Paweł Kasprzak walczy z wyrokami nakazowymi. Dlatego dwa dni spędził w więzieniu Bardzo się cieszę z tej swojej odsiadki – deklaruje Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP. – Myślę, że dzięki temu nakazówek będzie mniej. Za miesiąc, za dwa, sprawdzimy. Walczymy o to, żeby sędziowie nie byli przedłużeniem państwa policyjnego. Kasprzak spędził dwa dni w więzieniu. Sam zgłosił się do odsiedzenia kary. Przyznaje, że jako osoba medialna miał w więzieniu trochę łatwiej. – Obchodzono się ze mną jak z jajkiem – mówi. I dodaje, że jest gotów jeszcze nieraz iść za kratki. Dlaczego? Kasprzak walczy z wyrokami nakazowymi. Takie wyroki wydawane są na posiedzeniu sądu bez udziału stron. W obecnej sytuacji działają jak dodatkowy środek represji wobec opozycji i tych, którzy uczestniczą w antypisowskich demonstracjach. Kasprzak opowiada swoją historię. W grudniu 2017 r. brał udział w demonstracji w obronie niezależności Sądu Najwyższego. Gdy wracał z grupą znajomych, przeszedł w niedozwolonym miejscu przez ul. Górnośląską. – Szliśmy w niewielkiej grupie, a za nami szło ze 30 policjantów. Słyszałem ich radiotelefon: idźcie za Kasprzakiem, idźcie za Kasprzakiem. W promieniu kilkuset metrów wszystkie przejścia były zablokowane przez policję. Więc przeszliśmy tam, gdzie było można. Wtedy nas otoczyli i zatrzymali. Policjanci wypisali Kasprzakowi mandat w wysokości 50 zł. Odmówił jego przyjęcia, sprawa zatem została skierowana do sądu. W protokole zatrzymania policjant napisał, że Kasprzak zachowywał się „arogancko i lekceważąco” – chodziło o to, że odmawiał pokazania dowodu osobistego, zanim policjant nie podał mu powodu interwencji. Sąd, wyrokiem nakazowym, skazał go na 300 zł grzywny i 100 zł kosztów sądowych. Kasprzak nie odwołał się i nie zapłacił. W efekcie sąd zamienił mu karę na 20 godzin prac społecznych, a potem na 48 godzin aresztu. I wyznaczył dzień, godzinę oraz zakład karny, w którym ma się stawić. Kasprzak chce ten system, w którym policjanci i sędziowie ramię w ramię wysyłają niepokornego obywatela do więzienia, rozmontować albo przynajmniej mocno osłabić. W tym konkretnym przypadku napisał na odmowie przyjęcia mandatu, że chce złożyć wyjaśnienia przed sądem, ale zostało to przez sędzię prowadzącą sprawę zignorowane, otrzymał nakazówkę. – Siedziałem w więzieniu, pozbawiony możliwości złożenia wyjaśnień przed sądem, bez procesu – mówi. – Mam nadzieję, że taka sytuacja będzie ostrzeżeniem dla sędziów, żeby wyroki nakazowe ferowali ostrożniej. Kasprzak nie ma wątpliwości, że nieraz jeszcze trafi w ten sposób do aresztu. Zadeklarował bowiem, że nie będzie przyjmował wyroków nakazowych, nie będzie się od nich odwoływał – że będzie szedł siedzieć. Nie jest zresztą w tym postanowieniu osamotniony. Tydzień wcześniej dwa dni w areszcie spędził inny aktywista Obywateli RP, Tadeusz Jakrzewski. Kasprzak jest regularnie zatrzymywany i karany mandatami przez policję. Statystycznie – przynajmniej raz dziennie. Każdego dnia odbiera z poczty kolejne wezwania, pisma dotyczące działań policji, prokuratury i sądów. Czasami nie ma już siły, by wszystko otwierać i czytać. Nie mówiąc już o złożeniu w regulaminowym terminie odwołań. Bo dotąd, jeżeli się odwoływał i sprawa trafiała na wokandę, zawsze był uniewinniany (z wyjątkiem jednego razu, kiedy został skazany za przeklinanie). Tym razem jednak Kasprzakowi chodzi o nakazówki. Władza może tym narzędziem bardzo skutecznie dokuczać niepokornym obywatelom. Po pierwsze, zawsze sąd może uznać, że zawiadomienie zostało odebrane ze skrzynki, po drugie – termin odwołania od takiego wyroku wynosi siedem dni. Dla obywateli, którzy nie mają doświadczenia w kontaktach z prokuraturą, policją, sądami, to bardzo duży kłopot. Tą metodą można zamknąć im usta. – Zdaję sobie sprawę, że nikt normalny z własnej woli nie będzie się pchał do więzienia – tłumaczy. – Trzeba więc sędziów uczulić, by dokładniej przypatrywali się kwitom, które do nich spływają. Bo jeżeli w sprawach ewidentnie politycznych będą wydawać nakazówki, będzie to oznaczać, że wróciliśmy do czasów kolegiów ds. wykroczeń. Zresztą spójrzmy na praktykę. Policjanci wypisują mandaty za wykroczenia albo wyolbrzymione, albo zupełnie zmyślone. Na przykład za udział w nielegalnej demonstracji, choć nie ma czegoś takiego od czasów PRL. Potem takie odmowy przyjęcia mandatów spływają do sądów. I tam dzieją się różne rzeczy. Sądy nakładają grzywny. Potem ściąga je komornik. Ode mnie niczego nie ściągną, więc trafiłem do więzienia. – Sędziowie