Kończy się zachodnia cywilizacja – rozmowa z Petrem Zelenką
Przekładając dzieła literatury na język filmowy czy teatralny, należy zachować oryginalne realia, nawet kostiumy – Jaka jest aktualność Dostojewskiego dziś? Czy umieścił pan spektakl teatralny „Bracia Karamazow” we współczesnym filmie, ponieważ uznał pan, że sam Dostojewski już do nikogo nie przemówi, bo się zestarzał? – Nie sądzę, aby Dostojewski się zestarzał. Wręcz przeciwnie. Nadal jest bardzo nowoczesnym pisarzem, chociaż Rosja w jego czasach ogromnie różniła się od państw zachodniego typu, także dziś widać te różnice. Jedyne podobieństwo, jakie dostrzegam między Rosją 1880 r. a Europą 2008 r., jest takie, że w obu społecznościach dokonywała się wówczas i dziś dokonuje swoista odmiana reform czy rewolucji. Zarówno wtedy, jak i teraz próbuje się jakoś podołać koniecznościom zmian. Dość zabawne, że filmowe adaptacje „Braci Karamazow” Dostojewskiego wyglądają obecnie ogromnie „staro”, choć mają tylko 51 i 40 lat. Kiedy oglądałem okropną amerykańską adaptację z 1957 r. z Yulem Brynnerem, który grał Dymitra, oraz film z 1969 r. będący pełną przesady rosyjską próbą historycznej epopei, to pomyślałem, że warto spróbować nakręcić „Karamazowów” jeszcze raz i w zupełnie inny sposób. Nie jestem pewny, czy udało mi się zrobić dobry film, ale bez wątpienia jest on lepszy od dwóch wcześniejszych. – Dokonał pan adaptacji rosyjskiej powieści na potrzeby teatru (i filmu), zachowując umowne realia czasu, kostiumu, zachowania aktorów. Czy nie lepiej było przenieść akcję we współczesne czasy? – Co do przekładania dzieł literatury na język filmowy czy teatralny, uważam, że powinny one zachować oryginalne realia, nawet kostiumy. Nie należy ich na siłę „uwspółcześniać”, tj. przenosić akcji w dzisiejsze czasy. – Odpowiada panu sposób patrzenia na Europę – Polskę, Czechy, Niemcy, Francję, Holandię, Bułgarię itd. – czeskiego plastyka Davida Czernego, który miał wystawę w Parlamencie Europejskim? – David jest moim przyjacielem i zawsze trzymam kciuki za powodzenie jego działań, a wystawa „Entropa” bardzo mi się podobała. On był zresztą szczęśliwy, że całość prezentacji zakończyła się skandalem. Według mnie oburzenie polityków ujawniło jeszcze dodatkowe zjawisko. Każdy kraj europejski jest skoncentrowany wyłącznie na sobie, celebruje własny image i dobrostan. Czy moglibyśmy sobie wyobrazić np. taką sytuację, że polskie MSZ wydaje oświadczenie: Naszym zdaniem ten numer z bułgarską toaletą to było o wiele za dużo. Na co Bułgarzy odpowiadają: Nie, to było w porządku, ale nam się wydaje, że gejowska flaga na waszym wizerunku była jednak przesadą. A na to Polacy: Nie przejmujcie się. My jedynie się z tego śmiejemy. Itd., itp. – I co teraz powinno się zrobić w sprawie wystawy? Kazać ją zdjąć i zniszczyć, czy też nie robić nic, tylko się śmiać? – Według mnie Europa powinna przestać dyskutować o „Entropie”, a w zamian zająć się prawdziwie istotnymi problemami, takimi jak źródła energii w przyszłości albo np. dlaczego Francuzi mogą dyskutować tylko o problemach Francji. – Do Francji nam daleko, a Czechy są bliżej pod każdym względem. Jak zdefiniowałby pan kompleks polsko-czeski? Za co się nie lubimy, co w sobie podziwiamy, w czym możemy się uzupełniać? – Rosjanie mają coś, co można określić mianem „selektywnej pamięci”. Pamiętają tylko dni pełne chwały ze swej historii, a wszystko inne zapominają. Polacy są całkiem odmienni pod tym względem. Kiedy Polak się upije w barze, zaczyna przepraszać za 1968 r. (interwencję państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji). A kiedy dojdzie do kompletnego upadku, zaczyna nawet przepraszać za rok 1938 (aneksję Zaolzia). Ja bym tych dwóch dat nie używał jako argumentu przeciwko wam. Byłem wówczas zbyt młody albo jeszcze mnie nie było na świecie, a wtedy mieliśmy o wiele gorszych nieprzyjaciół wokół nas. Kompleks polsko-czeski uważam zatem za zbyt jednostronny. Abstrahując od tego, nasze narody są tak bardzo do siebie podobne, że byłoby ogromnym wstydem nie umieć się porozumieć lub ignorować jeden drugiego. My, Czesi, mamy poczucie, że jesteśmy całkowicie samotni w świecie, gdzie nikt nas nie rozumie i nikt o nas nie zadba. W tym świecie naszym jedynym przywilejem jest to, że świat nas ignoruje. Ale to nie jest prawdą, bo pewna część polskiego społeczeństwa, której na nas zależy, zainicjowała dialog. W moim przypadku chodzi o to, że zastrzyk energii,