W kolejce po życie

W kolejce po życie

Karolina Wojnarowicz czwarty rok czeka na przeszczep płuc O Karolinie Wojnarowicz pisaliśmy już dwa i trzy lata temu. 24-letnia, ładna dziewczyna, która od lat zmaga się ze straszliwą chorobą, mukowiscydozą. Z czasem jej płuca i serce tak osłabły, że jedyną szansą na normalne życie stał się przeszczep. Karolina długo karmiła się nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Z uśmiechem na twarzy opowiadała, że w końcu los się odmieni, że znajdą się dawca i lekarze gotowi podjąć się skomplikowanego przeszczepu albo że przynajmniej uzbiera pieniądze na leczenie za granicą. Swoim optymizmem, pragnieniem życia zarażała każdego, kto się z nią zetknął. Jednak ostatnio jej oczy straciły dawny blask. – Z tygodnia na tydzień czuję się coraz gorzej. Co miesiąc mam dożylne leczenie w szpitalu, ale i tak większość antybiotyków już na mnie nie działa. A poza tym inhalacje, drenaże. Mam założoną rurkę z tlenem, ale i tak coraz rzadziej wychodzę na dwór. Dlaczego? Chyba nie starcza mi chęci. A poza tym czy można uśmiechać się w nieskończoność? – mówi Karolina, a jej przyciszony głos nie brzmi tak jak rok temu. Nie ukrywa, że jej dawna wola walki gdzieś się zapodziała. Wszystkie pieniądze, jakie udało jej się do tej pory zebrać, szły na bieżące leczenie. Nie było mowy, żeby coś odłożyć na przeszczep za granicą. Teraz szansą jest dla niej lek Tobi. To antybiotyk do inhalacji, który może ułatwić oddychanie. W Stanach jest darmowy, ale w Polsce kosztuje 13 tys. zł miesięcznie. Gdyby go zdobyła, nie musiałaby tyle jeździć na dożylne leczenie. A tego ostatniego boi się coraz bardziej. Bo im więcej go przyjmujesz, tym bardziej uzależniasz od niego organizm. – Złość już mi opadła, ale niedawno miałam pretensje do całego świata. Że nic wokół mnie się nie dzieje, że lekarze o mnie zapomnieli. To są zbyt duże emocje, żebym sama potrafiła nad nimi zapanować. Wokół Karoliny jest pełno życia. Jej siostra ma już swoją rodzinę, niedawno urodziła córeczkę. Tata i mama ciągle ją wspierają, dbają, żeby nigdy nie została sama w domu. Ma chłopaka. Od czterech lat tego samego, Bartka. To już coś, choć bywało różnie, bo choroba rządzi się swoimi prawami. – Na sylwestra byłam z Bartkiem i rodzicami u znajomych. Większość czasu przeleżałam, bo złapały mnie jakieś potworne duszności. Ale i tak było miło – wspomina Karolina i na chwilę w jej oczach zapalają się dawne iskierki. Czasem, gdy lepiej się poczuje, jedzie do kościoła. Jest tam centrum integracyjne „Nadzieja życia”. – Siedzę z godzinę w fajnej atmosferze, maluję. To daje mi sporo radości. Później muszę wracać. A w domu? O szkole nie mam co marzyć, za to dużo piszę. Głównie opowiadania i wiersze. To są moje uczucia przelane na papier. Kilkanaście dnie temu Karolina była w Poznaniu na badaniach. Sprawdzano, czy nadawałaby się do przeszczepu. Takich testów przechodziła już kilka. Tylko serce, czy może razem z płucami? A gdyby tak jeszcze wątroba? W Polsce czy za granicą? Ciągle badania i badania, z których nic nowego nie wynika. Przeszczep płucoserca to trudny zabieg. W Polsce udało się to tylko kilka razy. Na przykład w 2002 r. w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu lekarze pod kierownictwem prof. Mariana Zembali przeszczepili płucoserce 22-letniej Magdzie Lisiewicz. Dawcą był nastoletni Tomek z Warszawy. – Tak, słyszałam, że w Polsce udało się komuś przeszczepić płucoserce. Ale nie próbowano tego jeszcze na osobie chorej na mukowiscydozę – Karolina mówi coraz wolniej. Oddycha z trudem. W końcu przerywa i zanosi się głośnym kaszlem. – Czy mam nadzieję na przeszczep w Polsce? Szczerze? Już chyba nie. Przypadek Karoliny jest szczególnie trudny, a średni czas oczekiwania na Krajowej Liście Biorców w grudniu 2004 r. wynosił 25 miesięcy. Każdego roku kilkadziesiąt osób z tej listy umiera, nie doczekawszy swojej szansy. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że w ostatnich latach lekarze coraz częściej muszą odstępować od pobrania narządów. W 2004 r. do Poltransplantu wpłynęło 696 zgłoszeń o możliwości pobrania narządu od zmarłych, ale 73 z nich nie wykorzystano ze względu na protest rodziny (patrz: tabelka). Gdyby nie te decyzje, za każdym razem udałoby się uratować od śmierci od jednego do sześciu chorych. I może wtedy więcej osób uznawałoby Światowy Dzień Transplantacji za radosne święto… Krzysztof Wasiluk mieszka w Szczecinie. Przeszczep wątroby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2006, 2006

Kategorie: Kraj