Komornicy – bezlitośni egzekutorzy

Komornicy – bezlitośni egzekutorzy

Jest ich 563. Zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Dobytek rodziny potrafią zlicytować za 32 zł. Ze szpitali ściągają miliony Do pokoju nr 13 kancelarii komornika sądowego rewiru I w Bytowie co piątek pukają ludzie. To dzień otwartych drzwi dla dłużników. Ale ludzie mówią, że nigdy nie wiadomo, czy Wojciech D. zechce rozmawiać. – Nie legitymuje się, nie bierze nakazu, jak puka do drzwi, nie sporządza protokołów. Uważa, że to „kawkowska biurokracja” – ucina Sławomir Witkowski. – Jak przyjdziesz zapytać, gdzie idą pieniądze, bo słyszysz, że wierzyciel ich nie dostał, on patrzy znad biurka: „Pan się nudzi w domu?” – przytakuje Zbigniew Płaczkiewicz, któremu półtora roku egzekutor siedział na wypłacie. – Z dłużnikiem sprawę sam załatwiłem, ale komornikowi się należało, bo już wszczął postępowanie. – Republika kolesi – macha ręką Henryk U. (woli nie podawać nazwiska) na znak, że to skorumpowane miasto. W „żywe oczy” miał usłyszeć kiedyś od Wojciecha D., że go zniszczy. Komornicy. Jest ich w Polsce 563. Zawsze mówiło się o nich źle. Może taki zapukać do drzwi w każdy dzień roboczy i soboty od 7 do 21. Nie ma obowiązku ustalania, czyje przedmioty licytuje. Nie może zabrać tylko tego, co jest niezbędne do życia w tej chwili: bielizny, odzieży codziennej, zapasu żywności i węgla na miesiąc, pieniędzy na przeżycie dwóch tygodni, przedmiotu kultu religijnego, pamiątki komunijnej dziecka… Lepiej siedzieć cicho. Za utrudnianie mu pracy siłą grozi do trzech lat więzienia. Rewir Wojciecha D. O Wojciechu D. w 20-tysięcznym Bytowie krążą legendy. Od dawna ludzie piszą skargi do sądów i urzędów centralnych. Ponieważ nie pomogły, ludzie upomnieli się o sprawiedliwość w telewizji. Cała Polska nie tak dawno słyszała ten dialog zza biurka, nad którym wisi godło Rzeczypospolitej: – Pieniądze poszły, gdzie poszły, nie chce mi się wyjaśniać. Może na poczcie ukradli? Pan truje jak baba. Niech mnie pan nie denerwuje i wypierd…! Gówno prawda, precz! Psuje mi pan atmosferę! – A ja jestem gorszy od pana? – pytał Witkowski, który wszedł z ukrytą kamerą, gdy nagrywali „Superwizjer TVN”. – Oj, tak. – A kto to panu powiedział? – Ja to powiedziałem. Witkowski pamięta dokładnie tę rozmowę. – Bluźni, okrada, napada, a prawo dalej po jego stronie. Gdy zacząłem szumieć, media nie brały mnie poważnie, nikt trzeźwo myślący nie wierzył, że jeszcze istnieją takie miasta jak nasze. Witkowski już trzy lata walczy o sprawiedliwość, ale na razie dosięgła ona tylko jego matkę, starszą panią, którą wszyscy znają z bytowskiej biblioteki. – Była jesień 2002 r. – opowiada. – Matka usypiała wnuka, nagle natarczywy dzwonek do drzwi. Zleciała otworzyć, rozespana, w skarpetkach. W drzwiach stali Wojciech D. i asesor Krzysztof K. Chcieli zająć samochód lokatora, który dawno tu nie mieszka. Myślała, że to napad w biały dzień, jak jeden zablokował drzwi nogą i wykręcił jej rękę. Tak ją pobili, że dwa tygodnie leżała na kardiologii. Halina Witkowska złożyła zawiadomienie do prokuratury w Bytowie, ale mimo świadków i obdukcji 60-letnią kobietę prokuratura oskarżyła o… pobicie komornika! – Na policji robiono mi odciski palców i zdjęcia jak jakiemuś bandziorowi – wyrzuca. Trzy lata siedziała na ławie oskarżonych. Niedawno panią Halinę uniewinnił sąd w Gdańsku. – A ten pan nadal pracuje – Witkowski tylko się domyśla, ale jest za małym człowieczkiem, żeby wiedzieć. – Siostra i ojciec, po którym Wojciech D. przejął kancelarię, pracują w centrali Krajowej Rady Komorniczej w Warszawie. Dopiero po ostatniej nagonce w TVN prezes Sądu Okręgowego w Słupsku wystąpił o zawieszenie go w czynnościach w związku z przedstawieniem zarzutów przez lęborską prokuraturę. Ale jeszcze włos mu z głowy nie spadł. – Czasami mam już tego dość, wiem jednak, że gdybym konsekwentnie nie doprowadziła tej sprawy do takiego etapu, odwet naszych „stróżów prawa” byłby wcześniej czy później, a teraz jest już na tyle głośna, że nie mogą tak kogoś zeszmacić jak wcześniej – mówi rozgoryczona Witkowska. – Ale boję się o rodzinę, bo zdaję sobie sprawę, że weszłam w otwarty konflikt z „układem”. Gdy rok temu „Gazeta Bytowska” uruchomiła wirtualne forum, ludzie się odważyli: „Wojtasa trzeba powiesić za jaja, nasypać mu do dupy karbitu”, pisali. Już nie piszą.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 43/2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Edyta Gietka