich tysiące takich, którzy pracując w Służbie Bezpieczeństwa, milicji, innych służbach po 1989 r. przeszli pozytywnie weryfikację i dalej, często przez większość zawodowego życia, pracowali dla nowej już Polski. Dzisiaj „łapa niesprawiedliwości” PiS unieważnia tamte zobowiązania państwa polskiego. Jestem przekonany, że albo sądy (dopóki dadzą radę, a wkrótce będzie im trudno, trudniej lub w ogóle niemożliwe cokolwiek zrobić) będą zmieniać te decyzje, albo po upadku PiS nastąpi reakcja naprawcza. W imię najważniejszych cywilizacyjnych zasad prawa: prawa do obrony przed oskarżeniem, zasady domniemania niewinności, zasady niedziałania prawa wstecz, niestosowania odpowiedzialności zbiorowej – w tej jednej ustawie wszystkie te zasady przestały obowiązywać. A dzięki anihilacji Trybunału Konstytucyjnego tak kuriozalnie, niesprawiedliwie stanowione prawo może wejść w życie. Według związkowców dawnych służb mundurowych efektem tych poczynań jest już kilkanaście zgonów (w tym samobójstwa). Przez ponad dekadę (od końca lat 70. do 1989 r.) byłem zaangażowany w działania opozycji demokratycznej, niemal każdego dnia robiłem coś, co mogło kosztować mnie pozbawienie wolności lub inne represje. Tak się nie stało, uniknąłem konsekwencji, które były udziałem tysięcy innych osób. Trudno powiedzieć, że darzyłem sympatią osoby zaangażowane w pracę i działania ówczesnego aparatu represji. Ale też właśnie z takiej perspektywy, tego, o co wówczas walczyliśmy, przeciw czemu protestowaliśmy, na co się nie godziliśmy – jestem jednoznacznie przekonany, że w obronie wszystkich tych, których dotykają teraz represje ustawy dezubekizacyjnej, należy zaprotestować i nie godzić się na to pod szantażem „obrony ubeków”. I ta obrona nie może dotyczyć tylko tak kuriozalnych przypadków jak 95-letni powstaniec warszawski, lekarz, który kiedyś w swoim długim życiu zawodowym pracował przez jakiś czas w przychodni MSW. Musi dotyczyć wszystkich, którym niezawisły sąd nie udowodnił w uczciwym procesie konkretnej winy. Dzisiaj nasze milczenie w sprawie dezubekizacyjnej przyniesie kolejne opresyjne decyzje tej władzy, za chwilę karane będzie nieprzynależenie do PiS. Nie ma zgody na dezubekizację, dekomunizację (w zeszłym tygodniu na otwartą debatę w IPN o dekomunizacji, policja państwowa na żądanie pracowników policji historycznej nie wpuszczała na salę osób chcących wziąć udział w dyskusji – dzisiaj nie wpuszcza, jutro będzie wsadzać). Samo z siebie PiS się nie zatrzyma. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint