Kołodko czy Hausner

Kołodko czy Hausner

Dwaj przyjaciele przestali ze sobą rozmawiać. Podzieliła ich gospodarka czy coś jeszcze? Rozmawiają ze sobą przez media. Albo podczas posiedzeń Rady Ministrów. Wtedy toczą profesorskie dysputy. „To jest jak z komedii – opowiada jeden z ministrów, świadek owych polemik. – Dwaj profesorowie prowadzą spór na modele, zacietrzewieni, ale próbujący skryć to zacietrzewienie. Dyskutują abstrakcyjnie. Patrzą na nas, niemych świadków, jak na sędziów. A co może w takiej sytuacji powiedzieć na przykład minister kultury, który, przypuszczam, niewiele z tej dyskusji pojmuje? Więc milczymy”. Inny urzędnik Kancelarii Premiera spór Kołodko-Hausner komentuje krótko: „Dwóch ambicjonerów. A przecież każdy z nich ma jakąś część racji”. Tylko jaką? Jajko czy kura? Utarło się przekonanie, że Kołodko zbudował całościowy program naprawy finansów państwa, dobrze policzony, taki, że nie grozi nam żadna dziura budżetowa, żadna Argentyna czy coś niespodziewanego. I że trzeba go zrealizować, bo inaczej kierowanie finansami państwa i polską gospodarką stanie się niemożliwe – już w tej chwili tzw. sztywne wydatki budżetowe sięgają 70%. Ta suma rośnie. Rząd może więc gospodarować około 30% pieniędzy, które ma w budżecie. Reszty nie może tknąć. Czyli tak naprawdę nie będzie miał pieniędzy na inwestycje, na współfinansowanie programów unijnych. Trzeba coś z tym zrobić. Lecz ten program ma jedną wadę – wiele grup społecznych może mieć kłopoty z jego zaakceptowaniem, bo wicepremier zabiera niemal wszystkie ulgi i przywileje. „Ten program nie gwarantuje, że nasza gospodarka osiągnie tempo wzrostu 5% PKB – dodaje Jerzy Hausner. – Gospodarce potrzebne są bodźce popytowe, które pchnęłyby ją do przodu”. Po czym wylicza te bodźce – niższe podatki dla firm oraz wyższy próg sumy wolnej od podatku. „Nie można dalej obniżać dochodów ludności, bo to przekłada się na popyt inwestycyjny”, mówi. Program Hausnera jest więc zbiorem lepszych i gorszych pomysłów, które ożywiłyby gospodarkę. I tyle. Co oczywiście szybko wyłapują jego krytycy. „Plan Hausnera to taki plan pracy departamentów”, ocenia zgryźliwie jeden z naszych rozmówców. A drugi, związany z Ministerstwem Finansów, pyta wprost: „Te wszystkie pomysły Ministerstwa Gospodarki wyglądają fajnie, tylko mają jedną wadę – wymagają pieniędzy. Pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. A skąd je wziąć, kiedy kasa pusta?”. I jeszcze jedna opinia, prof. Orłowskiego, doradcy prezydenta Kwaśniewskiego. Orłowski określił „plan Hausnera” jako zbiór ciekawych pomysłów, bez liczenia się z tym, że deficyt budżetowy może sięgnąć w ten sposób 10%. A co wtedy? Spór Kołodki z Hausnerem jest zatem wręcz klasycznym sporem między ministrem finansów a ministrem gospodarki. Pierwszy uważa, że bez zracjonalizowania wydatków nie wygospodarujemy pieniędzy na rozwój, drugi przekonuje, że lepiej zainwestować. Wtedy te pieniądze w dwójnasób się zwrócą. Pierwszy musi pilnować budżetu i przepływów finansowych, drugi co chwila zderza się z problemami kolejnych branż i zakładów. Że nie ma na prąd, na wypłaty, że zwalniają… Czy jest to spór ognia z wodą? Marek Borowski próbuje uporządkować dyskusję. „Nie ma dwóch planów, jest jeden – plan wicepremiera Kołodki – mówi. – Bo on całościowo obejmuje finanse państwa. Pomysły Hausnera mogą wzbogacić go w niektórych elementach”. Tak więc można zachować dyscyplinę Kołodki i wdrożyć część pomysłów Hausnera. Rzecz w tym, żeby obaj chcieli współpracować… Złośliwości i podejrzenia Ale nie chcą. „Jeżeli ktoś sobie wyobraża, że można reformować finanse publiczne bez programu ożywienia gospodarki, to znaczy, że zależy mu jedynie na obronie własnej pozycji intelektualnej”, to słowa Hausnera pod adresem Kołodki. Wicepremier nie pozostaje dłużny. „Jeden jest rząd, jedna polityka gospodarcza i finansowa i jeden minister finansów, który koordynuje politykę finansów publicznych – podkreśla. – Jeśli któremuś ministrowi zdarza się zgłaszać jakiś wariant wykraczający poza ramy naprawy finansów publicznych, skazany jest na niepowodzenie”. Po takich salwach idą mniejsze lub większe złośliwości. Hausner nazywa Kołodkę „marchewkowo-jarzynowym tygrysem”. Kołodko sugeruje, że Hausner gra nieczysto. „Żeby tej wojny nie było, trzeba by było zrobić Kołodkę o wiele mocniejszym, niż jest dzisiaj, takim jaki był za czasów Oleksego – ocenia jeden z ministrów. – Albo iść w drugą stronę – zrobić go Baucem, a wicepremierem uczynić ministra

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Kraj