Minister Waszczykowski tłumaczy, że potrzebna jest mu ustawa o służbie zagranicznej, po to by do MSZ wprowadzić nowych ludzi, bo ci, którzy są, to towarzystwo znające się od lat, zastałe, bez przyszłości. Bardzo to ciekawe stwierdzenie, aczkolwiek niezbyt nowe – tak mówiono zawsze, podczas kolejnych zakrętów historii. W roku 1968, po roku 1970, w roku 1982, no i w III RP. Zawsze powtarzano tezę, że tylko dzięki nowym ludziom MSZ zacznie lepiej funkcjonować. Nigdy to się nie sprawdzało. Wyobraźmy sobie, że dyrektor szpitala zacznie mówić, że trzeba wymienić lekarzy na innych specjalistów, spoza medycyny. Wtedy będziemy mieli dobre leczenie i udane operacje. Albo padnie propozycja wyrzucenia z uniwersytetów profesorów i zastąpienia ich oddaną PiS młodzieżą. Przykłady można mnożyć. Nie o to jednak chodzi, ale o samo myślenie ministra. Tak jakby nie widział śmieszności pisowskich ambasadorów, których posłał do Niemiec, Wielkiej Brytanii czy do USA. Mieli być tymi, którzy prowadzą aktywną politykę w kraju urzędowania, bronią PiS, rozwalają opozycję itd. I co? Gdzie są ich sukcesy? Być może dlatego, by nie popadać w śmieszność, Waszczykowski uznał, że ambasadorem przy ONZ w czasie pełnienia przez Polskę funkcji niestałego członka Rady Bezpieczeństwa powinien być ktoś znający się na dyplomacji. Bo nie będzie to dotychczasowy ambasador przy ONZ w Nowym Jorku, Bogusław Winid, dyplomata z najwyższej półki, którego rychłe odwołanie minister już zapowiedział. Kto więc go zastąpi? Kto będzie reprezentował Polskę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ? Na razie trwają w tej sprawie przepychanki. Między MSZ a Kancelarią Prezydenta. Kancelaria blokuje Waszczykowskiego. A jego kandydaci, czy raczej kandydatki, czekają na decyzję. Jak podsłuchaliśmy w MSZ, kandydatką na funkcję ambasadora RP przy ONZ jest wiceminister Joanna Wronecka. Zna się na robocie dyplomatycznej, była ambasadorem w Egipcie i Maroku. Była też wicedyrektorem departamentu ONZ. No i pierwszym polskim ambasadorem w strukturze Unii Europejskiej – Catherine Ashton powołała ją na stanowisko ambasadora Unii w Jordanii. Wydawałoby się więc, że do Rady Bezpieczeństwa Wronecka, arabistka, znająca i Bliski Wschód, i dyplomację unijną, jest jak znalazł. Ale w PiS kręcą nosem na jej kandydaturę. Bo ma w życiorysie haki – przyszła do MSZ w czasach tzw. zaciągu Geremka. I z jego ekipą przez całe lata była utożsamiana. Poza tym była szefową sekretariatu ministra, gdy MSZ szefował Włodzimierz Cimoszewicz. I tego też w PiS nie mogą przeżyć. Dlatego Kancelaria Prezydenta zgłosiła wątpliwości. Minister zgłosił zatem kandydatkę numer dwa – Barbarę Ćwioro, szefową Departamentu Polityki Europejskiej. Pisaliśmy już o niej parę tygodni temu, o jej pozycji w MSZ i związkach z ministrem Waszczykowskim, więc nie ma co się powtarzać. Ruch należy do Kancelarii Prezydenta. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint