Politycy PO wchodzą w cichy układ ze stacjami komercyjnymi. Za ich poparcie mogą poświęcić TVP Czy przydałby się strajk w obronie telewizji publicznej, taki jaki miał miejsce w radiowej Dwójce? Liderzy rządzącej Platformy Obywatelskiej nie mają nic przeciwko prywatyzacji TVP. Nastroje pracowników telewizji są podminowane, dziś nie istnieją żadne gwarancje mogące chronić jej niezależność i obiektywizm. Być może więc nie będzie innego wyjścia. Najnowsza wojna o panowanie w TVP jest dowodem zdumiewającej hipokryzji naszych pożal się Boże polityków. Niezależnie od tego, jakiej są maści, głośno deklarują, jak bardzo leży im na sercu apolityczna, pluralistyczna i wolna od ideologicznych nacisków telewizja publiczna. Jednocześnie zaś robią wszystko, by zdobyć na nią wpływ, upartyjnić, obsadzić wszystkie lukratywne i ważne stanowiska swoimi ludźmi. Albo przynajmniej uszczknąć odrobinę z puli wpływów tych ugrupowań, którym udało się dorwać do władzy w TVP. Można się naturalnie zżymać na prymitywizm polskiej klasy politycznej, która nie potrafi pojąć, iż maksymalnie odpolityczniona i obiektywna telewizja publiczna jest wartością, której należy strzec. Ale politycy są tylko tacy jak ogół społeczeństwa. Lepsi nie będą. Przyjmijmy więc za pewnik, że nigdy nie zrezygnują z prób wywierania nacisku na telewizję publiczną. A w związku z tym – nie ma prawie żadnych szans na uchwalenie ustawy medialnej, która owe naciski mogłaby redukować do rozsądnego minimum. Polska klasa polityczna nie dopuści do tego. Oskarżam! Rządzący wolą sprywatyzować lub zlikwidować nasze media publiczne, niźli uwolnić je od partyjnych wpływów. Talenty panów B. O decyzjach, jakie zapadały 3 lipca w TVP, można powiedzieć wszystko z wyjątkiem tego, iż decydowały o nich jakiekolwiek względy merytoryczne. Przede wszystkim – w całej rozciągłości ujawniła się patologia w systemie sterowania mediami publicznymi, obciążająca braci Kaczyńskich. To za ich sprawą 29 grudnia 2005 r. parlament zdominowany przez PiS zdecydował o zmniejszeniu składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z dziewięciu do pięciu osób. W wyniku tej ustawy w KRRiTV zasiadło dwóch przedstawicieli PiS delegowanych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przedstawiciel PiS delegowany przez Senat oraz dwóch przedstawicieli Sejmu, z których jeden jest bardziej wszechpolski i LPR-owski, a drugi bardziej z Samoobrony. Po raz pierwszy w KRRiTV nie znalazł się nikt z ówczesnej opozycji. Skutecznie zniszczyło to pluralizm w mediach publicznych oraz uczyniło je igraszką prywatnych ambicji ludzi bez znaczenia, zdolności i dorobku. Najnowsze trzęsienie ziemi w TVP nastąpiło za sprawą dwóch panów Borysiuków, ojca i syna, których osiągnięcia twórcze są żadne. Młodszy w wyniku zawłaszczenia mediów publicznych przez braci Kaczyńskich i ich ówczesnych koalicjantów został odkomenderowany do KRRiTV jako kandydat Samoobrony. Gdy Borysiuk ojciec kandydował do europarlamentu z ramienia antyunijnego Libertasu, Borysiuk syn w Krajowej Radzie wspierał wszystkie działania p.o. prezesa TVP Piotra Farfała, promujące i reklamujące to ugrupowanie w telewizji publicznej. Po porażce w eurowyborach Borysiukowie zmienili front. Borysiuk syn przyłączył się do trzech członków KRRiTV reprezentujących PiS, a więc wrogich LPR-owskiemu Farfałowi, co spowodowało, że KRRiTV skierowała do Rady Nadzorczej TVP osobę, której głos stworzył większość antyfarfałową. Umożliwiło to podjęcie, nieskutecznej na razie, próby odwołania obecnego szefa TVP. Od tej pory analitycy mediów zastanawiają się, jaki też interes mieli Borysiukowie w zerwaniu z Farfałem. Ostatnio dominuje pogląd, iż wspieranie LPR i Libertasu w telewizji publicznej działo się z inicjatywy PO i premiera Tuska, który oficjalnie deklaruje brak zainteresowania losami TVP i twierdzi, że ten, kogo popiera telewizja publiczna, przegrywa w wyborach, ale w rzeczywistości stymuluje działania telewizji publicznej osłabiające PiS. Gdy po eurowyborach Libertasu już nie było, liderzy PO mieli sprowokować PiS-owską część Rady Nadzorczej TVP do ataku na Piotra Farfała, by skutecznie wystąpić w jego obronie – co pozwoliłoby zwiększyć przychylność obronionego prezesa telewizji dla PO. No bo niby dlaczego minister skarbu zwołał Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy TVP SA i od razu je zawiesił pod pozorem, że właśnie dowiedział się o wynikach kontroli skarbowej w telewizji? Makiawelizm czystej wody realizowany przy pomocy Borysiuków… Język miłości i prawdy Ważne, byśmy dobrze rozumieli język, jakim decydenci debatują o mediach publicznych. Jeśli więc premier Donald Tusk, polecając posłom PO usunięcie z ustawy medialnej gwarantowanego minimum (ponad 900 mln zł rocznie) na funkcjonowanie mediów publicznych, mówi,