Kolumbia: pokój jeszcze daleko

Kolumbia: pokój jeszcze daleko

Tysiące ludzi wyszły na ulice. Mimo brutalnej reakcji władz manifestanci nie wracają do domów Korespondencja z Ameryki Południowej Po przeszło dwóch tygodniach marszów ulicznych i strajków w zakładach pracy, które zaczęły się w Kolumbii 28 kwietnia, liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na 50. To więcej niż podczas pięciu miesięcy protestów w Chile z przełomu lat 2019 i 2020, które światowa prasa opisywała jako wyjątkowo krwawe. Deszcz nie przeszkodził Cali to trzecie co do wielkości miasto Kolumbii. Położone w żyznej dolinie rzeki Cauca, w sąsiedztwie głównego portu kraju – Buenaventury – i na strategicznym szlaku do Ekwadoru, jest także jednym z najistotniejszych centrów gospodarczych. I miejscem, gdzie różnice społeczne między bogatą elitą a ubogimi masami widać jak na dłoni. Kiedy w samym środku drugiej fali pandemii prezydent Iván Duque ogłosił niefortunną reformę podatkową, podnosząc ceny podstawowych produktów żywnościowych, a także opłaty za wodę czy gaz, to Cali wybuchło z największą siłą. – Wielu analityków powtarzało: to nie ma sensu, przechodzimy przez rekordowy szczyt zakażeń, ludzie nie wyjdą na ulice – mówi Damaris Ramos Vega, psycholożka z uniwersytetu Areandina z Bogoty. A jednak główne aleje Cali zalał strumień ludzi. Mobilizacja szybko rozprzestrzeniła się na główne miasta. Z 20 tys. nowych przypadków koronawirusa dziennie 50-milionowa Kolumbia maszeruje w masowych manifestacjach. – Nigdy czegoś takiego nie widziałam – opowiada wzruszona Damaris. – Odkąd pamiętam, protesty zawsze przypadały w dni deszczowe i ludzie szybko rozchodzili się do domów. Tym razem historia potoczyła się inaczej. W zimnej, bo położonej na 2600 m n.p.m. stolicy kraju spadł deszcz, ale nie był w stanie ochłodzić gorących nastrojów. Gdy pierwszego dnia demonstracji przez miasto przetaczały się intensywne burze, ludzie krzyczeli i walili w bębny jeszcze głośniej. I trwali na ulicach. Tego samego dnia w Cali zarejestrowano pierwszą ofiarę śmiertelną. Zapłonęły autobusy i posterunki policji. Kto nas ochroni przed policją? – Zjawia się ESMAD, ogłasza, że oto my, manifestanci, odbieramy pozostałym obywatelom, czyli kierowcom samochodów, prawo do swobodnego poruszania się. Następnie policjanci otaczają nas i przechodzą do ataku – mówi Damaris. – Sama kilkakrotnie musiałam uciekać. ESMAD (Escuadrón Móvil Antidisturbios) to specjalny szwadron policji do rozpędzania ulicznych zamieszek, znany z nadużywania przemocy. Na zdjęciach i nagraniach wideo z manifestacji widać, jak ubrani na czarno mężczyźni w kaskach i ochraniaczach celują z długiej broni. Naprzeciwko młodzież kryje się za zaimprowizowanymi tarczami ze znaków drogowych. To tzw. Pierwsza Linia, czyli zorganizowana grupa protestujących, która chroni pozostałych uczestników marszu przed atakami ESMAD. – Mało tego, nocami ESMAD wjeżdża do ubogich dzielnic czołgami i strzela ludziom w okna – kontynuuje Damaris. Oprócz gumowych kul i gazu łzawiącego do wyposażenia funkcjonariuszy włączona została niedawno wyrzutnia typu Venom, ciskająca każdorazowo do dziesięciu granatów gazowych lub błyskowo-hukowych. Producent oferuje urządzenie jako broń nieśmiercionośną, jednak kolumbijski ESMAD, wbrew sugestii, zamiast wystrzeliwać pociski w górę, celuje bezpośrednio w protestujących. Miejskie akcje z użyciem tej wyrzutni przypominają regularne działania wojenne: na ulicy słychać krzyki, w domach trzęsą się szyby, a potężne eksplozje rozświetlają noc. – Tutejszy marsz 28 kwietnia został zwołany na dziesiątą rano. Przyjechałam godzinę wcześniej – opowiada Lania, fotografka z Manizales, niedużego miasta na zachodzie kraju. – Przeszliśmy przez centrum i niektóre dzielnice. Wszystko odbywało się pokojowo. Pod wieczór dołączyły do nas bardziej agresywne osoby. Niektórzy sprawiali wrażenie pijanych. Ktoś rzucił kamień w stronę policji, no i się zaczęło: strzały, gaz łzawiący. Ludzie rozbiegli się po domach. – Już wielokrotnie udało się potwierdzić, że rzekomi manifestanci niszczący mienie publiczne i jako pierwsi wdający się w starcia ze służbami porządkowymi to osoby opłacane przez policję lub sami policjanci po cywilnemu – uzupełnia Damaris. – Zwróć uwagę, że ESMAD jest niezwykle sprawny w identyfikowaniu i pacyfikowaniu manifestujących. Ale gdy podczas protestów dochodzi do grabieży sklepów czy podpalania autobusów, z niewyjaśnionych przyczyn policja nie zjawia się na miejscu. Policja w Kolumbii ma jak najgorszą reputację, a jej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 21/2021

Kategorie: Świat